Dodany: 08.01.2008 12:37|Autor: jolietjakeblues

Czytanie bez ustanku


„Mikołajki” zacząłem czytać, gdy miałem jakieś 13 lat. Pamiętam, że wspólnie z kolegami ze szkoły, a później z sąsiadem, równie zafascynowanym, zauroczonym tymi opowiadaniami, wymienialiśmy się kolejnymi tomami, najpierw zdobywanymi w bibliotece, potem już kupowanymi. Bo na przestrzeni kilku lat, w okolicach połowy lat 80., miałem skompletowane już wszystkie tomy. To były książki, które pozwalały się oderwać od powieści przygodowych, pirackich, indiańskich i tym podobnych, które zaprzątały głowę dziesięcio-kilkunastolatka. Potem pozwoliły na odsunięcie na bok polskich komiksów. Z „Mikołajków” cytowało się powiedzonka, zdania, frazy. Opowiadaliśmy sobie co lepsze, co śmieszniejsze fragmenty, żeby ich nie zapomnieć i zwrócić uwagę sobie nawzajem na niechcący pominięte. To książki, które czytało się nad talerzem z obiadem tuż po szkole, narażając się na skarcenie przez matkę. Sądziłem, że te czasy już dawno minęły.

Do przygód Mikołajka wracałem wielokrotnie. Czasami brałem z półki któryś tom i czytałem parę rozdziałów, jakieś fragmenty. Dla poprawienia humoru, dla przypomnienia, dla uśmiechu, dla powrotu do dzieciństwa. Jakiś czas temu zacząłem czytać „Mikołajki” kilkuletniej córce. Doszło do tego, że już sama prosiła, żeby przed snem poczytać jej któryś z tomów, i sama wybierała, który. Żona także nie mogła się dłużej opierać i czytała. Nie wiadomo, czy bardziej córce, czy sobie? Już zdążyłem się przyzwyczaić, że będziemy wspólnie tylko wracać do tych tomów ze zniszczonymi okładkami, aż tu nagle po dwudziestu latach „Nowe przygody Mikołajka”! Dwa razy po kilkadziesiąt opowiadań. Sprawiło mi to niewiarygodną radość! Nie wiedziałem, nie przypuszczałem, że ukaże się tom drugi. Ale jest. I akurat tak wydany, że sprawiono mi prezent właśnie „mikołajkowy”. Wbrew wielu przeczytanym opiniom uważam, że jest to świetne wydanie. Góruje nad tomem pierwszym dodatkami. Zajrzyjmy na kilka ostatnich stron: najpierw „Inne książki o Mikołajku autorstwa Goscinny’ego i Sempégo”, następnie biografia Goscinny’ego, „Książki René Goscinny’ego wydane w Polsce”, biografia Sempégo i „Książki z ilustracjami Sempégo wydane w Polsce”[1]. A na początku, tak jak w tomie pierwszym, „Od wydawcy”[2], gdzie znajdujemy informację, z jakich lat pochodzą opowieści z niniejszego wydania, czego dotyczą, a także - i co najważniejsze - Anne Gościnny pisze o uczuciach i więzach przyjaźni autorów, będących chyba podstawą dla stworzenia tych opowiadań.

Książka w twardej okładce, zszyta. Jak dobrze przewraca się kartki, świetnie trzyma w rękach. I rysunki Sempégo. Ale to już standard. Są nie tylko na stronach z treścią, lecz także ozdabiają postaciami bohaterów okładkę na zewnątrz i wewnątrz. Dalej - niesamowita gratka! Bo na stronach 12-13 jest zamieszczonych piętnaście najważniejszych postaci, podpisanych i z krótkimi charakteryzującymi je cytatami, na przykład: „Tata wychodzi z biura później niż ja ze szkoły, za to nie musi odrabiać lekcji”[3]. Jak większość pozostałych tomów z przygodami Mikołajka, i ten przełożyła Barbara Grzegorzewska, więc mamy ciągłość języka, bez niespodzianek, te same imiona, pseudonimy, zdrobnienia, ten sam styl.

Przygody Mikołajka obejmują przełom lat 50. i 60. ubiegłego wieku, czasy jeszcze sprzed epoki „powszechnych telewizorów i lodówek”. Jednak - nie wiem, dlaczego - nigdy to mnie nie raziło. Opowiadania są takie rześkie, jakby opowiadały o czasach teraźniejszych. Być może dlatego, że skupiają się przede wszystkim na relacjach międzyludzkich. Lodówka, samochód są na dalszym planie. Służą tylko jako rekwizyty do pokazania śmiesznych stosunków rodzinnych. A tych mamy co niemiara. Gościnny wyciąga te relacje na światło dzienne z ogromną swobodą. Trochę ironicznie pokazuje, jaki jest standardowy tata, który pracuje w biurze, a po pracy chce w spokoju usiąść w fotelu z gazetą, jednak tego spokoju nie może mu zapewnić dom, w którym wszędzie pełno Mikołajka; jaka jest mama, ciągle przebywająca w kuchni, dla której najważniejszą rzeczą w życiu jest przygotowywanie posiłków dla swoich panów. Na tych kontrastach, doprawianych prześmiesznymi szczegółami, rodzą się przezabawne sytuacje. Ale to nie wszystko. Przecież mamy Bunię, mamę mamy Mikołajka. I wydawałoby się, nic nowego: dość chłodne stosunki między zięciem i teściową autor pokazuje w złośliwych dialogach, komentarzach lepiej rozumianych i docenianych przez dorosłych czytelników. Są przezabawne. Dlaczego? Bo widzimy w nich samych siebie, naszych sąsiadów, naszą rodzinę. Oczywiście na teściowej się nie kończy. Goscinny daje pole do popisu także mamie. Ta prawi złośliwości i kpi z rodziny swojego męża. Ale rodzina Mikołajka nie żyje przecież samotnie. Muszą być sąsiedzi. I tu też mamy wszystko. Od wspólnej zabawy, przez obrażanie się, po pomoc i wścibskość. Samo życie! A teraz, Dorośli Czytelnicy, obejrzyjcie się za siebie i poszukajcie w swojej pamięci postaci ze szkoły i podwórka. Tacy byliśmy. Bez wątpienia. Te same zabawy, te same kłótnie, te same powiedzonka, przyzwyczajenia. Tak samo zachowywaliśmy się w ławkach i na przerwach w szkole podstawowej. Ileż postaci wymyślonych przez Goscinnego i narysowanych przez Sempégo krążyło wokoło nas! Zatem autorzy pokazali wyłącznie rzeczywistość? Więc dlaczego to nas tak śmieszy? Przyglądamy się jak w zwierciadle i wychodzi to nam na zdrowie. Terapia?

Trudno streszczać lub recenzować wszystkie opowiadania z tego tomu. Wiele rzeczy się powtarza. Oczywiście koledzy Mikołaja, zachowania ich i rodziców. Przez tę powtarzalność Goscinny buduje humor. I to mnie nie nudzi. Przecież można ciągle czytać: „Rosół. To nasz opiekun, nazywamy go tak, bo wciąż mówi: »Spójrzcie mi w oczy«, a na rosole są oka. Starsze chłopaki na to wpadły”[4]. Przedstawianie tych samych postaci z tomu na tom jest zabawne, nie nudne: że Alcest ciągle je, że Gotfryd ma bardzo bogatego tatę, że tata Rufusa jest policjantem, że Ananiasz nosi okulary i przez to nie można go bić i tak dalej. Ale dla tych powtórzeń pisarz buduje nową scenerię. Mamy choćby przezabawną historię „U fryzjera”. Wspólną wyprawę Mikołaja i jego taty do dentysty, a więc próbę męskiej odwagi. Jest po raz pierwszy szkolna wycieczka. Dowiadujemy się także, że Rosół nie lubi lodów i dlaczego. Niezwykle udany jest też początek, w którym Mikołaj pisze list do św. Mikołaja, pokazując, że absolutnie nie jest egoistą. A na pożegnanie - odwiedziny całej rodziny na Wielkanoc u Buni.



---
[1] René Goscinny, Jean-Jacques Sempé, „Nowe przygody Mikołajka: Tom 2”, przeł. Barbara Grzegorzewska, wyd. Znak 2007, str. 367-375.
[2] Tamże, str. 9.
[3] Tamże, str. 13.
[4] Tamże, str. 13.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6358
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: Kalakirya 14.07.2008 20:09 napisał(a):
Odpowiedź na: „Mikołajki” zacząłem czyt... | jolietjakeblues
Bardzo fajny tekst :) Mikołajka nie da się nie kochać. Nie można się nim znudzić.
Użytkownik: jolietjakeblues 15.07.2008 07:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo fajny tekst :) Mik... | Kalakirya
Dziekuję.
To prawda, nie da się nie znać Mikołajka, nie czytać Mikołajków. To rozjaśnia dzieciństwo i daję trochę słońca i uśmiechu w dorosłości.
Użytkownik: Donka1801 08.01.2010 19:57 napisał(a):
Odpowiedź na: „Mikołajki” zacząłem czyt... | jolietjakeblues
Co do tej książki to mam podobne uczucia jak autor tej wypowiedzi powyżej. Myślę, że jest więcej takich osób. Chciałam pogratulować tak dobrego stylu pisania(wyrażania myśli).
Użytkownik: jolietjakeblues 08.01.2010 20:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do tej książki to mam ... | Donka1801
"Mikołajki" uwielbiam. Cokolwiek bym napisał teraz o tych książkach, to bym tylko powtarzał lub odrobinę roszerzał to, co napisałem w tekście powyżej.
Świetna rzecz na smutki. Ale także lekarstwo na własne głupie zachowania. Dorosłych oczywiście, nie dzieci.
Dziękuję. Wielka przyjemność przeczytać takie słowa o sobie.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: