Dodany: 21.06.2013 09:39|Autor: Rbit

O pisarstwie


Jestem w trakcie lektury Czas siania i czas zbierania (Parnicki Teodor)

Pomijając urodę (przynajmniej dla mnie) stylu - ciekawym bardzo jak poradziliby sobie uczniowie ćwicząc rozbiór logiczny zdań cytowanego fragmentu - uderzyła mnie refleksja autora nad pisarstwem, zarówno w ogóle, jak jego własnym; wyjaśnienie dlaczego niektóre z książek wydają się (wydawać się muszą) trudnymi łamigłówkami. To ważny tekst dający jeden z możliwych kluczy do odczytania twórczości Parnickiego.

„Zachęcaliście mnie niedawno – i to z powołaniem się na któregoś z krytyków literackich starożytności, iżbym dla siebie tylko pisał. W pewnym sensie było to zachęcanie bezprzedmiotowe, ponieważ spóźnione; z powodów wprawdzie innych, niż przez was wysnuwane, wiersze moje, a szczególnie tak zwane miłosne, choć czytane są nie przez samego autora bynajmniej, jednakże układane są, a i tytułowane w taki sposób, że i one też w większości wypadków stanowić mogą, niekiedy nawet wprost muszą, dla czytelników (szczególnie czytelników przyszłości, czyli czasowo od pracy autora odległych, tak jak na odmianę Iwena czytelnicy byli od tej jego ostatniej pracy odlegli w przestrzeni) istne łamigłówki, powodujące tez znalezienie się w cieniu olbrzymiego znaku zapytania zagadnień takich co najmniej, jak, gdzie i kiedy ten czy ów wiersz mój w rzeczywistości został napisany, a niekiedy to i nawet: komu naprawdę został poświęcony? Przez kogo natchniony? Dla kogo przeznaczony? Kogo (lub co) mający za przedmiot prawdziwy swój, jawny? A kogo (i znowu: lub co) za ukryty? Wreszcie przez kogo został naprawdę napisany?! Zarzucają mi tez tacy albo owacy – rzeczywiści równie jak pozorni – poezji czy to znawcy, czy miłośnicy, że tyle właśnie pytań mogąc sobie stawiać wiersze moje nie to, izby lepsze poetycko być mogły, gdyby tą właściwością nie odznaczyły się, ale stanowczo większą przykuwałyby ku sobie uwagę (z której jakby niezawodnie wypływać by musiały w następstwie zaciekawienie, zadowolenie, uznanie, podziw, nawet zachwyt), gdybym sam właśnie owymi właściwościami uwagi czytelnika nie rozpraszał, nie przytępiał, nie nużył, nie nudził; łamigłówki bowiem (mówią wspomniani znawcy lub miłośnicy, powierzchowni zresztą, moim zdaniem, najczęściej) jest to zabawa czy rozrywka zupełnie innego rodzaju, a i innego też stopnia, aniżeli poezja. Nie zgadzam się. Mam swoje powody (dla mnie, jako i człowieka, i poety wystarczająco ważne), bym nadawał swym poezjom także (właśnie także, a nie wyłącznie) charakter łamigłówek. Któż zresztą rzec mógłby (choćbym nawet tym kimś był między innymi i ja sam również!), że owe nazwane przed chwilą wystarczająco ważne powody, całkowicie (względnie w każdym wypadku) uzależnione być mogą od mojej – jako właśnie od człowieka i poety – woli, istniejąc w ten sposób lub, przeciwnie, nie istniejąc tylko o tyle, o ile mnie się podoba, by istniały albo nie istniały? Twierdzić tak, znaczyłoby wbrew wszystkim pozorom, nie rozumieć zupełnie, co to jest w rzeczywistości poezja. Albo w ogóle wszelkie pisarstwo, więc również proza, czyli też sprawozdawcza na pozór tylko – Iwena proza. Łamigłówki w pisarstwie są lub nie są, nie izby piszący sobie z góry powiedział: „Łamigłówek mogłoby nie być, lecz chcę, aby były.” Są, bo muszą być; nie ma ich, gdy być nie muszą czy nie mogą. Natomiast nie godzi się, wręcz niedorzecznością jest, sprawę obecności lub nieobecności łamigłówek w pisarstwie stawiać w kategoriach, choć zbliżonych, przecież zupełnie odmiennych: powinny albo nie powinny być w danym wierszu poszczególnym czy nawet zapisie sprawozdawczym.” [1]


Przy okazji zacytuję też tekst, o którym mowa jest na początku wyżej przytoczonego fragmentu:

„I dlatego właśnie byłoby mi miłe (choć niewyłącznie dlatego tylko), byś się przekonał niezbicie o słuszności wypowiedzi kogoś spomiędzy słynnych krytyków literackich starożytności: istotnie dobre wiersze miłosne powstają wyłącznie z nieprzemożonej potrzeby przemawiania do ukochanej, która nie dopuszcza poety przed swoje oblicze właśnie w tej chwili, gdy on czuje, że ma jej do powiedzenia więcej niż kiedykolwiek bądź; lecz skoro właśnie tak jest, świat nigdy nie powinien by poznać najlepszych wierszy miłosnych; chwila bowiem, w wierszu utrwalona, minie bezpowrotnie, a wraz z nią stan myślowy, który powstanie wiersza spowodował; gdyby poeta, spotkawszy ukochaną kiedyś później, przeczytał jej wiersz ten, napisany wtedy, kiedy była od niego daleko, kłamałby i sobie, i jej; co bowiem wyraz stanowi prawdziwy – a przez to, ze prawdziwy, to i piękny – potrzeby nie dającej się zaspokoić, przestaje być prawdą, gdy potrzeba minęła, a minęła, bo została zaspokojona.” [2]

Czy może ktoś wie, lub podejrzewa chociaż, o jakiego słynnego krytyka starożytności mogło chodzić?

- - - - - -
[1] Teodor Parnicki, Nowa Baśń. Część II. Czas siania i czas zbierania., Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1963, s. 155-157
[2] Ibidem, s. 113-114

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 684
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: