Dodany: 20.06.2013 13:35|Autor: adas

Czytatnik: nauka czytania

Auster "Sunset Park", Arguedas "Ludzka miłość"


Paul Auster to towar z najwyższej półki. Przystojny, wygadany, oczytany. Nie wiem, czy na całym świecie, ale na pewno w Polsce. Z każdym nowym tłumaczeniem można liczyć na serię wywiadów prasowych, może nawet migawkę w tv. Niby nowojorski Żyd (czy żyd?, w tym wypadku tego jednego nie wiem), ale prawie nasz.

Nieprzypadkowo użyłem jednak słowa "towar" w pierwszym akapicie. Nie ma co ukrywać, opinie o rzeczywistej literackiej klasie amerykańskiego autora są mocno podzielone. Niektórzy chcą w nim widzieć współczesnego klasyka, jednego z tych pisarzy, którzy najmocniej - w całym pokoleniu - trzymają rękę na pulsie świata. Inni uważają go za twórcę dobrego, nawet zasłużenie omawianego tu i tam, ale nadmiernie jednak fetowanego. I są jeszcze tacy, którzy za cholerę nie potrafią zrozumieć jak ten sam autor mógł napisać i genialną "Trylogię nowojorską", i tyle książek nijakich i po prostu złych.

Nietrudno zgadnąć, że reprezentuję podgrupę ostatnią.

"Sunset Park" nie jest złą książką, co to to nie. Ale nie jest też rewelacją "na miarę prawie, że" wzmiankowanej trylogii, jak kilka recenzji z dumą ogłaszało. Pierwsza część powieści daje nadzieję na pewne nowości, zarówno w technice narracyjnej, jak i w postrzeganiu świata przez autora. Sugerował to choćby szerszy krąg bohaterów i bardziej otwarta struktura opowieści. Jednak nie, to nadal jest Auster jakiego znamy, to znowu jest w jakimś stopniu powieść inicjacyjna, specyficzna o tyle, że u Amerykanina chrzest dorosłości mogą przechodzić nie tylko dwudziestolatkowie, ale i trzydziesto- i czterdziestolatkowie. Potem znowu jest Nowy Jork, znowu baseball, znowu wraca fascynacja kinem i pisaniem.

Muszę Austerowi oddać, że udaje mu się oddać atmosferę swego miasta jak rzadko któremu pisarzowi biorącemu na barki ciężar opisania swego najukochańszego miejsca na świecie. I ma się wrażenie, że opis to w tym wypadku tylko mniejsza część roboty, większosć skrywa się między słowami.

Drugim potężnym atutem jest aktualność opisywanych wydarzeń.

Nie potrafię rozwiązać dylematu, czy tym razem Auster trafił z doborem postaci. Czy są one "żywe" czy jednak "papierowe"? Wszyscy poniżej trzydziestki mnie w tej ksiażce w równym stopniu irytują co zachwycają, może to być jednak projekcja mych własnych lęków...

Sunset Park (Auster Paul)
----

José Maria Arguedas, zupełnie zapomniany już dziś pisarz, dysponuje jednym z najoryginalniejszych życiorysów literackich XX wieku. Nie, nie chodzi o to, że brał udział w szeregu wielkopomnych wydarzeń. Nie wykazał się bohaterstwem w żadnej z wojen. Nawet na tygrysa w Afryce nie polował [Tygrysy to Azja? Daj pan spokój, co pan prawisz, jak ja na własne oczy widziałem takie kły i ślepia jak u wiewiórki, tuż przedtem jak pociągnąłem za cyngiel, spudłowałem, to nożem go, wiśta wio. Tak, to ta skóra. Że krowia? Sam żeś pan ciele.]. Raczej nie był zamieszany w skandale z udziałem najsłynniejszych dam albo i dżentelmenów.

Po prostu żył. Urodził się w roku 1911 i z białym ojcem wyjechał w peruwiańskie Andy. Jeśli dobrze odczytuję jego twórczość, ojciec dość szybko zniknął (zamordowany?), i chłopak wychował się na styku białych właścicieli i małomiasteczkowych elit oraz indiańskich wspólnot. Sprawdzam w wiki - ponoć najpierw mówił w keczua, dopiero potem w hiszpańsku. Może być. Pisał po hiszpańsku, ale mocno zanurzony w języku i kulturze (mitach) indiańskich.

Jego świat jest okrutny. Rywalizacja między ludźmi, motywowana rasowo, to niemal socrealistyczny zapis zła wyrządzanego przez bogatych biednym. Nie ma co ukrywać, z europejskiej perspektywy, z polskiej - w której wszyscy dobrze wiemy, że jedynym złem jest socjalizm, a najgorszym komunizm - czyta się to ciężko, najlepiej by było odrzucić, przemilczeć, bo przecież wiadomo, że gdyby nie totalitaryzmy, to XX wiek byłby stuleciem cudów, jak prorokowali dziewiętnastowieczni piewcy rozwoju nauki i techniki.

Przedstawiciela cywilizacji białego człowieka, walącego biczem po twarzy wszystkich o trochę ciemniejszej karnacji, jakoś trudno wytłumaczyć, choć pewnie nawet w Andach już w latach 30. zagrożenie światową rewolucją było na tyle wielkie, że trzeba było stosować i takie metody.

Przepraszam, wracam do książki.

Opowiadania w tomie są ułożone chronolgicznie i dzięki temu doskonale widać warsztatowy rozwój pisarza. Bez żadnych dywagacji politycznych - pierwsze, choć mają już zaczątki własnego stylu, są jednak słabsze. Jeśli jest prawdą, że Arguedas hiszpańskiego (przynajmniej literackiego) nauczył się stosunkowo późno, to w tych tekstach widać jeszcze brak pewności, niemożność wyważenia dwóch języków i tradycji. Są fragmenty przepiękne, ale czuje się w tym brak prawdziwej swobody. Chyba też pisarz musiał więcej przeżyć, bo literacko dojrzałe są dopiero utwory z lat 50. (Ktoś by się mógł przyczepić, że kosztem młodzieńczej autentyczności).

Taki tekst dwudziestronicowy, "Orovilca". Niby nic nowego w latynoskiej literaturze, scenka rodzajowa z życia internatu, rywalizacji chłopców, która kończy się tragicznie. Opisana w sposób zamierzchły w chwili publikacji, a ile w tym pasji, niedomówień, lęku, poczucia obcowania z czymś nierozumnym, niezrozumiałym, czymś obok. Albo całkowite przeciwieństwo, kilkustronicowy, napisany niemal wyłącznie dialogiem, (u)tworek o znaczącym tytule "Obcy". Mogący sie dziać wszędzie w Latynoameryce, a po niewielkich tylko poprawkach, pewnie wszędzie.

Osobny wątek to podzbiorek czterech krótkich opowiadań tytułowych, napisanych w 1966 roku. "Ludzka miłość" to jednak tytuł okrutny. Opowiadania te traktują nie tyle o miłości, co o najpodlejszych przejawach życia seksualnego człowieka, wynikających - rzecz jasna - z poczucia władzy. Autor wraca do dzieciństwa i wczesnej młodości, pisze jednak z perspektywy mężczyzny podstarzałego, zniszczonego.

I chyba dokonującego autoanalizy, doszukującego się przyczyn swych klęsk, poczucia ciągłego wyobcowania. Brzmi aż nazbyt znajomo? Kolejny twórca użalajacy się nad swym losem i winiący wszystkich wokół? Kolejny genialny artysta-pajac?

Trzy lata później Peruwiańczyk popełnia samobójstwo, a tuż przedtem pisze "Lisy", książkę dziwaczną gatunkowo i jeszcze bardziej przytłaczająca. I tym bardziej nie sposób odzielić jego czynu, jego życia i jego literatury. Wystawianie cenzurek w tym wypadku jest nietaktem?

---
Ludzka miłość (Arguedas José Maria)


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 775
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: