Dodany: 08.07.2013 21:41|Autor: AnnRK

Zmowa milczenia


O tym, że przeszłość nierozerwalnie łączy się z teraźniejszością, a konsekwencje wielu działań odczuwalne są nawet po długim czasie, chyba wspominać nie trzeba. Nie zmienia to faktu, że często podejmujemy decyzje nie licząc się z tym, że nas albo kolejne pokolenia może któregoś dnia dopaść rykoszetem ich efekt. I ściąć z nóg.

Było rok 2006, styczeń, we Frankfurcie trwała mroźna zima. Henrieta Winkler, nestorka bardzo wpływowego rodu przedsiębiorców, słuchała właśnie opery Wagnera. Drewno się żarzyło w kominku, przez okno do pokoju zaglądał księżyc w pełni. Termometr wskazywał dwanaście stopni poniżej zera. Coś jednak zakłóciło ten wieczorny spokój. Odgłos kroków na żwirze, czyjaś postać stojąca na tyłach ogrodu. Henrieta "w jednej chwili zesztywniała ze strachu. Paznokcie wbiły się w jej zwiotczałą skórę dłoni"[1]. Gdy staruszka otwierała drzwi wiodące na taras, w tle wciąż głośno grała muzyka.

Ciało Winkler znalazła gospodyni, Josefa Hirschbach. Nestorka zamarzła przed domem. "Sprawca oblał tę kobietę wodą. To oczywiście doprowadziło do gwałtownego wyziębienia ciała"[2]. Wcześniej otrzymała mocny cios w twarz. Gdy upadła, ciągnął ją przez cały salon za stopy aż do drzwi tarasu. "Nogi gruchnęły o kamienną posadzkę. Trzask pękających kości. Nieznośny ból. Odsunął drzwi na taras. Znowu złapał ją za nogi. Jednym szarpnięciem przeciągnął przez próg na nocny mróz i znów wypuścił. Ponowny gruchot kości. Odgłos przypominający trzask polan w ogniu"[3]. To były ostatnie chwile Henriety, "morderca zostawił ją tak, z twarzą przyciśniętą do lodowatych kamieni"[4]. W gardle miała krew, zaschło jej w ustach. Czuła zimno i ból. Tak wyglądały ostatnie minuty życia kobiety, którą dopadła przeszłość.

Dzień później zostaje porwany wnuk Winkler. Frederik nie dociera do szkoły i ślad po nim ginie. Morderca nie kontaktuje się z rodziną. Jego łącznikiem staje się dziennikarz, człowiek bez skrupułów, który dla dobrego materiału zdolny jest do niekoniecznie chwalebnych czynów. Nie ma "żadnego żądania okupu, tylko jedno zdjęcie, na którym był pradziadek chłopca"[5]. Morderca i porywacz najwyraźniej chce coś przekazać rodzinie. Rozpoczyna grę, której stawką jest wolność, a może i życie Frederika. Czego chce przeciwnik wpływowej, bogatej rodziny, właścicieli olbrzymiej firmy budowlanej, jeśli nie zależy mu na okupie? Śledztwo bierze w swoje ręce prokurator Miriam Singer, nazywana "żelazną damą". Już sam jej przydomek świadczy o tym, że będzie godną przeciwniczką przestępcy. Wraz z Henrim Lieblerem, komisarzem policji, próbuje dociec motywów zabójstwa i porwania, jednocześnie odkrywając kolejne tajemnice rodziny.

"Zimowy morderca", kryminał Krystyny Kuhn, łączy w sobie przeszłość i teraźniejszość. Co jakiś czas wątek współczesny przerywany jest historią Zosi, młodej Polki w 1942 roku wywiezionej do przymusowej pracy w Niemczech. Tam przez jakiś czas służyła jako pokojówka. Pojawienie się w powieści wątku Zosi sugeruje, że tragedia frankfurckiej rodziny przedsiębiorców ma związek z okresem wojny. Co jednak łączy te dwie historie?

Dość szybko można odgadnąć, kim jest przestępca, ale motyw jego działania długo pozostaje zagadką. Ślady prowadzą do Krakowa i tam na jakiś czas przenosi się akcja. "Zimowy morderca" to poprawnie napisany kryminał, nawiązujący do wydarzeń z okresu drugiej wojny światowej, do roli w niej nie tyle jednostek militarnych, co zwykłych ludzi. Często młodsze pokolenia niewiele wiedzą na temat przeszłości swojej rodziny, jej ciemnych spraw. Duma z przynależności do firmy przekazywanej z pokolenia na pokolenie wolna jest od balastu win i krzywd, jakie stały się udziałem poprzednich zarządców. Nieznajomość przeszłości nie ciąży, jeśli nie wie się, jak wiele jest w niej nie tylko dobra, ale i zła. Gdy na jaw wychodzą pewne fakty, włos jeży się na głowie na myśl, ile trupów mogą w sobie mieścić eleganckie szafy i zagracone schowki.

"Zimowy morderca" lepiej sprawdza się jako powieść psychologiczna niż jako kryminał. Zbyt łatwo odgadujemy, kto jest sprawcą, motyw zemsty widać od razu, nieznane są jedynie przyczyny tak nagle ujawnionej agresji. Z drugiej strony to właśnie intryga kryminalna zmusza do refleksji na temat roli zwykłych ludzi w czasie wojny, win i krzywd z tamtych czasów oraz pozostawienia ich bez rozliczenia, co przez lata męczy tych, których boli brak sprawiedliwości. Można to odnieść nie tylko do czasów wojny, bo problem jest uniwersalny. Bogactwo i wpływy sprawiają, że nie każda wina zostaje ukarana. Pieniądze i znajomości niejednokrotnie pomagają w zatuszowaniu drobnych przestępstw i wielkich zbrodni.

Książkę czyta się dobrze, nie zachwyca, ale i nie nuży. Trochę irytowały mnie uogólnienia, jakie autorka włożyła w usta krakowskiego pomocnika zrozpaczonej matki porwanego chłopca. "My Polacy żyjemy z dnia na dzień. Myślimy najdalej na miesiąc do przodu. Dopóki mamy pieniądze, wydajemy je, bo pojutrze może ich nie być. Jak komuś pomagamy, nie pytamy dlaczego"[6]. Nie lubię takich uogólnień. Nawet jeśli jest w tym trochę prawdy, to z pewnością nie jest to prawda odnosząca się do ogółu. A jeśli już chcemy myśleć stereotypowo, to włożenie takiego tekstu w usta krakowianina wydaje się oksymoronem.

"Trzeba ponieść odpowiedzialność za to, czym się zawiniło"[7]. Henrieta Winkler ją poniosła. Jaka była jej wina?


---
[1] Krystyna Kuhn, "Zimowy morderca", przeł. Małgorzata Słabicka, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2013, s. 10.
[2] Tamże, s. 29.
[3] Tamże, s. 12.
[4] Tamże.
[5] Tamże, s. 68.
[6] Tamże, s. 274.
[7] Tamże, s. 78.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 687
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: