Dodany: 04.01.2008 10:20|Autor: edward56

Czytatnik: Mnie się nie wolno denerwować

3 osoby polecają ten tekst.

Pierwszy ułan Drugiej Rzeczypospolitej


"Biografie kończą się na ogół stwierdzeniem zgonu i podaniem daty śmierci. Czasem autorzy zastanawiają się nad następstwami takiego zgonu, czasem zaś, gdy śmierć ma charakter nienaturalny, wnikają w jej przyczyny. Tak się też rzecz miała w tym wypadku, ten bowiem, który "zdawał się być życiem samym, samem urokiem dnia codziennego" popełnił samobójstwo. 1 lipca 1942r. o godzinie 9 rano wyszedł na taras domu, w którym mieszkał przy Riverside Drive. Tam, wedle zeznań obserwującego go z drugiej ulicy kierowcy taksówki, ukląkł na balustradzie, przeżegnał się i wyskoczył. Zmarł w ambulansie w drodze do szpitala Roosevelt. Ambasador Jan Ciechowski podał prasie, że śmierć nastąpiła wskutek wypadku wywołanego zawrotami głowy, na które cierpiał generał. W kieszeni piżamy znaleziono jadnak list:

"Myśli plączą mi się po głowie i łamią jak zapałki lub słoma. Nie mogę spamiętać najprostszych nazw miejscowości, nazwisk ludzi oraz prostych wypadków z mego życia. Nie czuję się w tych warunkach na siłach reprezentować Rządu, gdyż miast pożytku, mógłbym zaszkodzić sprawie. Zdaję sobie sprawę, że popełniłem zbrodnię wobec żony i córki zostawiając ich na pastwę losu i obojętnych ludzi. Proszę Boga o opiekę nad nimi". Do tekstu dopisano ołówkiem "Boże zbaw Polskę".

Samobójstwa dokonywane są pod wpływem emocji lub przygotowywane planowo i systematycznie. Samobójstwo Wieniawy należało do tego drugiego rodzaju. Nie było bowiem, jeśli można użyć tego określenia, zaskoczeniem dla osób mu najbliższych - te liczyły się z taką możliwością. Ponieważ żona znając jego nastrój ukryła przed nim pistolet, musiał wybrać inny rodzaj śmierci. Z myślą tą nosił się długo, przynajmniej od roku. 29 sierpnia 1941r. napisał list do nieznanego osobiście dziłacza POW. W liście tym czytamy:"Muszę umrzeć. Na skutek wszystkich przejść, tragedii Polski, a zarazem tragicznej sytuacji osobistej, osłabienia pamięci, zupełnego psychicznego wyczerpania. Zamiast podtrzymywać żonę moją, która zawsze była dla mnie najlepszą żoną i najdzielniejszą pomocą, zamiast ułatwić mej córce jej poszukiwania za pracą robione z bezgraniczną wytrwałością, byłem od szeregu miesięcy ciężarem dla nich, kłopotem i ustawicznym zmartwieniem. Popełniam ostateczną wobec nich zbrodnię zostawiając je same, tutaj w Ameryce, w terenie dla nich zupełnie obcym. Choć nie znam Pana osobiście, wiem, że Pan jest prawym, szlachetnym Polakiem. Błagam więc Pana o opiekę nad moimi sierotami, o zajęcie się nimi i pomoc dla nich. Myśli mam tak zmącone, że pisać mi trudno, trudno sformułować słowa w rozpaczy, jaką od miesięcy pożera me serce i poczucie niemocy, które jest nieszczęścia mego podstawą i przyczyną wszystkich straszliwych cierpień. Zabiły one mego ducha, pokaleczyły, rozdarły wolę, rozum, odporność wszelką do końca, bez reszty. Chciałbym Pana wzruszyć i spowodować, by Pan zrobił to, czemu ja podołać nie mogę. Byłem kiedyś dzielnym żołnierzem, obecnie żołnierzem mi być nie pozwolono. Nie mogę żyć bezczynnie, gdy wszyscy Polacy walczyć powinni. Raz jeszcze błagam Pana o pomoc dla mojej żony i córki".

Podobny, choć nie tak szczegółowy i osobisty list kieruje do Floyara-Rajchmana. Zapowiedzi zawartej w tych listach wówczas nie realizuje. W czerwcu następnego roku przesyła Henrykowi Korab-Janiewiczowi pakiet swych dokumentów z prośbą o przechowanie. Decyzja więc, ta ostateczna, dojrzewała długo, ale podjęta została tym bardziej świadomie. Polemika co do przyczyn jego samobójstwa trwa począwszy od momentu śmierci. Wyjaśnienia padają różne. Nie wnikając w szczegóły wydaje się, iż na decyzję ową - o czym świadczy cytowany list - złożył się cały ich splot. Było to niewątpliwie wyczerpanie nerwowe spowodowane klęską wojenną, klęską jego obozu, niedopuszczenie do wojska, a walkę uważał wszak za swój święty obowiązek, ale przede wszystkim, jak ujęła to jego żona, "ciągłe dokuczania i ujadania, głupie i podłe insynuacje o zdradzie Marszałka Piłsudskiego". Nie bez wpływu było także przekonanie, iż stanowi kamień na drodze swych najbliższych: żony i córki. Wszystko są to jednak wyłącznie domniemania. Poeta napisał:


Nie to jest straszne żeś zginął,
(I nas to czeka kolego...)
Lecz krzyk gorącej krwi Twojej,
Co woła z bruku: Dlaczego?

Pytanie to pozostaje bez pełnej odpowiedzi, którą Wieniawa zabrał ze sobą. Nie przeszkadza to tym, którzy nieraz ze sporą dozą pewności próbują na nie odpowiedzieć.

Pogrzeb odbył się na koszt państwa, w piątek 3 lipca na nowojorskim cmentarzu Calvary. Nad grobem przemawiał m.in. ambasador Jan Ciechowski, który stwierdził m. in. "Polska stanęła dziś nad mogiłą jednego ze swych przednich żołnierzy. W czasach naszego tragizmu dziejowego, nieubłagany los pozbawił nas człowieka o naturze niezwykle szlachetnej, o wielkim polocie, o głębokiej kulturze duszy pełnej junackiej fantazji, o gorącym patriotyźmie, o wielkiej szerokości poglądów"; dalej:"Patriotyzm i lojalność - to piękne cechy jego szlachetnej duszy, powodowały nim do końca życia. Politykowanie i prywata były mu obce. Spełnienie powinności względem Polski uznawał jako swój obowiązek żołnierski". Słowa te trafnie i sprawiedliwie sumowały życie Wieniawy. Jeszcze tylko nad grobem odśpiewano Pierwszą Brygadę czego zabronił w kościele konsul generalny RP w Nowym Jorku Sylwin Strakacz oraz Spij kolego w ciemnym grobie i ten niewątpliwie nieprzeciętny człowiek odszedł do historii.

W kilka lat później jeden z najbliższych mu przyjaciół Kazimierz Wierzyński poświęcił mu wiersz Na śmierć Wieniawy.

Noc wlecze się niejasna i gubi się droga,
Jakże trudna śrud ludzi i jak wobec Boga.
Noc dłuży się i widma się schdzą na jawie:
Spaliły się królewskie komnaty w Warszawie.

Noc jest pełna zamętu, rozpaczy i swarów,
jeden cień się rozwiał, przystał do sztandarów
Jeden cień, co był żywy, na wojnę wiódł sławną,
Na Kielce i na Wilno. Ach, jakże to dawno!

Jak przebić się w tę młodość, jak wrócić po swoje,
Gnać przez błonia, w tornistrze układać naboje!
Pieśni śpiewać i znowu się w bitwie meldować,
Ciemna nocy, jak iść tam? Odpowiedz i prowadź.

Huczy zamęt. To wojna. Zajęczał rykoszet.
Ludzie giną. Spakował tornister i poszedł.
Nie, powiodła go pylna śród wierzb srebrnych droga,
Ciemno było dla ludzi, lecz jasno dla Boga.

Wybrał ziemię nie naszą i brzozę nie swojską,
Obcy cmentarz i obce żegnało go wojsko.
Lecz on jaśniał, szedł w młodość, powracał po swoje,
Ktoś po salwie podnosił z murawy naboje.

Ale i to nie oznaczało końca jego burzliwej historii. W 1990r. staraniem Krakowskiego Związku Legionistów Polskich prochy Wieniawy przeniesiono z ziemi "nie naszej" na Cmentarz Rakowicki w Krakowie. Spoczął tam wśród kolegów z Legionów, nie opodal tych, co padli pod Rokitną, niedaleko grobu swego dowódcy i przyjaciela Beliny-Prażmowskiego, w tym samym mieście, gdzie jego ukochany Wódz. Tym razem już nie "obce" żegnało go wojsko".

Bolesław Wieniawa-Długoszewski bo o nim to mowa za życia był już legendą. Należał do najbardziej znanych postaci przedwojennej Warszawy. Był lekarzem, żołnierzem szwoleżerem obdarzony kawaleryjską fantazją, ulubieńcem kobiet, poetą i przyjacielem najwybitniejszych artystów swoich czasów. Ci którzy go znali w ich pamięci pozostał człowiekiem wszechstronnie wykształconym o wszechstronnych zainterresowaniach, wychowany na starych tradycjach polskiej, szlacheckiej rodziny. Wbrew powszechnych sądów był wierzącym chrześcijaninem, człowiekiem wielkiego serca w pełnym tego słowa znaczeniu.


Cytaty pochodzą z "Pierwszy ułan Drugiej Rzeczypospolitej" autorstwa Jacka M. Majchrowskiego.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5531
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: norge 04.01.2008 11:18 napisał(a):
Odpowiedź na: "Biografie kończą się na ... | edward56
Bolesław Wieniawa-Długoszewski i jego losy są rowniez wiele razy wspominiane przez Waldemara Lysiaka. Byl on jedną z ulubionych postaci historycznych pisarza. Przypominam sobie nawet, ze w jednej z ksiazek Lysiak poswiecil Wieniawie-Dlugoszewskiemu caly rozdzial. Bardzo pieknie o nim pisal. Niestety nie moge sobie skojarzyc tytulu tej ksiazki.
Użytkownik: norge 04.01.2008 11:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Bolesław Wieniawa-Długosz... | norge
Juz mam! Rozdzial 10 pt. "Bolek ostatni" z "Wysp Bezludnych" Waldemara Lysiaka.
Użytkownik: Anna 46 04.01.2008 11:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Bolesław Wieniawa-Długosz... | norge
Wyspy bezludne Łysiaka, rozdział "Bolek ostatni".
Użytkownik: edward56 04.01.2008 12:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyspy bezludne Łysiaka, r... | Anna 46
Na temat Wieniawy jest mnóstwo dokumentacji źródłowej tego okresu. Zawarte są w Przeglądach Historycznych, różnego radzaju wspomnieniach m.in. hrabiego Ciano. Z ciekawych biografii to Ulubieniec Cezara Majchrowskiego. Pisarza młodego bo urodzonego w latach 60 tych Urbanka Mariusza-Szwoleżer na Pegazie. Wzruszające są wspomnienia z przewrotu majowego 1926 r ze spotkania z Piłsudskim na moście Poniatowskiego w Warszawie.
Użytkownik: Anna 46 04.01.2008 12:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Bolesław Wieniawa-Długosz... | norge
I w "Najlepszym" Łysiaka jest fragment, kiedy jeden z bohaterów wiezie swego dziadka do Krakowa w 1990 roku, na "polski pogrzeb".

"- A za co Wieniawę kochasz?
- Za to, że był najpiękniej polski wśród Polaków. Miał wszystko. Wszystko, co cudowne, i wszystko, co śmieszne, a nie miał w sobie krzty łajdactwa".
(Waldemar Łysiak Najlepszy str. 359)

Czy to nie jest najkrótsza i najtrafniejsza charakteryska Wieniawy - Długoszowskiego? Jest. :-)
Użytkownik: Anna 46 04.01.2008 12:09 napisał(a):
Odpowiedź na: "Biografie kończą się na ... | edward56
Bardzo pięknie napisałeś o "szwoleżerze na pegazie"!

Łysiak w rozdziale poświęconym Wieniawie - Długoszowskiemu przytacza nieformalny "hymn-śpiewankę" legendarnej pierwszej kadrowej, oczywiście dzieło Wieniawy; a anonimowy strzelec-bohater tegoż, to sam Wieniawa:

"Dandysem był w Krakowie,
Podbijał serca w mig.
Poleżał w mokrym rowie
I cały szyk gdzieś znikł.
Bo w strzeleckim gronie
Służba to nie żart, o nie!

Człek mądry był jak rabin,
Na szczyt się wiedzy piął.
Do ręki wziął karabin,
I mądrość diabeł wziął.
Bo w strzeleckim gronie
Służba to nie żart, o nie!

Inne śpiewane przez strzelców teksty Wieniawy były dobrej klasy poetyckiej, lecz klasa ich frywolności nie pozwala, by je zacytować".
(Waldemar Łysiak "Wyspy bezludne" str. 170)

Mundur był dla Wieniawy świętością - podobno nie hulał w nim; czy to aby nie on jest autorem słynnego: "panowie, zaczynają się schody" kiedy po suto zakrapianej kolacji wychodził w wesołym towarzystwie z lokalu i usiłował "trzymać pion"? :-)

A tak sobie wyobrażał swój pogrzeb ulubiony oficer i adiutant Marszałka:
"A potem nmie wysoko złożą na lawecie.
Za trumną stanie biedny sierota - mój koń.
I wy mnie, szwoleżery, do grobu zniesiecie,
A piechota w paradzie sprezentuje broń".
(jak wyżej str. 190)

Dziękuję, że przypomniałeś postać Pierwszego Ułana Rzeczyposolitej!
Przypomniałeś mi też o "Szwoleżerze na pegazie" Mariusza Urbanka, upchniętym w "drugim rzędzie" i czekającym na swoją kolej...



Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: