Dodany: 18.06.2013 16:16|Autor: Literadar

Przedksiężycowi. Tom 1.


Okładka

Rec. Karol Kosakowski
Ocena: 4/6

W 2009 ukazał się pierwszy tom trylogii Przedksiężycowi Anny Kańtoch. Książka, zdobywając w roku 2010 Nagrodę im. Janusza A. Zajdla, wyniosła autorkę na pozycję pisarki niebanalnej, uczącej się na własnych błędach, tworzącej literaturę pozornie lekką, ale nie pozbawioną głębszej warstwy, piszącej z polotem i otwartą, bogatą wyobraźnią przywodzącą na myśl takich twórców jak China Mieville czy Jeff Vandermeer.

Tak jak i u nich, tak i tu głównym bohaterem okazuje się miasto. Miasto niezwyczajne i utopijne – Lunapolis, drabina po której przebiega ewolucja mieszkańców ku „Przebudzeniu” - z jednej strony mistyczny początek świata istot doskonałych, z drugiej zarządzany z ukrycia przez tajemniczych Przedksiężycowych eksperyment, którzy według niejawnego wzorca selekcjonują podczas tzw. Skoków istoty uznane za niedoskonałe, od tych rokujących nadzieję na przyszłość – pchając garstkę wybrańców ku doskonałości, resztę skazując na krótkie, pełne zezwierzęcenia życie na niższych poziomach rzeczywistości, gdzie jedyną obowiązująca zasadą jest prowadząca do przedwczesnej śmierci idea postępującego, przyśpieszonego rozkładu, odcinająca zbędne poziomy rzeczywistości.

W bajecznie kolorowej metropolii, gdzie nie jest znany głód, pełnej cudów architektury i technologii, każdy chce być najlepszy. Jak inaczej zadowolić Przedksiężycowych i zapewnić sobie kilka kolejnych lat życia, do następnego Skoku, a może i nawet do samego Przebudzenia? Dlatego w Lunapolis, każdy jest artystą, a każda dziedzina życia sztuką – od poezji i malarstwa przez naukę po kradzież i skrytobójstwo. Za rozdział talentów odpowiedzialne są korporacje, które za odpowiednią sumę pieniędzy uczynią z każdego wyrafinowanego rysownika czy sprawnego mordercę – ci, których na to nie stać muszą zadowolić się pośledniej jakości modyfikacjami lub poświęcić w zamian część własnego ciała.

To obraz miasta i jego społeczeństwa wraz z nierozłącznie z nim powiązanym przyśpieszeniem w stronę własnego końca, za sprawą kolejnych wynalazków akceptowanych przez Przedksiężycowych (którzy sprawują też prawie całkowitą kontrolę nad technologią), jest centralnym i najciekawszym elementem powieści, sprawiającej wrażenie trochę przewodnika turystycznego, mającego na celu powolne zapoznanie ze światem i jego atmosferą, trochę sprawnie namalowanej akwareli z panoramą Lunapolis. Gorzej wypada niestety historia i biorący w niej udział bohaterowie. Postaci o ile nie są płaskie, zdają się nie ponosić psychologicznych konsekwencji świata, w którym przyszło im żyć. Procesy i wydarzenia, w których kształtowała się ich psychika zdają się przebiegać nadzwyczaj lekko (zwłaszcza w zestawieniu z ich potencjalnym destrukcyjnym wpływem), a głębsze odczuwanie zostaje zastąpione przez pewnego rodzaju banalizację i prostotę wytłumaczenia – „zawsze tak było”. Tak samo opowieści zdaje się brakować punktu zaczepienia, który potrafił by wciągnąć czytelnika w nurt wydarzeń, które bez tego dzieją się mimochodem, a to czy bohaterom uda się osiągnąć sukces nie podnosi tętna czytelnika, mimo próby zachowania przygodowego charakteru.

Na uwagę zasługuje bez wątpienia za to styl pisarski autorki. Niezwykle plastyczny, pozbawiony jednak zbędnych udziwnień czy eksperymentów, dobrze dawkujący proporcje między elementami przygodowymi, poetyckimi czy pewną pop-filozofią - intrygując i potęgując wrażenie bogatej wyobraźni autorki, a i przykrywając niektóre z wad powieści.

Przedksiężycowi zdają się powieścią niepełną, raptem krokiem w dobrą stronę, któremu jednak zabrakło odrobiny pewności siebie. Pozostaje tylko mieć nadzieje, że pozostałe tomy pozwolą Annie Kańtoch w pełni rozwinąć skrzydła na miarę Czarnego.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 844
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: