Dodany: 23.05.2013 21:32|Autor: polter

Coraz lepiej


Cykl "Siedem królestw" jest jak wino – im dalej w las, tym lepszy. Pierwszy tom zapowiadał kolejną sztampową historię w entym świecie pełnym magii, królów i rycerzy. Tymczasem, chociaż uniwersum książki zbudowane zostało z dobrze znanych klocków, z każdą częścią staje się coraz ciekawsze i bardziej spójne, zaś opowiadana historia dojrzalsza i poważniejsza.

Raisa ana’Marianna, następczyni tronu Fells, po gwałtownie przerwanej nauce w Oden’s Ford wraca w rodzinne strony. Jej dom pilnie potrzebuje pomocy w walce z licznymi problemami, między innymi wewnętrznymi niepokojami, sporami między magami i klanami z gór, wreszcie szalejącą na południu wojną, prowadzoną przez szlachciców o niezaspokojonym apetycie na władzę i ziemię. W dziele odbudowy kraju towarzyszyć jej będzie Han Alister, Amon Byrne i inni. Biorąc pod uwagę rozliczne zagrożenia ich pomoc okaże się zbawienna.

O ile w poprzednich tomach temat polityki był ledwo muskany, tak w trzecim wysunął się na plan pierwszy. Czytelnik bombardowany jest informacjami na temat zmian na tronach, konfliktach między mieszkańcami Fells, poznaje kulisy krwawej wojny w Tamronie i Ardenie, postacie dowódców, władców, dyplomatów, wreszcie możliwe scenariusze rozwoju wydarzeń. Co nieco słów padnie na temat stanu gospodarki i wojska, nie obędzie się też bez zamachów. Wreszcie w pełni czuć, że świat powieści to nie tylko kilka bliźniaczo podobnych do siebie miast i grono postaci o różnych celach i motywacjach, tylko zbiór państewek kiedyś tworzących jedno królestwo, trapionych przez liczne problemy. Nie jest to również typowe fantasy, prędzej zbiór dobrze pasujących do siebie motywów z różnych okresów i rejonów historycznych.

Weźmy na ten przykład Fells. Żyją w nim trzy grupy społeczne –mieszkańcy doliny, dzieleni na biedotę i szlachtę, klany i czarnoksiężnicy. Ci drudzy nienawidzą ostatnich za katastrofę sprzed wieków i ograniczają dostęp do magicznych przedmiotów, bez których miotacze uroków nie mogą zrobić wielu rzeczy. Doliniarze z kolei nie ufają ani jednym, ani drugim, oskarżając magów o spiskowanie, a członków klanów o porywanie dzieci. Wciąż pojawiają się uprzedzenia, resentymenty i brak zaufania, co sprawia, że stworzony przez autorkę świat (także z ledwo opisanymi miejscami, jak zamorska Kartezja) stał się bardziej prawdziwy niż spora większość cukierkowatych krain fantasy.

Zmienia się też obraz magii. Nareszcie można dostrzec jej prawdziwą potęgę, zdolną wywoływać złożone iluzje bądź uśmiercać w przeciągu paru chwil. Jednocześnie jest to moc kosztowna, wymagająca od swych adeptów wiele siły. Przodują w tym zaklęcia lecznicze, przy nieodpowiednim stosowaniu potrafiące zabić uzdrowiciela. Wielka moc połączona z ryzykiem uczyniła magię zjawiskiem bardziej sensownym, zaś jej niedoopisanie (wiadomo ogólnie, jak działa, ale nikt nie bawi się w zbędne szczegóły) także dodatkową nutkę tajemniczości. Przede wszystkim zaś czarowania jest na tyle mało, by czytelnik nie miał poczucia przesady.

To wszystko wraz z rozbudowaną, wielowątkową i wciągającą fabułą składa się na ciężką, momentami duszną atmosferę trzeciego tomu, gdzie zagrożenie czyha za każdym rogiem, jeden zwrot akcji goni następny i nie ma pewności, czy zakończenie będzie aby na pewno takie, jak się wydawało. Główni bohaterowie są młodzi ciałem, ale starzy duchem, gdyż przez ostatni rok otrzymywali potężne ciosy z każdej strony. Zmienili się, wydorośleli, a teraz stają przed poważnymi wyzwaniami. Wydarzenia z poprzednich tomów uczyniły ich ciekawszymi, chociaż prym wśród interesujących postaci wciąż wiedzie Han Alister.

Cinda Williams Chima musiała mocno inspirować się "Pieśnią Lodu i Ognia", gdyż i ona nie oszczędza stworzonych przez siebie postaci, nie wahając się ich także zabijać. Nie ma przy tym poczucia, że uczyniła to niesprawiedliwie. Tutaj każda śmierć albo krzywda ma swoje dobre wytłumaczenie, a opisy, chociaż nie brak w nich krwi, pozbawione są niepotrzebnych naturalistycznych szczegółów. Innymi słowy śmierć stała się bardziej namacalna, ale w kwestii jej opisu zachowano rozsądne granice.

Jednak mroczny nastrój książki nie przeszkodził autorce puścić kilka razy oko do czytelnika i zażartować z oklepanych motywów z literatury fantasy, takich jak wieloznaczne, nadmiernie poplątane przepowiednie czy też zjawy przodków, które poza pojawieniem się i moralizatorską gadką nie potrafią pomóc w żaden inny sposób. Także postacie pozwolą sobie czasem na rozładowujący napięcie dowcip.

"Siedem królestw" budzi skojarzenia z "Harrym Potterem". Także i tam nastrój zmieniał się z tomu na tom, stając się coraz bardziej mroczny i złowrogi, sama zaś opowieść nabierała dojrzałości i poruszała coraz poważniejsze tematy. Autorka zużyła całą naiwność w poprzednich częściach, w najnowszej racząc czytelników dużą dawką cynizmu oraz trzeźwych obserwacji na temat ludzkich zachowań. Poziom kolejnych tomów, w przeciwieństwie do wielu innych serii, rośnie i pozostaje mieć nadzieję, że ostatni, zapowiedziany na ten rok, będzie godnym ukoronowaniem historii siedmiu królestw.



[Autorem recenzji jest Salantor.
Tekst pierwotnie opublikowany w serwisie Poltergeist: http://ksiazki.polter.pl]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 587
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: