Dodany: 20.06.2013 21:46|Autor: gwylliam

Lizanie cukierka przez papierek


Na powierzchni nieznanej planety ląduje kilku podróżników zaintrygowanych ruinami miasta, które zauważyli z orbity. Szybko okazuje się, że na planecie panują niezwykłe warunki – wszystko błyskawicznie gnije, psuje się i rozpada. Entropia jest tak szybka, że nie pozwala nawet na reakcję w przypadku zranienia. Czytelnik obserwuje wydarzenia z punktu widzenia Daniela, jednego z badaczy, który może określić siebie jako szczęściarza, bo mimo iż zdaniem innych przyciąga kłopoty, najczęściej udaje mu się wydostać z niekorzystnej sytuacji bez szwanku. To właśnie Daniel, będący człowiekiem z zewnątrz, zapewnia niezbędne zewnętrzne spojrzenie na wydarzenia rozgrywające w Lunapolis.

Lunapolis. Miasto-moloch. Pełne mechanicznych cudów, zarządzane przez tajemniczych Przedksiężycowych i zamieszkane przez dążących do doskonałości obywateli. Każdy z mieszkańców specjalizuje się w jakiejś dziedzinie. Są doskonali artyści, są wojownicy, są także mordercy i złodzieje. Wszyscy wierzą, że doskonalenie siebie pozwoli im przeżyć Skok.
Czas Skoku wyznaczają Przedksiężycowi. Wtedy ci, którzy nie znaleźli u nich uznania, zostają przeniesieni do niższego świata, gdzie rozpoczyna się przyspieszony rozkład. Co ciekawe, mieszkańcy Lunapolis podróżują windami czasowymi do niższych światów i z powrotem, jednak ci, którzy nie przetrwali Skoku, z jakichś powodów wrócić nie mogą.

To zaledwie wycinek całości, bowiem Lunapolis jest właściwym bohaterem powieści. Poczynania bohaterów stanowią ledwie pretekst do pokazania kolejnych zakamarków miasta, od korporacji odpowiedzialnych za reprodukcję obywateli, przez wynalazców tworzących niezwykłe maszyny dla mieszkańców miasta, po rozkładające się resztki społeczności w niższych światach. Liczba pomysłów, ciekawych rozwiązań, nieszablonowych rozstrzygnięć jest naprawdę imponująca.

Niestety cała para idzie w gwizdek. Większość tematów jest ledwie zasygnalizowana. Autorka rzuca pomysł, na przykład: mieszkańcy Lunapolis zamawiają dzieci w jednej z korporacji: Princepsi stawiają na specjalizację, mistrzostwo w jednej dziedzinie, Equilibrium to zrównoważony rozwój bez doskonałości w żadnej dziedzinie. Nie idzie za tym nic, dla fabuły jest to o tyle istotne, że, jak dowiaduje się czytelnik pierwszego tomu powieści, Skoki przetrwają tylko najdoskonalsi obywatele. Konia z rzędem temu, kto wyjaśni rolę - poza funkcją klimatyczną - mechanicznego ptaka czy pancerzy gangów w niższych światach.
Mnogość nieskrępowanych niczym pomysłów wydaje się cechą współczesnej literatury New Weird. Gorzej, że - podobnie jak w "Viriconium" Harrisona - większość pomysłów to tylko scenografia, inaczej: rozdmuchany efekt specjalny, stworzony, by czytelnika-widza przytłoczyć i zaskoczyć, ale także dla zastąpienia ciekawej fabuły.

Można odnieść wrażenie, że Przedksiężycowi cierpią na nadmiar pomysłów, gadżetów tworzących sugestywny obraz wyludniającego się miasta na krawędzi rozkładu, ale w obrazie tym na razie brakuje sensu, istoty i kierunku. Oczywiście jest to pierwsza część trylogii, jednak miałka fabuła spycha bohaterów na dalszy plan, eksponując miasto. Tom pierwszy wydaje się szkicem do panoramy Lunapolis. Niby widzimy ciekawe szczegóły tworzące razem intrygującą całość, ale autorka, mnożąc byty, nie daje czytelnikowi żadnych odpowiedzi. Nie wiemy, dlaczego świat przedstawiony funkcjonuje w taki sposób, kim mogą być Przedksiężycowi, w jaki sposób rządzą miastem. Stoimy przed rozległą panoramą i patrzymy z podziwem na efekty imaginacji autorki, ale nie wiemy nic. Szkoda, bo uchylenie rąbka tajemnicy zachęciłoby do przeczytania ciągu dalszego. Pozostaje niedosyt.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 746
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: