Dodany: 31.05.2013 22:39|Autor: Literadar

Zamieć śnieżna i woń migdałów


Okładka

Rec. Ewa Popielarz
Ocena: 3/6

Tydzień przed Bożym Narodzeniem Szwecję nawiedziły rekordowe opady śniegu i ostry mróz. Rzecz to w Polsce ostatnimi czasy niespotykana, co sprawia, że tak rozpoczynająca się książka z miejsca nabiera tajemniczego klimatu.

Na wyspie, w dawnym ośrodku kolonijnym ma miejsce zjazd rodzinny. Wody naokoło skute są lodem, nie działają telefony, za oknami szalej zamieć. Nestor rodu, Ruben, w czasie kolacji daje wyraz swej nienawiści do pozostałych jego członków, którzy tylko czekają na spadek po nim. Grozi, że wszystkich wydziedziczy, po czym wypija szklankę wody i w spazmach umiera. Martin Molin, znajomy wnuczki Rubena, jedyna osoba spoza rodzinnego kręgu, nota bene policjant (co za zbieg okoliczności!), wyczuwa bijącą ze szklanki woń gorzkich migdałów – cyjanek. Dziadek został zamordowany, a morderca znajduje się na wyspie. Czas rozpocząć śledztwo.

Historia niczym z kryminałów Agathy Christie. Tylko czekać, aż ktoś zacznie w tle recytować wierszyk o dziesięciu małych Murzynkach. Tymczasem autorką książki Zamieć śnieżna i woń migdałów jest Camilla Läckberg, znana lepiej ze swoich wielotomowych dzieł. Martin Molin to zresztą bohater jej sagi o Fjällbace. Läckberg specjalizuje się w długich formach prozatorskich. Choć trzeba dodać, że jest też autorką książki dla dzieci i… dwóch książek kucharskich! Jak sprawdziła się w historii w stylu Agathy Christie? Czy dorównała królowej kryminału? Przekonajmy się.

Od pierwszych kart książki poszczególnych członków rodziny postrzegamy przez pryzmat czyichś wrażeń i emocji. Najczęściej mamy do czynienia z odczuciami Martina, ale udziela się nam również zdanie Lisette, jego dziewczyny, która na wstępie przedstawia mu swoich bliskich. Wiemy na przykład, że nie lubi swego brata Mattego, ponieważ jest on najbardziej związany z dziadkiem, a więc stanowi sporą konkurencję w walce o spadek. Tego typu drobiazgi co jakiś czas są podsuwane czytelnikowi, ale nie prowadzą do żadnych sensownych wniosków. Ani czytelnika, ani śledczego.

Po tragicznej śmierci nestora rodu Martin zaprasza każdego z podejrzanych na przesłuchanie. Niewiele mu dają te rozmowy. Śledztwo w ogóle nie posuwa się naprzód, a sam Martin wydaje się zagubiony. Jedna połowa domowników go lekceważy, druga odnosi się do niego z jawną drwiną. Śledczy popełnia liczne błędy, zapomina o ważnych szczegółach, przez nieuwagę zaciera ślady. Odnosi się wrażenie, że najchętniej przekazałby swoje obowiązki komuś z komendy policji na stałym lądzie.

Atmosferę na wyspie podkręca fakt, że trupów (tak – liczba mnoga nie jest pomyłką, w ten weekend w starym ośrodku kolonijnym umiera jeszcze jedna osoba) nie da się wynieść z budynku, leżą więc w chłodni i razem z żywymi czekają na koniec zamieci. Koniec, który ostatecznie następuje. Kiedy wszyscy podejrzani ruszają na brzeg, by przeprawić się na stały ląd, na Martina nagle spływa oświecenie i rozwikłuje zagadkę! Chyba dla niego samego jest to największym zaskoczeniem.

Nie da się odmówić Camilli Läckberg talentu literackiego. Narracja jest prowadzona sprawnie, dialogi są żywe, książkę naprawdę dobrze się czyta. Tym bardziej irytuje fakt, że akcja w ogóle nie posuwa się naprzód, a samo śledztwo nosi wszelkie znamiona źle wykonanej pracy. Pytanie – czy to tylko wina policjanta Molina, który został postawiony przed zadaniem przekraczającym jego możliwości, czy może to autorka przeceniła swoje siły. Do Agathy Christie szwedzkiej pisarce jeszcze daleko. Miejmy nadzieję, że pozostanie przy pisaniu sag. Krótkie formy, jak widać, nie są jej powołaniem.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1868
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Zu_ire 30.10.2013 09:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Rec. Ewa Popielarz ... | Literadar
Rzeczywiście, na tle sagi, książka ta, a właściwie opowiadanie, wypada bardzo blado.
O Agacie Christie nawet nie powinno być mowy, a sama autorka odwołuje się do Conan Doyle'a.

Pierwsza książka sagi o Fjallbacki ukazała się w 2003 r., ostatnia w 2011 r. (wg danych Biblionetki). "Zamieć śnieżna i woń migdałów" jest z 2007 r., natomiast treścią odnosi się do początków współpracy Martina z Patrikiem Hedstromem.

Ta książeczka to nie tylko odskocznia od "długich form prozatorskich", ale żart autorki. No bo chociażby przechowywanie ciał zamordowanych w chłodni z żywnością, z rostbefem na półce, w świeżo wyremontowanym pensjonacie w środku ostrej zimy? Czyżby nie znalazło się tam żadne inne pomieszczenie do tego celu?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: