Dodany: 23.05.2013 15:51|Autor: polter
Czego magowie nie widzą
[Uwaga: poniżej zrecenzowano całą powieść, nie tylko jej pierwszy tom]
Gilbert Norrell uważa siebie za jedynego żyjącego angielskiego maga i czuje się zobowiązany, żeby poinformować o tym wszystkich mieszkańców Zjednoczonego Królestwa. Dlatego też bez najmniejszych skrupułów rozpędza podających się za adeptów tajemnej sztuki dżentelmenów z Yorku – przy pomocy spektakularnego zaklęcia udowadnia im, że magia nie zginęła, a jej zgłębianie nie jest jednoznaczne z nudną nauką historii. Pan Norrell, pomimo swego ponuractwa, szybko staje się przyjacielem ministrów i lordów, którzy dostrzegają potencjał jego sztuki. Jego pozycja wydaje się pewna, dopóki w Londynie nie pojawia się Jonathan Strange – młody, pogodny i sympatyczny mężczyzna, który szybko daje dowody ogromnej mocy. Dwóch czarodziejów wyznacza sobie wyjątkowo ważne zadanie – mają zamiar wskrzesić angielską magię. Zaraz po tym, jak pomogą pokonać Napoleona, oczywiście.
"Jonathan Strange i pan Norrell" to książka, która sprawia wrażenie całkowicie, absolutnie przemyślanej. W tej wielkiej historii nie ma miejsca na przypadek, nie ma miejsca na chaos. Tę zegarmistrzowską precyzję Susanny Clarke można dostrzec w powoli rozwijającej się fabule. Kiedy czytelnik oswoi się z gburowatą postacią Norrella i jej dziwactwami oraz zacznie dostrzegać pierwsze tajemnice wykreowanego przez pisarkę świata, ta odwraca jego uwagę przez nagłe pojawienie się Strange'a. Szybko okazuje się, że to jeden z ulubionych chwytów Clarke: uwielbia podsuwać odbiorcy rozwiązania drobnych zagadek, kiedy ten jednak próbuje podążyć za nitką do kłębka, natychmiast pojawia się kluczowy zwrot akcji. Tak dzieje się pod koniec części drugiej, "Jonathana Strange'a", a w tomie trzecim, "Johnie Uskglassie", staje się wręcz normą.
Wydaje się, że taka kompozycja jest gwarantem utrzymania czytelnika w ciągłym napięciu. Czy "Jonathan Strange i pan Norell" w istocie są historią bez reszty wciągającą? Pierwsza styczność z książką obiecuje prawdziwą literacką perełkę – w doskonale nakreślony świat angielskich magów nie da się nie wsiąknąć, a wizja dualnej magii (dialektyka spisanej w obszernych tomach teorii i zapomnianej praktyki) buduje fenomenalny klimat. Po jakimś czasie wszystko to staje się jednak nieco nużące. Angielski humor sprawia, że niektórych fragmentów, które powinny przerażać czy szokować, nie sposób potraktować poważnie (niech za przykład posłuży wskrzeszenie lady Pole – tragiczna w skutkach scena o kluczowym dla powieści znaczeniu przez zbyt lekki opis wydaje się zwykłą drobnostką). Wydaje się, że najrozsądniejszym podejściem jest spokojne dawkowanie tego skomplikowanego specyfiku: lektura jednego czy dwóch rozdziałów i próba wyciągnięcia z nich esencji, pełne przetrawienie pojedynczych fragmentów zamiast ich gorączkowego pochłaniania może zdecydowanie powiększyć przyjemność czerpaną z obcowania z powieścią.
Pewien intelektualny chłód, spokojne podejście do historii opowiedzianej przez Clarke, pozwoli czytelnikowi dostrzec szczegóły jej dzieła, które w innym wypadku mogłyby pozostać niezauważone. A to byłaby niepowetowana strata, gdyż, śmiem twierdzić, to one stanowią najważniejszą treść "Jonathana Strange'a i pana Norrella". Głównym tematem powieści są rzeczy przeoczane, umykające, pozornie nieważne. Norrell nie potrafi dostrzec perfidii swoich podwładnych, Strange nie zauważa oddalającej się od niego żony, żaden z nich nie widzi wyraźnych oznak magii złośliwego elfa. Dzięki wtłoczeniu tej opowieści z dosyć fundamentalnym przesłaniem w okowy całkowicie skonwencjonalizowanej epoki wiktoriańskiej, autorka uzyskuje zaskakujący kontrast. Bohaterowie, którzy poszukują zespolenia z niesforną, pochodzącą od natury magią, próbują odnaleźć ją w starych księgach. Mało tego! Zamiast zająć się rozwikływaniem kluczowych dla sprawy tajemnic, tkwią w niewoli towarzyskich zwyczajów, które zupełnie ich rozpraszają. Ostatecznym wynikiem tego podporządkowania jest konflikt dwóch dżentelmenów, płynący z tchórzostwa Norrella i pychy Strange'a. Dwóch ostatnich magów-praktyków skupia się na abstrakcyjnej wojnie, choć mogliby za pan brat poszukiwać prawdy.
Warto kilka słów poświęcić bohaterom Clarke, bo są oni jednym z fundamentów całej opowieści. Norrell, Strange i mężczyzna o włosach jak puch ostu to charaktery wielkie, intrygujące, ale też dosyć oczywiste. Pisarka świadomie uczyniła ich postaciami jednowymiarowymi, których jednak nie da się zapomnieć. Stanowią oni pierwszą, łatwą do przejrzenia zasłonę. Za ich plecami ukrywają się bohaterowie mniej charakterystyczni, ale bardziej zaskakujący i skomplikowani: Childermass, Vinculus, Stephen Black. Tak można podążać w głąb świata przedstawionego, aż dotrze się do ostatniej kotary, zza której wygląda legendarny Król Kruk. Autorzy lubujący się w tworzeniu panteonów powinni brać u Susanny Clarke lekcję kreowania bohaterów mitycznych. Tajemniczy do granic możliwości, określony raczej przez niedopowiedzenia niż potwierdzone fakty, pełen sprzeczności – taki powinien być idealny literacki bóg.
Ostatnim elementem składającym się na wyjątkowy gmach "Jonathana Strange'a i pana Norrella" jest elegancki styl pisarki. Początków brytyjskiego dziewiętnastego wieku nie da się opisać nie wpadając w charakterystyczną manierę, której podstawami są wszechobecna i przesadzona uprzejmość (w dialogach) oraz duża szczegółowość opisu. Clarke doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Jej język nie jest jednak konwencjonalny, dzięki sporej dawce angielskiego humoru i zdrowego dystansu nabiera on życia, a w niektórych fragmentach staje się wręcz jednym z bohaterów tekstu. Nie można przemilczeć także bardzo obszernych przypisów, które są podstawowym składnikiem warsztatu pisarki. Najczęściej stanowią one wtrącone do głównej osi fabuły krótkie baśnie, doskonale budujące klimat.
"Jonathan Strange i pan Norrell" to przykład powieści godnej zapamiętania – nietuzinkowej i zupełnie wyjątkowej. Wielka historia wskrzeszenia angielskiej magii przytłacza ogromem, wielością poruszanych wątków, mnogością różnych obliczy; czasami bawi, czasami przeraża, czasami szokuje. I choć potrafi być nużąca, to trudno wyobrazić sobie, żeby ktoś nie uległ jej urokowi – o jego jakość dbają w końcu prawdziwi dżentelmeni, nieprawdaż?
[Autorem recenzji jest Zicocu.
Tekst pierwotnie opublikowany w serwisie Poltergeist: http://ksiazki.polter.pl]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.