Dodany: 29.05.2013 19:52|Autor: Lenalee

„Rebeliant”


W tym roku przeczytałam naprawdę wiele książek, których lekturę z czystym sumieniem mogłabym zaliczyć do bardzo udanych, jednak tak naprawdę tylko jedna wywołała we mnie burzę niekontrolowanych emocji i sprawiła, że uroniłam kilka łez - „Gwiazd naszych wina” Johna Greena. Myślałam, że jeszcze długo będę musiała czekać na kolejną powieść, która sprawi, że mój umysł stanie się niespokojny od natłoku emocji, jednak poszukiwania wcale nie trwały długo. Wystarczyło sięgnąć po „Rebelianta” autorstwa Marie Lu, abym mogła całkowicie zatracić się w skonstruowanym przez nią dystopijnym świecie, w którym wolność to pojęcie względne i nawet najmniejsze nieostrożnie wypowiedziane słowo może stać się przyczyną zguby.

June jest republikańskim geniuszem, piętnastoletnią dziewczynką, która podczas testu zwanego Próbą jako jedyna w całej Republice uzyskuje najwyższy możliwy wynik. Day natomiast jest przestępcą, którego poszukują wszystkie jednostki władzy, ofiarowując za chłopca niezwykłą sumę pieniędzy. Gdy brat June umiera, a o spowodowanie jego śmierci oskarżony zostaje Day, June przepełnia chęć zemsty i złapania młodego kryminalisty. Do ich spotkania dochodzi w zasadzie przypadkowo, co się jednak stanie, gdy oboje odkryją sekret zazdrośnie skrywany przez Republikę?

Dystopia to jeden z najchętniej czytanych przeze mnie gatunków, na równi z antyutopią. Granica między nimi jest niewielka, ledwo wyczuwalna, w związku z czym ludzie zwykle mylą oba pojęcia. Dla mnie jednak jest bez znaczenia, czy mam do czynienia z antyutopią, czy z dystopią, ponieważ powieści z obu gatunków są w stanie ofiarować mi przygodę w świecie, którego wizja czasami jest zbyt przerażająca, by móc ją sobie swobodnie wyobrazić. Niekiedy zaś wyobrażenie sobie podobnego świata nie sprawia żadnych problemów i jest jedynie kwestią wyobraźni danego czytelnika oraz tego, czy będzie on w stanie poddać się słowom autora czy autorki.

Gdy czytałam „Rebelianta”, od samego początku do ostatniej strony nie chciało mnie opuścić wrażenie, że skądś już znam tę historię, że świat przedstawiony przez Marie Lu w niektórych momentach nie jest mi obcy i już kiedyś widziałam taki obraz. Faktycznie, kilka miesięcy temu spotkałam się z czymś podobnym podczas oglądania anime o nazwie „No.6”, które zauroczyło mnie do tego stopnia, że wciąż nie mogę o nim zapomnieć. Podobieństwa pomiędzy nim a „Rebeliantem” pojawiają się na wielu płaszczyznach: epidemii, relacji pomiędzy geniuszem wywodzącym się z elity społeczeństwa a poszukiwanym przestępcą, nawet w zakończeniu pojawia się minimalne podobieństwo. Nie uważam tego za coś złego, wręcz przeciwnie. Podobało mi się, że podczas czytania książki wyczuwałam klimat „No.6”, ponieważ dzięki temu znacznie łatwiej było mi pokochać tę historię, chociaż przyznaję - i tak zrobiłabym to z łatwością.

Świat przedstawiony przez autorkę jest cudowny i przerażający jednocześnie. Łatwo jednak można domyślić się, że wszelkie prawo i zasady wprowadzone przez władzę są zwykłym fałszem, który służy do kontrolowania społeczeństwa w niemalże każdej sferze życia. W większości książek z tego gatunku fabuła budowana jest właśnie w taki sposób, dlatego nie było dla mnie zaskoczeniem, że Republika ma swój brudny sekret, który nie może ujrzeć światła dziennego (podobieństwo do „No.6” troszkę ukierunkowało moje podejrzenia co do tego wątku). Muszę przyznać, że Marie Lu bardzo zgrabnie skonstruowała świat swojej powieści, jednak kilku rzeczy mi w tej książce brakowało. Przede wszystkim - informacji na temat reszty świata. Nie po raz pierwszy spotykam się z niepodejmowaniem tematu innych kontynentów i zawsze jest to element, których brak w dystopiach czy antyutopiach bardzo mi przeszkadza. Kolejna rzecz to wojna Republiki z Koloniami - w „Rebeliancie” jest o niej dużo wzmianek, jednak cały obraz naszkicowany został bardzo powierzchownie; mam nadzieję, że w drugiej części autorka udzieli mi więcej informacji na ten temat.

Bohaterowie „Rebelianta” mają naprawdę twarde charaktery, takie postacie rzadko pojawiają się w czytanych przeze mnie książkach. Natomiast w powieści Marie Lu są to ludzie zaradni, potrafią poradzić sobie nawet w najtrudniejszej sytuacji oraz doskonale wiedzą, jak korzystać z władzy, jeśli ta znalazła się w ich rękach. Muszę przyznać, że autorka ma zadziwiającą tendencję do uśmiercania swoich bohaterów i najwyraźniej nie boi się usunięcia ich z kart powieści. Na nieszczęście spotkało to postacie, które zdążyłam bardzo polubić i właśnie te momenty sprawiły, że uroniłam kilka łez.

Pod wpływem przeczytanych wcześniej recenzji oczekiwałam sympatycznej, aczkolwiek nie rewelacyjnej powieści, dlatego też bardzo się zdziwiłam, gdy po odłożeniu „Rebelianta” nie wahałam się przed postawieniem go na półce z moimi ulubionymi lekturami. Nawet przy bardzo wysokich notach rzadko dodaję daną książkę do tych, które pokochałam najbardziej, jednak z „Rebeliantem” sytuacja jest oczywista. Nie dość, że bardzo poruszył mnie emocjonalnie, to jeszcze dostarczył kilku godzin fantastycznej rozrywki, o której długo nie zapomnę. Dzięki wartkiej akcji nie raz musiałam odwrócić wzrok i odetchnąć głęboko (naprawdę!), aby unormować bicie serca, bo co jak co, ale dawkę niesamowitych wrażeń ta powieść gwarantuje. Dlatego też jeżeli poszukujecie książki, która was wzruszy oraz wciągnie w fascynującą przygodę – „Rebeliant” to wybór idealny.


[Recenzja ukazała się również na moim blogu, nakanapie.pl oraz lubimyczytac.pl]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 848
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: