Dodany: 22.06.2013 16:15|Autor: ka.ja

Święta Anna German?


Nie jest łatwo napisać biografię osoby, o której nie da się powiedzieć złego słowa, nie ma plotek, uszczypliwych anegdot ani pikantnych historyjek. Jakkolwiek by do tego podejść, wychodzi hagiografia i słychać chóry anielskie. A kiedy jest tak dobrze, gładko, szlachetnie i bez skaz, czytelnik może zacząć ziewać albo wątpić. Czy Marioli Pryzwan udało się uniknąć nudy i przesłodzenia? Prawie.

Na „Tańczącą Eurydykę” złożyły się fragmenty biografii oraz wspomnienia bliskich, przyjaciół i luźnych znajomych Anny German. Wszyscy mieli o niej do powiedzenia same dobre rzeczy, ledwie tylko okraszone jakimiś drobiażdżkami – a to gdzieś odmówiła śpiewania, bo była w nieodpowiedniej sukience, która ją duchowo krępowała, a to uciekła przed występem, bo się wstydziła występować z playbackiem – nic więcej. A mimo tego te wspomnienia malują wzruszający, ciepły portret dobrego człowieka, wielkiej artystki, której sława nie zepsuła. Jedyne, co zgrzyta okropnie, to fragmenty biografii napisane przez Aleksandra Żygariowa. To one wnoszą najwięcej informacji rzeczowych, a jednocześnie chwilami nie da się ich czytać, takie są egzaltowane i na wysokim C. Przydałaby im się brutalna interwencja redaktora pozbawionego sentymentów, za to uzbrojonego w zasady interpunkcji. „Ania zaczęła brać lekcje muzyki. Ćwiczyła z wielkim oddaniem, ale wybuchła wojna i... zapomniano o muzyce”*. Po co tam ten wielokropek? „Studenckie teatry w Polsce pod koniec lat pięćdziesiątych... Gromadziły entuzjastów”** - czyżby autor miał czkawkę i tak ją sobie oryginalnie zaznaczył? Wielokropki wątpliwie zdobią niemal każdą stronę, a na domiar złego dialogi przypisane postaciom brzmią jak z kiepskiego teatrzyku „»No i jak, piękne panny, rozumiecie teraz, co to górniczy trud?« - spytał przewodnik groźnie. »Rozumiemy« - wyszeptały”***. Poza tym, o ile ze wspomnień wyłania się obraz bardzo skromnej, wrażliwej, serdecznej i uczciwej Anny German, o tyle z biografii Żygariowa – wiecznie omdlewającej świętej dziewicy z wielokropkami. Przez całą biografię nie przebrnęłabym, nie ma mowy.

Książka wydana jest pięknie – lekko żółtawy papier imituje ten, na którym drukowano oryginalne zdjęcia w prasie, materiał fotograficzny jest bardzo bogaty, trafnie dobrany, wciągający nie mniej niż sama lektura. Wydawnictwo Marginesy po raz kolejny oddało czytelnikom edytorskie cacko.

Tylko te wielokropki...


---
* „Tańcząca Eurydyka. Wspomnienia o Annie German”, wyd. Marginesy, 2013, str. 23.
** Tamże, str. 33.
*** Tamże, str. 30.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 450
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: