Dodany: 31.05.2013 17:57|Autor: dot59
Zróbmy sobie widowisko...
Dobrze napisana historia o tym, czy można z lokalnej tradycji uczynić dochodowy interes, a w rzeczy samej – o ludziach złych, głupich, irytujących, w najlepszym zaś razie zgorzkniałych i rozczarowanych.
Rzecz dzieje się w fikcyjnym miasteczku Błędomierz i w położonym na jego peryferiach majątku hrabiostwa Zamoyłłów. Pan domu to nie tylko posiadacz, ale i słynny pisarz-noblista. Sława nie przekłada się jednak na pełnię szczęścia – z licznej gromadki dzieci Tadeusza i Zofii żadne nie wzleciało nad poziomy, troszcząc się tylko o sprawy materialne i inne rzeczy małej wagi; najmłodsza, Róża, wyróżniająca się spośród rodzeństwa wrażliwością i inteligencją, jedyna, która mogłaby spełnić nadzieje ojca, kontestuje burżuazyjny styl życia i pragnie się usamodzielnić, pracując jako nauczycielka na zapadłej kresowej wsi.
Gość Zamoyłły, młody literat Kanicki, wraz z rządcą Krobowskim stanowiący spiritus movens pasyjnej awantury, początkowo sprawia wrażenie niegroźnego lekkoducha, którego apetyty są większe niż możliwości. Dalsze jego poczynania obnażają jednak osobowość wręcz koszmarną: ten człowiek nie ma w sobie ani krzty empatii, dba tylko o własną przyjemność, cynicznie wykorzystuje każdego, kogo może wykorzystać, i nawet gdy jest (jakoby po raz pierwszy szczerze) zakochany, nie można się oprzeć wrażeniu, że owo uczucie to przejaw zadraśniętej miłości własnej; gdyby dziewczyna, tak jak wszystkie poprzednie, od razu podała mu siebie na tacy, byłby ją pewnie odrzucił jak zużyty łachman, ale że się opiera, staje się dlań wyjątkowo cennym kąskiem – takim, za który gotów jest dużo zapłacić…
Z trójki Krobowskich Wiktor i Leszek są trywialni i interesowni; najmłodszy, Otton – płytki i infantylny.
Kobiety pojawiające się na planie – nawet te pokrzywdzone przez los czy przez innych ludzi, nawet dobra i naiwna Lodzia - też jakoś nie zachwycają osobowościami (jedyna Róża ma w sobie jakiś potencjał, który jednak nie zostaje wykorzystany), nie mówiąc o matce Leopolda, której milczące przyzwolenie na zbrodnię przyprawia o dreszcz obrzydzenia. I w zasadzie nie ma znaczenia, czy uda się zrealizować widowisko pasyjne, czy nie – bo nie o tym tu mowa, tylko o ułomności rodzaju ludzkiego.
Straszliwie dekadencka to powieść; Miłosz sumitował się przed Iwaszkiewiczem w listach, że nazwał ją niemoralną – ale przecież miał rację, ona JEST niemoralna, choć nie ma w niej ostrej erotyki czy gloryfikacji nałogów. Jest, bo nie pozwala wierzyć w człowieka…
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.