„Ciemno, prawie noc”
Jest ciemno, prawie noc, z różnych zakamarków wychodzą kotojady. Uratować przed nimi mogą tylko kociary. Lubicie koty? Może też jesteście kociarami? A może znacie Kocińską, Kokotę, Ciotkę Podlotek, Babcyjkę, Szkotkę czy Malwę Makotkę? Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji, by poznać tajemnicze kociary, zajrzyjcie do książki Joanny Bator „Ciemno, prawie noc”. Właśnie jestem po jej lekturze i nie mogę ochłonąć. Czytałam bardzo długo. Czasami odkładałam z przerażeniem. Jeżeli jeszcze wierzycie w baśniowy świat, nie poznaliście pełnego oblicza zła, koniecznie powinniście zajrzeć do powieści Joanny Bator. Mieszają się tutaj różne konwencje: baśni, horroru, kryminału, powieści obyczajowej, legendy, realizmu magicznego i groteski. W pierwszej chwili może się wydawać, że niemożliwe jest połączenie ich wszystkich w logiczną całość jakąś sensowną fabułą. Bator robi to po mistrzowsku. Straszy nas, przeraża, bulwersuje, intryguje, ale od czasu do czasu również rozśmiesza. Miałam wrażenie, że dostałam puzzle do złożenia. Składałam je rozdział po rozdziale. Udało się i stwierdzam, że warto było.
Główna bohaterka to Alicja – w zasadzie Pancerna Alicja, Wielbłądka i siuśmajtka. Pracuje jako reporterka w jednej z największych gazet w Polsce. Jedzie do swojego rodzinnego miasta – Wałbrzycha, by rozwikłać zagadkę zaginięcia trójki dzieci: Kalinki, Andżeliki i Patryka. Słucha opowieści różnych ludzi, które później stara się skleić w całość i rozwiązać zagadkę. Jest romans Alicji z tajemniczym Marcinem. Są przestępstwa na tle seksualnym. Śledztwo. Wspomnienia okrucieństwa wojny. Gwałt żołnierzy Armii Czerwonej na małej dziewczynce. Legenda pereł księżnej Daisy. Fałszywy prorok Łabędź i kult Jana Kołka. Zjedzony trup. Molestowana przez matkę dziewczynka. Filmy pornograficzne z udziałem dzieci i zwierząt. Mnóstwo wątków, które autorka prowadzi aż do rozwiązania, bo wszystko w końcu musi się wyjaśnić.
Kotojady pojawiające się w książce są złem, które wchodzi w człowieka. Przypominały mi Little People z „1Q84” Murakamiego. W ogóle u Bator jest niesamowicie dużo kontekstów. Najwyraźniejszy to chyba nawiązanie do „Alicji w Krainie Czarów”. Jednak świat, do którego wkracza bohaterka, nie jest tak wyjątkowy, jak w angielskiej opowieści. Alicja „przechodzi na drugą stronę lustra”, wraca do miejsca swojego dzieciństwa. Tu spotyka kotojady, poznaje historię swojej rodziny (przede wszystkim ukochanej siostry Ewy i matki, która próbowała ją zabić). Jest Królicza Norka i zła „królowa” (pomagająca w porywaniu dzieci). Są kociary, równoważące dobro i zło.
Kolejna baśń, do której, moim zdaniem, odwołała się autorka, to „Nowe szaty króla”. Jest taka scena w powieści, kiedy fałszywy prorok przekonuje zebranych, by postawili najwyższą na świecie figurę Chrystusa (o, jakże to polskie!). Tłum daje sobą manipulować. Dopiero dziecko niewinnie pyta tatę, czy będzie musiało oddać pieniążki z różowej świnki skarbonki. I dzięki temu do zebranych dociera, że Łabędź próbuje po prostu wyłudzić pieniądze.
Autorka stosuje baśniową konwencję nawet wtedy, gdy mówi o sprawach realnych. To potęguje jakby historię Wałbrzycha, ukazuje, jak niewyobrażalne były zdarzenia II wojny światowej i okresu po wyzwoleniu.
Powieść utrzymana jest w nastroju i atmosferze realizmu magicznego, chyba takiego troszkę rodem z Murakamiego. Bator bardzo przypominała mi tego japońskiego pisarza.
Książka niezwykła. Jednak trzeba przygotować się na solidną dawkę zła. Niewyobrażalnego, bo dotyczącego między innymi dzieci.
Wrażenie robi również język. Joanna Bator ujawnia niesamowite zdolności słowotwórcze (ciekawe neologizmy). Ponadto indywidualizuje język bohaterów w sposób wyjątkowy.
Jedna rzecz, która mi się nie spodobała, to rozdziały zatytułowane „Bluzgi”. Są w powieści takie trzy. Moim zdaniem, o dwa za dużo. Powtarzają te same treści, męczą, bo jak sam tytuł wskazuje, to po prostu wyzwiska (z forum internetowego). Chociaż trochę mi się kojarzyły z „Ferdydurke” Gombrowicza (rozdziały o Filidorze i Filibercie). Być może dzięki temu autorka podkreśla groteskowość kultu Jana Kołka i Łabędzia. Kpi z polskiego fanatyzmu, z katolicyzmu, który przejawia się w relikwiach i pomnikach, a także z antysemityzmu i innych „polskich” uprzedzeń. Łabędź wykorzystuje tylko naiwność i głupotę ludzi. Mało takich Łabędzi mamy wokół?
Po przeczytaniu uważajcie na kotojady, które mogą wyjść z podłogi. No, chyba że staniecie się kociarami, wtedy sobie poradzicie. I radzę polubić koty, bo według Alicji to „sejsmografy” wyczuwające, skąd przychodzi zło.
[recenzja została opublikowana również na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.