Dodany: 29.06.2013 16:32|Autor: AnnRK

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Złoty wilk
Rychter Bartłomiej

3 osoby polecają ten tekst.

Wilkołak w Galicji?


Jest 1896 rok. Życie w Sanoku, spokojnym galicyjskim miasteczku, płynie raczej monotonnie. Tym bardziej miejscową ludność elektryzuje fakt, że jeden z szanowanych obywateli został znaleziony martwy pod murem klasztoru. Jest w tej śmierci coś niepokojącego. Plotki błyskawicznie obiegają miasto. "Rozszarpany na strzępy"[1] - powtarza ktoś rozgorączkowanym głosem. "Ledwo go poznali, chyba po pierścieniu, który nosił na serdecznym palcu lewej dłoni"[2] - dodaje. "Podobno psy wyżarły mu serce"[3]. "Mówią, że brakowało nie tylko serca, ale i wątroby"[4]. Teorie mnożą się jak grzyby po deszczu. Jaka jest prawda?

Nad sprawą pochylają się mądre głowy. Doktor Zaleski, komisarz Witchenbacher i aptekarz Ochmański. Werdykt brzmi niepokojąco.

"Mamy do czynienia z atakiem zwierzęcia, które zanim zatopiło kły w ciele ofiary, najpierw przytrzymało ją ludzkimi dłońmi"[5]? - cicho upewnia się policjant. Wszystko na to wskazuje. Denata znaleziono posiniaczonego, z ranami kąsanymi w okolicy szyi, barków, ramion i dłoni. Siniaki układają się w kształt, jaki zostawić mogła jedynie dłoń ludzka. Pozostałe rany to bez wątpienia efekt pogryzienia przez zwierzę. Skwierzyński umarł szybko, choć była to dość bolesna śmierć. Ranny, utopił się we własnej krwi. Ponieważ zwłoki znajdowały się na ulicy, teoria o psach, które rzuciły się na rajcę, wydaje się całkiem prawdopodobna. Problem w tym, że w niedługim czasie dochodzi do kolejnej zagadkowej i gwałtownej śmierci. Tym razem zwłoki znalezione zostają w domu i trudno przypuszczać, by jakikolwiek pies tak po prostu wkradł się do sypialni, by pozbawić życia kolejnego sanoczanina.

Na miasteczko pada blady strach. Teorie i przypuszczenia mnożą się jeszcze szybciej. Wśród szeptanych słów coraz częściej pojawia się jedno. Wilkołak.

Trudno racjonalnie wytłumaczyć fakt, że w ciągu kilku dni trzech obywateli miasta ginie w tak tragicznych okolicznościach. Czy mógł tego dokonać człowiek? Mieszkańcy coraz bardziej w to wątpią. Więc kto? A może co? Upiór? Zjawa? Wilkołak? Czy też zła dusza, która w tak okrutny sposób chce zwrócić na siebie uwagę? Ślady zwierzęcych kłów sprawiają, że teoria o wilkołaku nie wydaje się naciągana. "Wilk to nasza druga twarz, gorsza strona naszej duszy"[6]. Może któryś z mieszkańców wiedzie żywot na poły człowieczy, a na poły wilczy, nocą tracąc ludzką postać, by w zwierzęcej skórze siać strach i śmierć. Może "dotknięty likantropią jest przekonany, że posiada magiczną moc przemiany w dzikie zwierzę, co wiąże się ze zdobyciem nadludzkiej siły i wyostrzenia zmysłów, a nade wszystko usprawiedliwia mordercze instynkty i chorobliwą żądzę mordu"[7]. Jedno jest pewne, ktoś lub coś morduje mieszkańców i należy jak najszybciej przywrócić spokój w miasteczku, zanim zaniepokojeni sanoczanie wezmą sprawy w swoje ręce.

Śledztwo prowadzi policja, swój ciekawski nos pcha gdzie nie trzeba lokalny dziennikarz, ale to niepozorny nauczyciel, Borys Pasternak, jest tym, komu najczęściej będziemy towarzyszyć w trakcie rozwiązywania zagadki. Borys ma pewien dar, co sprawia, że może widzieć i czuć więcej niż inni. Z jednej strony może przysłużyć się władzom i pomóc w zaprowadzeniu porządku, z drugiej - dar mu ciąży, męcząc niepokojącymi wizjami, które trudno wytłumaczyć.

Bartłomiej Rychter w powieści "Złoty wilk" przenosi nas do dziewiętnastowiecznego Sanoka, miasteczka w Galicji, położonego wśród gór i lasów. Czyni to w sposób niesamowity, bo umiejętnie operując słowem, tworzy wspaniały klimat, doskonale oddaje ducha dawnych czasów. Gdzieś znikają smutne blokowiska, zatłoczone ulice i nowoczesne sklepy. Oto jesteśmy na otoczonym piętrowymi kamienicami rynku lub na przedmieściach, gdzie murowane kamieniczki ustępują drewnianym domom rzemieślników i drobnych kupców. Oto przed nami stojące na skraju miasteczka "liche chatynki czeladników, lepianki podmiejskiej biedoty i szałasy tych, którzy porzucili rodzinne wioski i próbowali lepszego życia w mieście"[8]. Ludzie są tu zabobonni, w niezwykłości wydarzeń, które niszczą ich spokój, dopatrują się boskiej kary, nadprzyrodzonych mocy. Nie potrafiąc znaleźć racjonalnego wytłumaczenia, skłonni są dokonać samosądu na jednej z mieszkanek, gdy tylko ktoś rzuci podejrzenie, że kobieta może parać się czarami.

Aura tajemniczości rozpościera się nad miastem, a uczucie niepokoju nie opuszcza ani mieszkańców, ani czytelników. Bartłomiej Rychter doskonale buduje nastrój, stopniuje napięcie, wspaniałymi opisami tworzy scenografię. Dziewiętnastowieczny Sanok okazał się wdzięcznym tłem. Położony w malowniczej scenerii, na styku wielu różnych kultur, daje pole do popisu dla wyobraźni. Mieszają się tu różne nacje, bo i Polaków można spotkać, i Żydów, Austriaków, Węgrów, ludzi wykształconych, bogatych oraz prostych, zabobonnych, o różnych poglądach, odmiennej kulturze, religii, mentalności. Nie brak więc ciekawych postaci, które ożywają na kartach książki, umiejętnie prowadzone przez autora.

Bartłomiej Rychter jest sanoczaninem, tym bardziej przyłożył się więc do wiernego odwzorowania realiów. W jednym z wywiadów zdradza, że przez prawie rok dokładnie sprawdzał nazwiska mieszkańców czy usytuowanie budynków. W powieści przytacza przykłady autentycznych wierzeń z okresu, w którym osadził akcję "Złotego wilka", jak choćby zwyczaje pogrzebowe, związane z kultem zmarłych. To czyni historię bardziej wiarygodną i jeszcze ciekawszą. Dla mnie, jako mieszkanki tamtych okolic, wszelkie opisy miejsc, ludzi, zdarzeń były nie lada gratką, pozwoliły ujrzeć dość dobrze mi znane miasto w zupełnie innym świetle.

"Złoty wilk" to wciągający, klimatyczny kryminał z odrobiną metafizyki. Jego autor stworzył ciekawą fabułę, wspaniale nakreślił tło i wykreował interesujące postaci. Niektóre wątki chętnie poznałabym w nieco szerszym kontekście, choćby ten odnoszący się do tajemniczych zdolności Borysa Pasternaka. To właśnie niekiedy dość skrótowe potraktowanie niektórych wątków jest dla mnie jedyną wadą powieści. Po cichu liczę na to, że może doczekam się kontynuacji "Złotego wilka" i zaspokoję swą ciekawość, wszak otwarte zakończenie powieści nie może być przypadkiem.



---
[1] Bartłomiej Rychter, "Złoty wilk", wyd. W.A.B., 2009, s. 36.
[2] Tamże, s. 36-37.
[3] Tamże, s. 37.
[4] Tamże.
[5] Tamże, s. 25.
[6] Tamże, s. 137.
[7] Tamże, s. 147.
[8] Tamże, s. 18.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1409
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: