Dodany: 30.05.2013 21:56|Autor: AnnRK
Demony naszą historię opowiadają
Na najnowszą powieść Jerzy Pilch długo kazał czekać czytelnikom. Nie należy bowiem do autorów, którzy swą twórczością atakują ze wszystkich stron i z dużą częstotliwością. Minęło pięć lat, odkąd ukazał się "Marsz Polonia", w międzyczasie na rynku pojawił się "Dziennik", zaś w kolejnych numerach "Tygodnika Powszechnego" ukazują się kolejne odsłony "Drugiego dziennika". To mało dla wielbicieli pilchowej erudycji, magii zapętlonych fraz, delikatnej ironii i celnych spostrzeżeń. "Wiele demonów" jeszcze przed lekturą wzbudzało we mnie i strach, i ciekawość. Proza Pilcha nie jest łatwa w odbiorze, ale kusi, nęci, przyzywa. I ani się człowiek spostrzeże, jak ląduje w samym środku wykreowanej przez autora rzeczywistości. Jesteśmy w Sigle lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. W tej chwili nie liczy się nic więcej.
Sigłę tworzy społeczeństwo niewielkie, a siglanie żyją raczej spokojnie. W tej luterańskiej osadzie nie dzieje się wiele więcej niż w podobnych miejscach, gdzie czas płynie leniwie, dni tylko nieznacznie się od siebie różnią, a bystre oczy mieszkańców rejestrują wszystko, co język może ponieść dalej w świat. Interesujących postaci tu nie brak. Pastor Mrak z żoną i niepokornymi córkami, Fryderyk Moitschek, listonosz o nieprawdopodobnych zdolnościach ("znał sekret ludzkiego życia, wiedział, ku czemu zmierzamy i co będzie po śmierci"[1]), tajemniczy mężczyzna w czarnym owerolu, a także Madame Wzmożkowa, Pan Naczelnik, starka Zuzanna, co w rękę nie pozwala się całować - wiele ich jest, a każda wprowadza pewien koloryt do społecznej zbiorowości.
Weźmy pod lupę Fryderyka Moitschka. Przepowiednie, cuda, uzdrowienia. Mógłby bez problemu wytypować zwycięzcę Ligii Mistrzów czy podwórkowej potyczki zapalonych lokalnych piłkarzy, gdyby nie fakt, że "unikał sytuacji, w której dar jego mógłby nie tyle nawet jakiemuś łatwemu zarobkowi służyć, ale w ogóle z jakimikolwiek płaskimi machinacjami się kojarzyć"[2]. On odegra ważną rolę w nieszczęściu, jakie na Sigłę spadnie, jak to nieszczęścia mają w zwyczaju, zupełnie niespodziewanie, bez ostrzeżenia. Otóż córki Mraka, niepokorne, szalone, słynące z zachowań, jakie córkom tak znamienitej osobistości nie przystoją, numery nie z tej ziemi wywiną, numery, jakie w pojmowaniu siglan się nie mieszczą. Pojawienie się Juli z katolickim narzeczonym to skandal, jakiego najstarsi mieszkańcy mogą nie pamiętać. Może z tym konkurować jedynie Ola, jej siostra, która jednego wieczoru z gazetą w ręce udaje się na spoczynek, drugiego zaś na śniadaniu się nie zjawia i od tego czasu słuch po niej ginie.
Stracił Pastor dwie córki, jedną w sensie duchowym, otumanioną uczuciem równie namiętnym co niewskazanym, drugą fizycznie - nikt nie wie, co stało się z Olą, uciekła dobrowolnie, siłą została uprowadzona czy jeszcze inne nieszczęście na nią spadło? Odgadnąć niepodobna, a im mniej poszlak, tym domysłów więcej.
Można by wątek powyższy uznać za oś całej powieści, ale Pilch kieruje uwagę czytelnika to na mężczyznę w owerolu, to na wdowę Wzmożkową, co w owej roli wdowy usiłuje się odnaleźć. Przybliża nam autor zmagania jednych, wątpliwości drugich, filozoficzne wywody jeszcze innych. Oko czasami puszcza, bo nie brak w "Wielu demonach" fraz ironicznych, dialogów prześmiewczych, scen zabawnych i zabobonów nieprawdopodobnych. W Sigle "inne" znaczy więcej niż "odmienne". Inne nie przystoi, w oczy kole, przedmiotem plotek się staje, dywagacji, lamentów. Ileż zamieszania może zrobić człowiek, który nie dość, że nabył niepraktyczny, biały płaszcz, to jeszcze rękawy kazał skrócić. "Przecież za rok, to co teraz fest za długie, będzie tylko trochę za długie, za dwa lata w sam raz, a za trzy może za krótkie - z czego wtedy nadstawiać?"[3] Jakież zdumienie wzbudza dziewczyna, która wieszać się chce na odciętym bieliźnianym sznurze. Istne marnotrawstwo! A kłopotu ile. Wszak "pętla należy się temu, kto wisielca znalazł"[4]. A skoro sznur komuś skradziono, to komu go przekazać? Właścicielowi czy znalazcy? "Z jednej strony sznur wisielca daje fart, z drugiej kradzione nie tuczy, obcięte nie koi"[5].
Wielu z bohaterów powieści ma cechy znanych pisarzowi osób. Do domu Pilchów, w czasach gdy Jerzy był jeszcze Jurkiem, pocztę przynosił listonosz Andrzej, człowiek niezwykle, opętańczo wręcz religijny, i choć nie przewidywał przyszłości jak Moitschek, to w postaci Fryderyka znalazło się kilka jego cech. W starce Zuzannie co bardziej spostrzegawczym udało się dostrzec rysy babki Jerzego Pilcha, w Panu Naczelniku - dziadka, w postaci Wzmożka - ojca. Pisarz nie zaprzecza, że wiele z jego postaci ma cechy znanych mu, często bardzo bliskich osób.
"Wiele demonów" krąży wokół problemów egzystencjalnych każdej zbiorowości. W siglańskich domach i umysłach czają się demony ubrane w płaszczyk ironii, dzięki czemu jeszcze mocniej zapadają w pamięć. Z przerysowanych scen, przejaskrawionych dialogów uchodzą humorystyczne nuty, pozostaje drugie dno, niejednokrotnie gorzkie i bolesne. Każdą z opisywanych przez Pilcha scen chętnie widziałabym na deskach teatru. W półmroku sali pogrążona w zachwycie widownia od oczyszczającego śmiechu przechodziłaby do pełnego refleksji milczenia. Oto na jej oczach opadają kolorowe maski, ukazując samotność, strach, ból, śmierć, wszystko to, z czym zmierzyć się trudno, ale zmierzyć się trzeba.
To nie jest książka łatwa i nie każdemu przypadnie do gustu styl Jerzego Pilcha, pełen złożonych zdań, przegadania balansującego na krawędzi wyważonej narracji i niekontrolowanego gawędziarstwa, słownej żonglerki i niechronologicznego przedstawiania zdarzeń. Nie wskoczyłam w ten świat od razu. Przez dłuższy czas plątałam się zdezorientowana między postaciami, nim na dobre się w nim odnalazłam. Warto jednak skupić się nieco mocniej, by poznać Sigłę i jej mieszkańców, odbyć wędrówkę po miasteczku, ale i po ludzkich sercach, duszach i umysłach.
"Bóg daje znaki i szatan daje znaki, i czynią tak obaj, bo nie w ich zwyczaju wywalać kawę na ławę"[6]. Nie jestem pewna, ile z tych znaków widzimy, jak wiele razy mamy zamknięte, choć otwarte, oczy. "Demony naszą historię opowiadają"[7]. A my oddajemy im głos dobrowolnie, gdy nie potrafiąc się z nimi zmierzyć, rezygnujemy z władzy nad swoim życiem. Przegrywając z własnymi słabościami, przegrywamy siebie. Interpretując historie siglan, wyciągamy na wierzch nasze własne. W tej uniwersalności tkwi siła prozy Jerzego Pilcha, w niedopowiedzeniach, w zjawiskach z pogranicza jawy i snu, w racjonalności, zabobonach, religijnej ucieczce, w zawoalowanej prawdzie o ludziach i ich słabościach.
Powiedzieć, że warto tę powieść przeczytać, to nic nie powiedzieć.
---
[1] Jerzy Pilch, "Wiele demonów", wyd. Wielka Litera, 2013, s. 7.
[2] Tamże, s. 8.
[3] Tamże, s. 282.
[4] Tamże, s. 274.
[5] Tamże, s. 275.
[6] Tamże, s. 252.
[7] Tamże, s. 268.
[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.