Dodany: 29.06.2013 20:25|Autor: kliva

Książka: Jeździec miedziany
Simons Paullina

3 osoby polecają ten tekst.

Coś dla antyfanów historii


Nigdy nie lubiłam historii. Najgorszy przedmiot, pod ławką zawsze miałam otwartą jakąś ciekawszą książkę, a na sprawdzianach nie obywało się bez ściągi. "Jeździec miedziany", którego akcja dzieje się podczas II wojny światowej, nie powinien więc mi się spodobać. Po lekturze pomyślałam jednak coś strasznego. Gdyby historia została opowiedziana w taki sposób, byłaby moim ulubionym przedmiotem.

Paullina Simons urodziła się co prawda w Leningradzie, ale w wieku 10 lat przeniosła się z rodzicami do Stanów Zjednoczonych. To wyjaśnia, dlaczego językiem oryginalnym "Jeźdźca" jest angielski, a nie rosyjski. Poza cyklem o historii Tatiany i Aleksandra (który jest trylogią) napisała jeszcze kilka powieści, m.in. "Czerwone liście" i "Jedenaście godzin".

Historia rozpoczyna się czerwcowego poranka, kiedy Tatiana Mietanowa delektuje się lodami na przystanku w Leningradzie. Zauważa ją przystojny wojskowy - Aleksander. Brzmi to jak początek typowego romansu. Jednak autorce udało się wydrzeć z okowów stereotypu. Poza obserwowaniem kiełkującej miłości bohaterów możemy też przenieść się do Związku Radzieckiego w ważnym dla niego momencie, mianowicie podczas ataku Niemiec.

Nigdy nie byłam w Leningradzie, więc całe miasto musiałam wyobrazić sobie sama, jednak komuś, kto je zna książka dostarcza dodatkowej rozrywki. Paullina Simons dokładnie opisuje parki, ulice, budowle, z łatwością mogłam się więc tam przenieść. Autorka dobrze wykreowała postacie. Aleksander nie zawsze jest dobry i miły, potrafi krzyknąć, wyzwać, uderzyć, co dodaje mu realności (zupełnie inaczej niż w niektórych powieściach, gdzie idealność bohaterów, zwłaszcza płci męskiej, wywołuje u mnie do mdłości). W Tatianie do pewnego momentu brakowało mi stanowczości. Spełniała wszystkie zachcianki rodziny. Jak Kopciuszek - przynieś, podaj, pozamiataj. Aż się we mnie gotowało - najchętniej sama nakrzyczałabym na jej wymagającą i wredną rodzinę. Na szczęście wraz z doświadczeniem nabyła trochę tej pożądanej cechy. W powieści nie brak też wzruszających momentów. Zazwyczaj przeżywam uczucia tylko tych bohaterów, których lubię. W pewnym momencie przyłapałam się na tym, że mówię na głos: "Proszę, przestańcie się kłócić" i "Nie, nie odchodź". Jestem twardą zawodniczką i przy czytaniu rozklejam się rzadko, ale tutaj niewiele brakowało.

W całej książce była tylko jedna, jedyna rzecz, którą muszę namiętnie skrytykować. Mianowicie - rosyjskie skróty imion. Bogu dzięki, że przynajmniej Tatianę trudno przerobić. Przebolałam Pawła jako "Paszę" (chociaż skojarzenie ze świńską karmą było duże) i Darię jako "Daszę". Ale, przepraszam - Aleksander (przepiękne imię) przerobiony na "Szurę"?! Jak, gdzie, skąd, dlaczego? Takie rzeczy tylko w Rosji. Na szczęście nie zepsuło mi to odbioru "Jeźdźca miedzianego".

Polecam tę opowieść wszystkim, którzy chcą poczytać o uczuciu, które zakiełkowało w wojennym Związku Radzieckim, a jednocześnie mają dość mocne nerwy (ja skończyłam lekturę z przykrą konkluzją, że wojny na pewno bym nie przeżyła). Nie wiem, co powiedzą o niej wielbiciele historii, ale dla takiego laika jak ja ilość informacji o działaniach na froncie była i wystarczająca, i wiarygodna.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6367
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: miłośniczka 16.11.2016 09:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Nigdy nie lubiłam histori... | kliva
Ależ Pasza, Dasza i Szura to są jak najbardziej normalne skróty imion. :-) Rzekłabym nawet, że gdyby pani Paulina zastosowała jakieś inne zdrobnienia dla Aleksandra (jeszcze Sasza jest dopuszczalny), kompletnie bym jej nie uwierzyła. Już mówienie do niego per Aleks mi zgrzytało - naprawdę??? Nie znam Rosjanina, który jakiegokolwiek Aleksandra nazwie Aleksem. A przecież Dasza często mówiła do niego Aleks...
Użytkownik: kliva 18.11.2016 17:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ Pasza, Dasza i Szura... | miłośniczka
Jestem już starsza, mądrzejsza i bardziej wyedukowana w kwestii tworzenia skrótów imion rosyjskich, więc pozostaje mi się tylko zgodzić :) A wystarczyło poczytać trochę rosyjskiej literatury i żaden Szura mi nie straszny! (chociaż nadal uważam, że to trochę barbarzyństwo, bo to takie ładne imię)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: