Dodany: 11.07.2013 18:37|Autor: zmianowy

Retro zawsze w modzie i w cenie!


Ten niewielki rozmiarami kryminał, będący pierwszą częścią cyklu przygód Erasta Fandorina, wpisuje się w bardzo modny ostatnio nurt „retro”. I to w naprawdę bogatej wersji, bo obok pełnej szczegółów społeczno-obyczajowych carskiej Rosji poznajemy również, dzięki służbowej podróży bohatera, wiktoriańską Anglię, może nie aż tak dokładnie opisaną, ale zawsze.

Jak to jednak z kryminałami bywa – dwa najważniejsze elementy to postać głównego bohatera i intryga. Autor może zbudować żywy świat, pełen detali, okrasić narrację ciekawymi spostrzeżeniami, jednak to raczej nie wystarczy, by zatrzymać czytelnika na dłużej (szczególnie kiedy mamy do czynienia z cyklem). W takiego typu literaturze musi się dziać ciekawie, dziać wciągająco, a oczy, które stają się również naszymi, muszą patrzeć na wszystko pod odpowiednim, zadowalającym nas kątem.

W „Azazelu” patrzymy na wydarzenia oczami Erasta Fandorina, młodego chłopca, pełniącego funkcję registratora kolegialnego, czyli w ówczesnej Rosji kogoś stojącego dużo-bardzo-dużo niżej niż detektyw policyjny z prawdziwego zdarzenia. Młodzieniec jest jednak zdolny, ambitny, potrafi kojarzyć ze sobą nieoczywiste fakty i, co w tej części staje się bardzo istotne, chętnie podejmuje ryzykowne decyzje. Ten specyficzny zestaw cech wprowadza Erasta na trop z początku niepozornej, lecz później bardzo niebezpiecznej sprawy.

Oto poprzedzone dziwnym zachowaniem samobójstwo pewnego młodego człowieka, który niedawno odziedziczył spory majątek, jedynie w Fandorinie wywołuje pytanie o prawdziwy powód tej śmierci. Starsi pracownicy registratu ograniczają się głównie do narzekania na młodzież, jej skłonność do wywoływania u siebie skrajnych stanów psychicznych i ryzykanckie życie. Początkowe nieśmiałe i prowadzone nieoficjalnie śledztwo wiedzie do znacznie istotniejszych pytań i odpowiedzi, niż się z początku mogło wydawać. Żeby nie zdradzać za dużo, jedynie zaznaczę, że chodzi o coś więcej niż ludzkie namiętności, o wiele więcej.

Jak zatem sprawdza się połączenie tak nakreślonej postaci detektywa z toczącą się intrygą? Działania Fandorina odczuwamy jako naturalne, chłopak polega przede wszystkim na intuicji i logice – tam, gdzie brak pewnych, fundamentalnych odpowiedzi, stara się je znaleźć. Niektóre tropy okazują się mylne, inne kierują akcję na właściwe tory.

Trochę inaczej można zacząć odbierać wydarzenia, kiedy okazuje się, że niedoświadczony młodzieniec podejmuje praktycznie same właściwe, rozsądne decyzje, jego sprawność fizyczna stoi na nadspodziewanie wysokim poziomie, a określenie „urodzony pod szczęśliwą gwiazdą” zmienia się w „urodzony pod szczęśliwym gwiazdozbiorem Hydry”. Co prawda autor, Boris Akunin (Grigorij Szałwowicz Czchartiszwili), gdy te umiejętności bohatera wychodzą na jaw, stara się wytłumaczyć je, wskazując na ich źródła w życiu chłopaka, lecz… czasami ma się wrażenie, że nieco przesadził. Nawet fakt, że Fandorin, poza tym, czego nauczył się sam, wzoruje się na działaniach i pracy swojego zwierzchnika, który staje się dlań swego rodzaju mentorem, nie pozwala ze spokojem zaakceptować niektórych wyczynów bohatera.

Również intryga, a precyzyjniej - jej zasięg, czasami wydaje się trochę przesadzona, jednak dosyć długi czas, gdy znaki zapytania się mnożą, a nie znikają, sprawia, że mimo wszystko można się solidnie wciągnąć i samemu zastanawiać, kto tu co, po co i dlaczego.

Bohaterowie drugiego i trzeciego planu są krwiści, zwracają na siebie uwagę i czasami pobudzają nas do refleksji, tak że warto pochwalić Akunina za ich stworzenie. Mają na kartach powieści trochę miejsca dla siebie i mogą się zaprezentować. Dzięki temu uzyskujemy szersze spojrzenie na całą intrygą i możemy głębiej wniknąć zarówno w temat, który między wierszami porusza autor, jak i w psychologię postaci.

Poza prowadzeniem śledztw w sprawie zbrodni oraz zachowań i psychologicznych motywacji bohaterów, mamy okazję przyjrzeć się nieco carskiej Rosji - spojrzeniem ciepło-melancholijnym, przywodzącym nieco na myśl utwory Czechowa. Czuje się w tu opisach i przywiązaniu do szczegółów pewną nutkę sentymentu, w przeciwieństwie do obrazu wiktoriańskiej Anglii, który jest trochę bardziej… przymglony i brudny.

Autor bardzo ładnie posługuje się językiem, a sposób, w jaki opowiada sprawia, że podczas czytania mamy uczucie, iż łagodnie unosimy się na falach spokojnego morza. Nawet gdy akcja przyspiesza, rytm narracji się nie zmienia. Także zakończenie, które, dodam, robi kolosalne wrażenie, poprowadzone zostało spokojnie. Całość czyta się komfortowo, z czego wnioskuję, że zarówno autor, jak i tłumacz (Jerzy Czech) wykonali kawał dobrej roboty.

Podsumowując: „Azazel” to solidny, wciągający retro-kryminał, z którym warto się zapoznać i zastanowić, czy ten typ powieści godny jest dokładniejszego poznania. Pewne jego cechy mogą irytować, jednak każdy gatunek ma swoje słabe strony i czasami warto przymknąć oko, by dać się wciągnąć opowiadanej historii.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 675
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: