Dodany: 16.06.2013 20:37|Autor: misiak297

Spowiedź gangstera


Moja niechęć do książek Agnieszki Lingas-Łoniewskiej jest tu powszechnie znana. Cóż, rzeczywiście - "Bez przebaczenia", "Zakręty losu" i "Braterstwo krwi" oceniam jako literaturę nie najwyższych lotów, eufemistycznie mówiąc. Ot, banalne romansidła z nutką sensacji i z nadmiernie wyeksponowaną (a przez to komiczną) erotyką. Jednak uczciwie rzecz biorąc, jeśli zamykająca trylogię o braciach Borowskich "Historia Lukasa" nie jest powieścią dobrą, to naprawdę niedużo jej do takiego miana brakuje. Na pewno nie jest to pozycja przeciętna - i na pewno jest czymś zupełnie świeżym w dorobku autorki.

"Braterstwo krwi" kończy się wzruszającym epilogiem - obaj bracia Borowscy po długich perypetiach odnaleźli swoje szczęście u boku ukochanych kobiet. "Historia Lukasa" pokazuje historię opisaną w dwóch poprzednich częściach z perspektywy Łukasza - czarnej owcy w prawniczej rodzinie, gangstera i mordercy, ale także człowieka zdolnego do wielkiej miłości i równie wielkich poświęceń w jej imię. Fabuła jest prosta - bphater spędza wieczór kawalerski z ukochanym bratem. To czas na próbę pogodzenia się z przeszłością, rozliczenie dawnych win. Lukas urządza swoistą spowiedź, szczegółowo opowiada o swoim życiu, nie unikając tematów trudnych i bardzo bolesnych.

Cóż, "Historia Lukasa" jest ciekawa przede wszystkim dlatego, że tak bardzo różni się od dotychczasowych powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Nie mamy tu do czynienia z ogranym po tysiąckroć w literaturze schematem: ona - piękna biedulka po przejściach, w nowej sytuacji życiowej spotyka jego - przystojnego, męskiego i w ogóle och, ach, co kończy się wybuchem wielkiej namiętności (w powieściach Lingas-Łoniewskiej ograniczającej się właściwie do przestrzeni alkowy). Potem trochę kłód pod nogami, rozłąka, pojednanie, wybuch jeszcze większej namiętności, po drodze jakiś dramat o posmaku sensacji i lukrowany epilog.

Tutaj na pierwszy plan wysuwa się Łukasz Borowski - postać ciekawa, intrygująca, niejednoznaczna. Jego historia jest naprawdę dramatyczna - dogłębnie zraniony, praktycznie z dnia na dzień z ambitnego młodego chłopaka przeobraża się w gangstera. A jednak, mimo okoliczności, Lukas - bo taką ksywę przyjmuje - nie potrafi zdusić w sobie ludzkich uczuć. I ogromnie kocha brata, matkę, później Małgorzatę, zależy mu na miłości i akceptacji oschłego, apodyktycznego ojca. Z drugiej strony świetnie odnajduje się w półświatku przestępczym, robi błyskawiczną karierę w tych kręgach, cieszy się powszechnym szacunkiem i podziwem. Cóż, mam wrażenie, że Agnieszka Lingas-Łoniewska wreszcie naprawdę pochyliła się nad swoim bohaterem i dopracowała tę postać psychologicznie, stwarzając wiele przejmujących scen (jak choćby ta z początku powieści, w której marzenia Łukasza zostają przekreślone za sprawą cudzego głupiego uporu i złej woli). Jego rozdarcie między dobrym Łukaszem a bezwzględnym Lukasem jest naprawdę widoczne. Inne plusy to pasująca do tej historii konstrukcja (opowieść Łukasza przetykana jest jego rozmowami z bratem), język, jakim posługuje się Łukasz (wulgarny, ale bez przesady i okraszony inteligentną ironią oraz czarnym humorem - brzmi naprawdę autentycznie), umiejętnie stopniowane napięcie, ciekawe relacje między bohaterami (chyba najbardziej interesująca jest w gruncie rzeczy dosyć niejednoznaczna więź między braćmi), zmuszenie czytelnika do zadawania sobie pytań (bo kto właściwie jest odpowiedzialny za całe zło będące udziałem bohaterów? Lukas? A może apodyktyczni rodzice, którzy nie szukają porozumienia z dziećmi?) i prawie całkowity brak detalicznych opisów scen erotycznych - będących dotąd znakiem rozpoznawczym Lingas-Łoniewskiej.

W obliczu tak miłego zaskoczenia wiele jestem w stanie tej powieści wybaczyć: niewyszukany styl, dwadzieścia słów tam, gdzie wystarczyłoby dziesięć, miejscami patetyczne dialogi, granie na emocjach czytelnika w bardzo prosty sposób czy naciągane rozwiązanie wątku sensacyjnego - ostatecznie to jest literatura popularna niemająca pretensji do bycia literaturą wysoką. Natomiast trudno mi przymknąć czytelnicze oko na niezręczności stylistyczne, które umknęły redaktorom. Oto parę przykładów: "jego brązowo niebieskie oczy otworzyły się ze zdumienia"[1], "odebrał [telefon] wesołym głosem"[2], "Zupełnie jakbym był pusty w środku. Puste opakowanie. A w środku... nic"[3], "Ja odziedziczyłem oczy po ojcu, a Krzysiek był mieszanką mamy i ojca"[4]. Również nachalne stosowanie metafory o zakrętach losu nie jest dobre - sprawia, że traci ona nośność i staje się dla czytelnika nużąca. Jeszcze ze spraw redakcyjnych: Agnieszka Lingas-Łoniewska niemal na każdej stronie nadużywa wielokropków, do tego stawia je w nader osobliwych miejscach (chce się zakrzyknąć - gdzie był redaktor, który powinien wykorzenić tę manierę!). Oto przykład:

"Bo przecież ono... było jedną wielką pokazówką. Przepełnioną sztucznością, przepełnioną fałszem, przepełnioną ułudą. Ale Małgorzata... była prawdziwa! (...) Ona musiała być prawdziwa, bo gdyby to okazało się kłamstwem... mnie by już nie było. Przestałbym istnieć. (...) Dlatego... ona, moja Małgorzata, musiała być prawdziwa! Przynajmniej... wtedy w to wierzyłem"[5].

Czego jednak nie jestem w stanie autorce wybaczyć - to umieszczenia w "Historii Lukasa" rozbudowanej sceny erotycznej. Szczegółowy opis jest tu zupełnie zbędny. Fakt, to tylko jedna (!) scena, ale wystarczy, aby zepsuć całość. No bo jak inaczej niż z zażenowaniem i śmiechem odebrać takie sformułowania (cytuję wyimek z długiego fragmentu):

"Była taka słodka, ciasna i mokra. Niesamowita! Pulsowałem w niej, czując, jak zaciska się na moim członku, otacza go jak mała rękawiczka. Była na mnie gotowa, tak jak i ja na nią. Unosiliśmy się na fali szalonego pożądania"[6].

I właściwie te trzy kwestie - fatalna, a zupełnie zbędna scena erotyczna, nadmiar wielokropków oraz stylistyczne niedociągnięcia zdecydowały o tym, że nie wystawiłem "Historii Lukasa" oceny dobrej. Szkoda - naprawdę chciałem, wierzcie mi. Lubię być zaskakiwany, a mam wrażenie, że w tej powieści Agnieszka Lingas-Łoniewska wreszcie pokazała prawdziwy literacki pazur (choć niestety ten pazur wymagałby niejakiego oszlifowania), zaprezentowała coś świeżego, innego, niebanalnego. Opis jej najnowszej książki - "W szpilkach od Manolo" - sugeruje, że wreszcie porzuciła konwencję sensacyjnego erotycznego romansu. Z jakim skutkiem? Z ciekawością się przekonam - i to nie jest żart. Po lekturze "Historii Lukasa" wierzę, że ta pisarka może jeszcze pozytywnie zaskoczyć czytelników.



---
[1] Agnieszka Lingas-Łoniewska, "Historia Lukasa", wyd. Novae Res, 2012, s. 22.
[2] Tamże, s. 54.
[3] Tamże, s. 187.
[4] Tamże, s. 122.
[5] Tamże, s. 159-160.
[6] Tamże, s. 139.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2327
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Matylda. 19.06.2013 18:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja niechęć do książek A... | misiak297
No cóż, jestem pozytywnie zaskoczona. Kto wie, może Lingas-Łoniewska to jednak nieoszlifowany literacki diament :-) ? Jak skończę swoją przygodę z Foucaultem, Jungiem i wyzwaniem na ten rok, z ciekawości zerknę na jej nową powieść.

Pozdrawiam i gratuluję bardzo dobrej recenzji!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: