Dodany: 27.06.2013 11:47|Autor: zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!

O tym, gdzie nie dotarła cywilizacja


Znowu. Kolejny raz pozwoliłem się skusić nazwisku Pratchetta, co akurat nie jest niczym dziwnym, bo - nie ukrywam - często daję się namówić na jego ciekawe towarzystwo. Tym razem jednak Terry lojalnie zapowiedział, że przyprowadzi ze sobą swojego przyjaciela i zapytał, czy nie będę miał nic przeciwko, abyśmy spędzili trochę czasu we trójkę. Powiedziałem mu, że jego przyjaciel jest moim przyjacielem i chętnie go poznam, że kupię więcej alkoholu, zrobię więcej sałatki warzywnej i pochowam wszystkie trzy drogocenne przedmioty przed jego wizytą. Terry podziękował za okazane zaufanie i jeszcze tego samego dnia poznałem jego kolegę. Baxter okazał się znacznie młodszy od Pratchetta, przyszedł w dresie do joggingu i był strasznie gadatliwy. Cóż, będąc szczerym muszę napisać, że nieco mnie zanudził swoim sposobem bycia, schematyzmem i nieudolnymi próbami urozmaicenia nam spotkania. Nie znałem chłopa wcześniej, pewnie się za bardzo zestresował moim (no, i może trochę Terry'ego) zaszczytnym towarzystwem, stąd jego werbalna biegunka pozbawiona charakteru i uroku (a są ludzie, których rzekę bełkotu mogę czytać non stop, co stanowi dowód, że da się). Zerkając kontrolnie co jakiś czas na Pratchetta, widziałem na jego twarzy przepraszający grymas i wzrok mówiący: nie wiem, co we mnie wstąpiło, że go tutaj przyprowadziłem, to się więcej nie powtórzy. Podsumowując wieczór: miał być ekscytujący trójkąt i noc pełna zmysłowych wrażeń, a wyszła nieudana randka, podczas której zamiast przyjacielskiego seksu przyszło nam (mnie i Pratchettowi) doglądać lekko upośledzonego młodszego brata, cierpliwie pomagać mu odrabiać lekcje i oglądać z nim kreskówki. Na pewno łapiesz alegorię - tak właśnie się czułem podczas lektury "Długiej Ziemi".

Zbuduj własnego krokera! Co? Już wyjaśniam. Kroker to niepozorna, własnoręcznie zrobiona skrzynka, a w niej trochę drucików, rezystorów, jeden przełącznik i... ziemniak jako źródło energii. Ten cud techniki sprawił, że ludzkość uzyskała możliwość podróżowania. I to nie byle jakiego podróżowania z punktu A do punktu B czy nawet tak pożądanego podróżowania w czasie. Dzięki krokerowi każdy (no, prawie każdy) mógł przenieść się do alternatywnego świata. Bliźniaczo podobnego do naszego, ale pustego, dziewiczego i bez śladu cywilizacji. A gdyby ponownie przestawić przełącznik krokera, to przenieślibyśmy się do kolejnego alternatywnego świata. I kolejnego. Kolejnego. Setek kolejnych w nieskończenie długim łańcuchu światów, wszystkich w zasięgu kroku i przesunięcia przełącznika. Jak łatwo się domyślić, ogólnodostępna możliwość podróżowania (choć ograniczona pewnymi aspektami) po alternatywnych światach daje mnóstwo ciekawych możliwości, począwszy od ambitnych badań nad ewolucją (nuda!), powrotem do natury i zostania pionierem na jednym ze światów, a skończywszy na wcale nie mniej ambitnych celach zarobkowych, bo przecież żyły złota odkryte na jednym świecie, leżą nietknięte na kolejnych światach. Na takich ideach opiera się fabuła "Długiej Ziemi", choć to oczywiście jedynie ogólny zarys tematyczny, całkiem udany, trzeba przyznać.

Coś jednak nie zagrało. Nie wiem, może to kwestia kooperacji dwóch autorów i nieco innych wizji całości, ale nie potrafiłem wejść w lekturę. Niby jest luźno, trafiają się humorystyczne akcenty (o nich za chwilę), można pochichotać z absurdów w rodzaju wspomnianego ziemniaka, ale już po chwili zwiedzamy wraz z bohaterami katakumby pełne zwłok z rozszarpanymi krtaniami. Nie żeby mnie to jakoś szczególnie poruszyło (w końcu widuję takie rzeczy codziennie), ale te naprzemienne akcenty jakoś rozbijają wcześniej zbudowany nastrój i trudno czytelnikowi się ustosunkować.

Na domiar złego miałem wrażenie, że dowcip osłabł. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że to Pratchett odpowiadał za humorystyczne akcenty powieści i choć zdarzają się perełki (porównania i metafory! - "nerwowa jak kot z długim ogonem w pokoju pełnym foteli na biegunach"*), czułem się, jakby Terry zabrał mnie na przejażdżkę z zaciągniętym hamulcem ręcznym - niby jedziemy, bo silnik potężny, ale chciałoby się krzyknąć "zrzuć wajchę!" i pomknąć, by się roztrzaskać na zakręcie. Niestety, do końca jest zachowawczo i ma się uczucie niewykorzystanego potencjału. Trochę mi było przykro z tego powodu.

Wracając jednak do świetnej koncepcji alternatywnych światów - zabrakło wykończenia (szykuje się jednak dalszy ciąg). Tandem autorów postanowił najwyraźniej rozczarować czytelników, bo choć założenie odmiennej i chaotycznej ewolucji w innych światach jestem w stanie zrozumieć, to nie przyjmuję do wiadomości, że ewolucja ta musiała przebiegać w sposób tak nudny. Owszem, doświadczamy cudów na kiju, niestworzonych sytuacji i poznajemy niewyobrażalne stworzenia, ale wszystko przebiega na zasadzie "upchamy w treść każdy pomysł, jaki nam tylko przyszedł do głowy - bo możemy!". Zamysł fabularny na to pozwalał, ale takie podejście jednocześnie odbierało spójność powieści. Rozwodniło ją. Wolałbym jeden, dwa alternatywne światy potraktowane bardziej kompleksowo, niż setki, tysiące ledwo i bez charakteru liźniętych. Nagana.

Nie nadążam i dziwią mnie słowa zachwytu, którymi opisuje się tę książkę. Kocham Pratchetta, wymieniam go w piątce moich ulubionych autorów, ale ta współpraca mu nie wyszła (choć nie twierdzę, że nie warto było spróbować). Węszę w tym wszystkim zbytnią jednak różnicę charakterów, by mogło to wypalić. "Dobry omen" z Gaimanem się udał, "Długa Ziemia" z Baxterem już niekoniecznie. Może gdyby jednym z alternatywnych światów w łańcuchu był Świat Dysku...



---
* Terry Pratchett, Stephen Baxter, "Długa Ziemia", przeł. Piotr W. Cholewa, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2013, str. 308.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2712
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: Kuba Grom 27.06.2013 20:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Znowu. Kolejny raz pozwol... | zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!
"ne dotarła"?

Z ziemniaka na prawdę można otrzymać prąd - wystarczy wbić w niego dwie blaszki - jedną miedzianą a drugą cynkową lub cynkowaną. Jeszcze lepiej to wychodzi z cytryną. Daje napięcie 0,7V o natężeniu, dzięki któremu można zapalić diodę.
Użytkownik: zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które! 27.06.2013 20:58 napisał(a):
Odpowiedź na: "ne dotarła"? Z ziemni... | Kuba Grom
Cóż, literówka z mojej strony, a cenzura widać też nie zauważyła :)

Co do ziemniaka, to wiem, słyszałem. Choć osobiście nigdy nie próbowałem z ziemniaka prądu. Bałem się porażenia. Wolę ziemniaki jeść.
Użytkownik: sowa 28.06.2013 11:56 napisał(a):
Odpowiedź na: "ne dotarła"? Z ziemni... | Kuba Grom
Brakujące "i" już dotarło. Przepraszam za niedopatrzenie. (No cóż, nobody's perfect - ale się staramy). Jeśli nie chodzi o to, by błąd komuś wytknąć :-P, najlepiej powiadomić o nim redakcję korzystając z pola "zgłoś błąd", wtedy na pewno zostanie poprawiony,
Użytkownik: Marylek 05.08.2013 09:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Znowu. Kolejny raz pozwol... | zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!
Niestety, Zsiaduemleko, niestety muszę się z Tobą zgodzić. Niestety, bo też kocham Pratchetta. I też podoba mi się bardzo "Dobry Omen". Nastawiałam się więc na ucztę, że ho-ho, a nawet ho-ho-ho! I miałam to przeczytać w mig. Tymczasem brnęłam przez "Długą Ziemię", jakbym nie umiała przekraczać. Jest przegadana i za bardzo moralizatorska.

Zgadzam się, wszystkiego tu jest za dużo: autorzy upchnęli nie tylko ewolucję, ale i historię, filozofię, literaturę, mitologię, ekologię, psychologię, antropologię, nawiązania do konkretnych utworów literackich (w tym samego Pratchetta, który jakoś nie lubi elfów), śladowe ilości teorii kwantów... Faktem jest, że u Pratchetta solo też bywa to wszystko, a nawet więcej, ale jest jakoś tak zręcznie, błyskotliwie podane, że człowiek się tym tylko cieszy. A tu - niestety - przynudzanie; po 150 stronach zaczęłam się zastanawiać o co właściwie chodzi i po co te wszystkie dygresje i misterne, szkatułkowe opowieści w opowieści. Po 250 wciąż nie wiedziałam. Bo wszak nie o popis erudycji autorów, prawda? W sumie - roczarowanie.
Użytkownik: Monika.W 05.08.2013 10:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety, Zsiaduemleko, n... | Marylek
Do jakich konkretnych utworów nawiązania? Jakoś nie zauważyłam. Mało spostrzegawcza chyba jestem.
Użytkownik: Marylek 05.08.2013 13:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Do jakich konkretnych utw... | Monika.W
Z tytułów cytowanych explicite w tekście: "Życie na Missisipi", "Pod gołym niebem", "Miasto i gwiazdy", "Odyseja kosmiczna 2001", "Żony ze Stepford", "Blade Runner", "Alicja w Krainie czarów", "Jazon i Argonauci".

Wymienieni z nazwiska i/lub cytowani lub przywoływani: Robert Heinlein, John Keats, Benjamin Franklin, Frank Tallis, Marek Aureliusz, Thomas Learmonth (Tom Rymotwórca) i oczywiście Mark Twain.

Nawiązania oczywiste do Biblii.

Co mnie się kojarzy: Lem - Pierwsza Osoba Pojedyncza swoją samotnością, inteligencją oraz umiejętnością i chęcią uczenia się kojarzy mi się z "Soalris".
Dick - cały katastrofizm oraz alternatywna wizja Ameryki. Oczywiście, to nie tylko u Dicka, to jedynie moje pierwsze skojarzenie; zresztą "Blade runner" był wspominany.
Pratchett "Panowie i damy" - te wstrętne elfy!
Washington Irving i jego "Rip van Vinkle" i "Legenda o śpiącej dolinie".
Orson Scott Card - "Siódmy syn" - dziedziczenie umiejętności niezwykłych; element wędrówki w poszukiwaniu czegoś występuje wszędzie.

Amerykański mit pogranicza - "moving frontiers" wyeksploatowany do cna.
Autorom kojarzy się znacznie więcej, bo sa bardziej oczytani i jest ich dwóch.

To stara, dobra powieść pikarejska w najczystszej formie, przeniesiona w scenografię z przyszłości.
Użytkownik: Monika.W 05.08.2013 15:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Z tytułów cytowanych expl... | Marylek
No tak. Pewnie masz rację. To po prostu nie moja bajka, te odwołania. A Marka Aureliusza nie kojarzę. Jakoś odebrałam tę powieść jako takie czytadełko. Z dużym potencjałem, który jakoś się rozmył w szczegółach. Dowód - bardzo mało pamiętam, nawet nad elfami musiałam się skupić, a to przecież ważna kwestia w tej powieści.
Użytkownik: Marylek 05.08.2013 22:16 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak. Pewnie masz rację... | Monika.W
No właśnie - rozmył się w szczegółach. To jest to, co nazywam przegadaniem.

Pratchett pisze tak: opisuje jakiś straszliwy kataklizm, gdzie wszystko wali się z hukiem i trzaskiem, a konsekwencje sięgają hen, daleko, a potem, w nowym akapicie, daje jedno zdanie w stylu: W tym samym czasie, na drugim krańcu Dysku, mały motyl zatrzepotał skrzydłami. I to mi wystarcza, żebym rechotała ze śmiechu i zachwycała się Pratchettem. A ten Baxter mu zaszkodził łopatologicznością. Umęczył mnie, choć czasem humor Pratchetta się przebijał, ale rzadko.

Co do odniesień literackich - chyba jestem na nie wyczulona. Pomyślałam sobie nawet, że niezła praca by wyszła, licencjacka na przykład, z analizy tychże.
;)

Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: