Dodany: 03.06.2013 11:54|Autor: Biegnąca
Gorzkie dziecko
W czasach, kiedy listy bestsellerów okupują "Domy nad rozlewiskiem" lub inne "Cukiernie pod Amorem", przekonujące nas, że świat jest piękny, a życie łatwe – dobrze jest czasem wylać na siebie kubeł zimnej wody. I uświadomić sobie, że istnieje rzeczywistość, która nie jest przesłodzona jak cukierek z odpustu – ba, bywa gorzka jak piołun i podlana obficie łzami żalu.
Historia niby przeciętna: XX wiek, dom na wsi, duża rodzina. Nostalgia, sielanka i wąchanie bzu? Nie tutaj. Już pierwsze zdania uświadamiają nam, jakiego typu książkę dzierżymy w rękach: "Maryśka zapamiętała z dzieciństwa jedno wielkie niekochanie"*. I to niekochanie będzie za nami chodziło krok w krok, przez całą opowieść. Za nami, ale przede wszystkim za Maryśką, która, urodzona w siódmym miesiącu ciąży, przez całe swe życie będzie nosiła piętno "nieudałoty" z głową jak stołbun, "gorzkiego dziecka" czy właśnie "bożej podszewki". Ale tak nazywać będą ją tylko "bliscy" lub raczej ludzie, z którymi łączą ją więzy krwi. Dla obcych będzie "mileńką, rodnieńką panną Marysią", która wspomoże wyniesionym cichaczem z domowej spiżarki jedzeniem. Ale czyż w dworze w Juryszkach, rodzinnym domu Maryśki, będzie się liczyło zdanie zawszonego Bartłomieja - zamawiacza chorób lub wdowy Emilki, której grad skosił zboże?
Tłumiony żal, podsycany gniew i niewypowiedziane pretensje na dobre zatrują relacje rodzinne. Rodzeństwo dzieli mur obcości, z rodzicami brak więzi – jakiejkolwiek, zwłaszcza tej uczuciowej. Gospodarstwo podupada, bo Andrzej, ojciec i pan na Juryszkach, zamiast siać zboże i dbać o zwierzynę, ugania się za kolejnymi kobietami. Matka, Maria, chodzi w kolejnych ciążach, jakby nie interesowało jej, ile ma już gęb do wykarmienia – ot, "pachną jej pieluszki".
Maryśka biega po polach i codziennie kąpie się w stawie – rzecz to niebywała, połączenie południcy z utopcem. Rzeczą daremną jest proszenie jej o pomoc przy żniwach, za to łyżką szybko przebiera w misce. Tak jak Elżutka czy Józia, ręce ma jak grabie – zagarnia do siebie i pomalutku kompletuje kufer z wyprawą. Jej los odmieni się, gdy uda się ją (nareszcie!) wydać za mąż. Wtedy Maryśka w swoich oczach stanie się kimś, nie tylko nieudałotą z lichymi włosami na stołbunowatej głowie.
Literatura "małych ojczyzn", do której zalicza się "Boża podszewka", niesie ze sobą szczególną misję: próbuje ocalić świat istniejący już tylko w pamięci osób, które go zaznały. Próby zachowania go poprzez zamknięcie go w zadrukowanych literkami stronicach bywają lepsze lub gorsze – nie każdy obraz wywołany z mroków pamięci daje się łatwo przełożyć na słowa. Teresa Lubkiewicz-Urbanowicz pokazuje nam świat, który istnieje już tylko w jej pamięci. Świat, który mimo bólu, pretensji i wzajemnych krzywd należy ocalić. Może po to, by wiedzieć, jakich błędów nie popełniać?
---
* Teresa Lubkiewicz-Urbanowicz, "Boża podszewka", wyd. G+J Gruner+Jahr Polska, [2005], s. 7.
[Recenzję opublikowałam także na portalu lubimyczytać.pl]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.