Dodany: 26.10.2004 13:23|Autor: Anitka

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Druga płeć
Beauvoir Simone de

3 osoby polecają ten tekst.

bez tytułu


Na początku zaznaczę, że chyba podpadam pod definicję feministki, uznałam więc „Drugą płeć” za lekturę dla siebie niejako obowiązkową. Zresztą jest to tytuł ważny nie tylko dla feministek. W publikacji pt. „100 najważniejszych książek świata” Martina Seymour-Smitha (wyd. Świat Książki, 2001) jest jedną z zaledwie trzech pozycji napisanych przez kobiety (dwie pozostałe to również manifesty feminizmu). Wiem, że takie rankingi nie są do końca miarodajne, ale coś w nich jest.

„Druga płeć” nie jest lekturą szczególnie łatwą. Przebijałam się przez nią powoli przez miesiąc i co kilka dni zmieniałam na jej temat zdanie. De Beauvoir chwilami pisze porywająco, a chwilami potwornie nudno, tak więc rozdział rozdziałowi nierówny. Bardzo przypadła mi do gustu historyczna analiza pozycji kobiety (przetykana wybornymi, tj. modelowo mizoginistycznymi, złotymi myślami z filozofów i świętych), ale już analiza literacka postaci kobiecych na przykładzie kilku wybranych pisarzy jest jak dla mnie zbyt ciężkostrawna. Może to tylko moje osobiste uprzedzenie do krytycznoliterackiego dzielenia włosa na czworo, ale ten obszerny (niestety) fragment dzieła jest, moim zdaniem, zdecydowanie odstręczający. Kolejnym irytującym rysem jest kilkakrotne i entuzjastyczne odniesienie się do ZSRR, a konkretniej do zaprowadzonego tam równouprawnienia, stworzenia państwowej formy opieki nad dziećmi (żłobki i przedszkola) i co za tym idzie, umożliwienia kobietom włączenia się do produkcji. Akurat to może nie był najgorszy pomysł sowietów [zawsze mi się podobało hasło „Kobiety na traktory”:-)], ale jakiekolwiek peany na cześć ZSRR brzmią mi po prostu wstrętnie, choć „mocno lewicowe” sympatie były, jak sądzę, wówczas dość powszechne wśród niektórych zachodnich intelektualistów, więc de Beauvoir nie jest zapewne pod tym względem niechlubnym wyjątkiem.

Interesująca skądinąd część „Drugiej płci” dotycząca kształtowania się kobiety (pamiętajmy, wg autorki „Nikt nie rodzi się kobietą, lecz się nią staje”) i jej sytuacji w społeczeństwie nieco się już zdezaktualizowała. Omawiana książka ukazała się w roku 1949, kiedy pozycja kobiety dopiero powoli zaczynała się zmieniać, prawa wyborcze były stosunkowo świeżą zdobyczą (też jeszcze nie wszędzie), a dla znakomitej większości kobiet wciąż jedyną możliwą drogą życiową było zamążpójście, macierzyństwo i prowadzenie domu. De Beauvoir jest gorącą orędowniczką pracy zawodowej kobiet, która jest, jej zdaniem, jedynym sposobem na rzeczywiste wyrównanie statusu kobiet i mężczyzn. Generalnie postuluje ona uwolnienie kobiety od jarzma rodziny i domu, gdyż siedząc w domu „tkwi ona w immanencji, nigdy nie osiągnie transcendencji i na zawsze pozostanie Inną”. (Nie jest to co prawda dosłowny cytat, lecz moje osobiste podsumowanie przesłania autorki. Myśl ta przewija się non-stop przez wszystkie rozdziały książki, a częstotliwość występowania słów „immanencja”, „transcendencja” i „Inna” jest wprost porażająca.) Dziś postulaty umożliwienia kobietom pracy poza domem oraz działalności publicznej nie brzmią rewolucyjnie, choć w Polsce jesteśmy pod tym względem nadal stosunkowo zacofani, czy też, jak kto woli, tradycyjni.

U zarania kształtowania się społeczeństw biologiczne uprzywilejowanie mężczyzn (brak obciążeń związanych z macierzyństwem, większa siła fizyczna) umożliwiło im stworzenie systemu patriarchalnego, który dominował następnie przez tysiące lat. De Beauvoir udowadnia na prawie ośmiuset stronach swojej książki, że konserwatyzm dąży do zachowania tego układu, niejako sankcjonując pewną formę niewolnictwa, jakim jest de facto poddanie kobiety władzy mężczyzny (czy to córki ojcu, żony mężowi, czy siostry bratu), odebranie jej praw publicznych, w niektórych okresach i miejscach prawa dziedziczenia, prawa do dzieci, do rozwodu, itp. Dla nas obecnie, na szczęście, brzmi to wszystko jak opowieść z zamierzchłych czasów, opowieść tak nieprawdopodobna i egzotyczna, jak ta o kowalu "na żywca" rwącym zęby cęgami. Pamiętajmy jednak, że de Beauvoir pisała swoją książkę w połowie XX w., a więc w czasach nam stosunkowo bliskich, i że zwyczaje oraz sytuacje, o których pisze, wcale nie są jej obce – są to doświadczenia również jej pokolenia, pokolenia urodzonego już w XX wieku.

Na koniec pozwolę sobie zacytować króciutki fragment wstępu, fragment, który mimo upływającego czasu i zmian obyczajowych jest w moim odczuciu niestety nadal aktualny i bardzo trafnie obrazuje, na czym polega bycie kobietą i bycie mężczyzną: „Stosunek obu płci nie jest taki, jak dwóch ładunków elektrycznych, dwóch biegunów: mężczyzna reprezentuje równocześnie biegun dodatni i punkt neutralny tak dalece, że w języku francuskim mówi się "les hommes" dla określenia wszystkich istot ludzkich. (...) Kobieta przedstawia się nam jako biegun ujemny do tego stopnia, że już sama definicja wyraża jej ograniczenie.”

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 11166
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: gdynia 10.08.2007 15:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Na początku zaznaczę, że ... | Anitka
Bardzo dobry komentarz- rzetelnie napisany. Poza tym zgodny z moją opinią;)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: