Dodany: 25.05.2013 17:10|Autor: zsiaduemleko

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Lubiewo
Witkowski Michał (ur. 1975)

5 osób poleca ten tekst.

O ubrudzonych na pikiecie spodniach


A pamiętasz tamten sklepik przy podstawówce, na każdej przerwie oblegany przez rozentuzjazmowanych chłopców w za dużych T-shirtach i z plecakami U.S. Army zarzuconymi po łobuzersku na jedno ramię? Pamiętasz, jakim powodzeniem cieszyły się zakupione w nim i jedzone na sucho zupki chińskie, ówczesny substytut czipsów? Otóż tego sklepiku już nie ma. Na jego miejscu jest śliczny, ale pusty skwer z dwiema ławkami naznaczonymi przypaleniami po papierosach. A przypominasz sobie przyszkolne podwórko i zawieszone na łańcuchach opony, na których huśtaliśmy się w każdej międzylekcyjnej przerwie, a nasze śmiechy doprowadzały do szaleństwa mieszkańców pobliskiego bloku? Miałem tam swoją pierwszą rozczarowującą "solówkę" (zapewne z jakiegoś błahego powodu), która bardziej przypominała homoseksualne macanko pijanych anorektyków niż twardą, męską wymianę argumentów. Na miejscu opon stoi obecnie domek z drewna o cukierkowych barwach, ale w zasięgu wzroku nie widać żadnego dziecka. Chyba nie zapomniałeś też "Zielonej sali" - obszaru boiska szkolnego z oficjalnym zakazem wstępu dla wszystkich uczniów, a to ze względu na nieprzyzwoicie wysokie drabinki, sięgające na wysokość czterech, może pięciu metrów. Wspiąć się na nie i stanąć wyprostowanym - to był prawdziwy akt odwagi. Ich też już nie zobaczysz, a na samym boisku sztuczna trawa zastąpiła betonową nawierzchnię, która kilkanaście lat temu zdarła setki kolan i dłoni. Furtka w szkolnym ogrodzeniu, przez którą tysiące razy przechodziliśmy, została zaspawana, natomiast przez lata wydeptane naszymi identycznymi trampkami (bo wyboru w sklepie nie było) zabłocone dróżki już nie istnieją bądź bezdusznie je wybrukowano. Z upływem czasu nasza selektywna pamięć wypiera złe wspomnienia, a uwypukla te miłe, wywołujące coś w rodzaju wzruszenia. Często są one związane z miejscami, a po chwili przypominamy sobie osoby i pewne wydarzenia, które potrafimy opisać z zaskakującą nas samych szczegółowością. "Lubiewo" Michała Witkowskiego to przede wszystkim zbiór sentymentalnych historii, anegdotek i postaci z przeszłości. Ciotowskich historii, anegdot i postaci, należałoby uściślić. Dostrzegasz potencjał? Dobrze.

Zanim się skrzywisz w związku z nacechowanym pejoratywnie określeniem homoseksualisty, oddam na chwilę klawiaturę autorowi książki, który wyjaśni subtelną różnicę między gejem a ciotą właśnie:

"Geje są wytworem późnej fazy liberalnego, konsumpcyjnego kapitalizmu w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej, obecnie także w Polsce. Ich kultura to w zasadzie popkultura amerykańska, ludzie ci są bardzo słabo zindywidualizowani, raczej przejmują wzorce (mody, zachowania, nawet miny, marki itd.) grupowe, dlatego stanowią wyraźny target dla rynku, tzw. pink money (podwójne dochody, brak dzieci). Geje - w przeciwieństwie do ciot - w pełni akceptują kapitalistyczne społeczeństwo, którego są wytworem, wyznają wartości mieszczańskie i nie chcą uchodzić za buntowników. Cioty zaś są zadrą w tkance społecznej, a przynajmniej tak same siebie interpretują, jako śmieci, punki, buntowniczki, wyrzucone przez społeczeństwo na margines i akceptujące tę sytuację"[1].

"Lubiewo bez cenzury" to prawdziwa kronika ciotowskich opowiadań, a zarazem obszerny atlas ciot (określenie przyjęte jako oficjalne). Jejku, ileż tam fascynujących postaci! Patrycja, Lukrecja von Szretke, Dżesika, Cyganka "ja panu coś zaproponuję", Lady Pomidorowa, Jadźka z krzywym nosem, wreszcie Michaśka Literatka, dawniej Śnieżka (czyli sam autor) i wiele, ba - całe stado innych. Bo trzeba wiedzieć, że każda szanująca się ciota na potrzeby artystyczne wybiera sobie damski pseudonim i mówi o sobie w rodzaju żeńskim. I to jak mówi!

"Cioty mówią do siebie pieszczotliwie »kurwo«, »zdziro«, »szmato« i się cieszą"[2].

Autodestrukcja, samoupodlenie, niezwykły dystans do samego siebie - jakkolwiek by takie podejście nazwać, nieodmiennie jest ono zwiastunem niezwykłych historii oraz barwnych opowiadań. I rzeczywiście: Witkowski w luźnej rozmowie wyciąga z innych ciot pierwszorzędne wręcz anegdoty, a same bohaterki z łatwością najzwyczajniej można polubić. Za ten dystans, za brak pretensji i użalania się nad sobą, za przebojowe wspomnienia, którymi się dzielą. No właśnie, niesamowite chwilami wspomnienia, jeszcze z czasów PRL-u, umiejscowione przeważnie we Wrocławiu i Międzyzdrojach, choć kilka bardziej światowych ciot również się znajdzie.

"Będziecie stały, cioty, u bram rozporka luja i nie zostanie wam otworzone"[3].

Kim jest luj (pojęcie znane nam z czytanego niedawno "Drwala"), czym charakteryzuje się jego archetyp? Ponownie oddam klawisze - tym razem jednej z bohaterek "Lubiewa":

"- Kto to są luje, kto to są luje. Boże, Bożenka, luje, kto to są?! No, dobra, powiedzmy, że nie wiesz. Luj to sens naszego życia, luj to byczek, pijany byczek, męska hołotka, żulik, bączek, chłopek, który czasem wraca przez park albo pijany leży w rowie, na ławce na dworcu czy w zupełnie nieoczekiwanym miejscu. Nasi Orfeusze pijani! Bo przecież ciota nie będzie się lesbijczyła z inną ciotą! Potrzebujemy heteryckiego mięsa! Byle był prosty jak dąb, nieuczony, bo z maturą to już nie chłop, tylko jakiś inteligencik. Najlepiej, żeby był bandyta. Żadnych min nie może robić, musi mieć gębę jak udo, po prostu obciągnięty skórą futerał, nic tam się nie może ukazywać, żadne uczucie! I gdzie znajdziesz takiego w tych barach dla pedałów?"[4].

Luje pełnią istotną rolę w życiu każdej cioty i większość historii traktuje właśnie o tym, jak zapolować w krzakach na lujowską spermę. Relacje te nieodmiennie odznaczają się niezwykłą ekspresją i przezabawnymi wtrętami. Bo cioty wyrażają się barwnie, sugestywnie, ale jednocześnie autoironicznie, bezwstydnie. Bez skrępowania zdradzają najbardziej intymne szczegóły, wywołując w co bardziej wrażliwym czytelniku na przemian obrzydzenie, niedowierzanie i śmiech. Żadne moje słowa nie oddadzą w pełni charakteru tych fragmentów, ale gwarantuję, że wypadają one jednocześnie zabawnie i naturalnie szczerze.

W tle wszechobecnego polowania na heteryckiego penisa znajdziemy również m.in. informację, czym jest "przeginanie się", poznamy ciotę, która chodzi się kąpać w morzu w nadmuchiwanych naramiączkach (jak u jakiegoś czterolatka), poczytamy o przebiegu specyficznej randki z Internetu, Anna Jantar (niektóre cioty wybierają sobie na pseudonim nazwiska słynnych piosenkarek) rozbroi naszą powagę przekomicznymi historiami (są piękne, choćby ta o załatwianiu odmownie reklamacji luja - trzeba się uśmiechnąć), przekonamy się, na czym polega Błąd Numer 18, zaś Michaśka Literatka opisze swoje perypetie z zakupem preparatu na wszy łonowe. A to jedynie ułamek wszystkich wątków.

"Bo przyjaźń ciotowska niczym o rafę o chuja zawsze się rozbija"[5].

Nie jest jednak tak, że do książki upchnięto jedynie zabawne epizody. Ciotowskie życie nie jest wyłącznie lujowską spermą usłane. Bo cioty, mimo bezdyskusyjnych atutów rozrywkowych, też przeżywają własne dramaty ludzkie. Bohaterki się kłócą, biją, szarpią za włosy, wielokrotnie są katowane przez mało tolerancyjnych skinów, popadają w alkoholizm, tracą oszczędności, dach nad głową (a czasem nogę), popełniają samobójstwa i umierają zakażone wirusem HIV, który w ówczesnej świadomości społecznej był czymś odległym, czymś, co nas nie dotyczy, bo na to chorują jedynie małpy w Afryce. Ten dysonans i przemienność wątków śmiesznych oraz przygnębiających dodaje wartości i wielowymiarowości "Lubiewu", a to - jakkolwiek by patrzeć - zawsze plus.

To niecodzienna i niepowtarzalna książka, której autor sprawnie przeplata elementy zabawne, odrażające, sentymentalne i uzupełnia je celnymi obserwacjami społecznymi. Nie wyobrażam sobie, by jakiegokolwiek czytelnika pozostawiła obojętnym. Bawiłem się wyśmienicie.



---
[1] Michał Witkowski, "Lubiewo bez cenzury", wyd. Świat Książki, Warszawa 2012, str. 397.
[2] Tamże, str. 221.
[3] Tamże, str. 31.
[4] Tamże, str. 27.
[5] Tamże, str. 334.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1959
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: