Dziwny jest ten (wszech)Świat
Była Gwiazda, był Księżyc, nadszedł wreszcie czas na Przestrzeń. Wszystkie wynurzyły się z Prawdopodobieństwa, czyli cyklu s.f. stworzonego przez amerykańską pisarkę Nancy Kress.
W trzecim, zamykającym cykl tomie ponownie spotykamy postacie, których losy w kosmicznych przestworzach mogliśmy śledzić w poprzedniej części. Powieść rozpoczyna się dwa lata po wydarzeniach, które miały miejsce w „Gwieździe…”, czyli po opuszczeniu przez Kaufmana i jego towarzyszy Świata i odebraniu Światanom artefaktu umożliwiającemu im dzielenie rzeczywistości.
Tom Capelo, słynny fizyk i ojciec dwu nastoletnich córek zostaje porwany ze swego domu. Świadkiem uprowadzenia jest 14-letnia Amanda, która postanawia dostać się na Lunę do Marbet Grant i prosić o pomoc przyjaciółkę ojca. Podczas wyprawy na obcą planetę dziewczyna pakuje się w mnóstwo kłopotów, na szczęście na jej drodze pojawiają się osoby chętne nieść jej pomoc z narażeniem własnego bezpieczeństwa, a nawet życia.
W tym samym czasie Kaufman i Marbet postanawiają wrócić na Świat, by przekonać się, jak w nowej rzeczywistości radzą sobie ich przyjaciele…
W trakcie ich nieobecności na rodzimej planecie rozgrywają się przełomowe dla wojny z Fallerami wydarzenia, które w konsekwencji doprowadzić mogą do ostatecznych rozstrzygnięć. Co takiego się wydarzyło i jaki wpływ na losy bohaterów będzie to miało, przeczytajcie w „Przestrzeni prawdopodobieństwa”.
Ostatnia część trylogii „Prawdopodobieństwo” doskonale oddaje cechy nas - ludzi. Niestety, stwierdzam to ze smutkiem. Kress uwypukla ludzką arogancję, brak szacunku wobec innych, a co za tym idzie, i samych siebie. Na przykładzie bohaterów i antybohaterów powieści pokazuje naszą chęć dominacji i zdobywania wszystkiego bez jakiejkolwiek refleksji, bez oglądania się na innych, bez myślenia o możliwych konsekwencjach i cudzej krzywdzie. To niepiękne, ale prawdziwe nasze oblicze, jakie oglądałyby inne cywilizacje, gdyby któregoś dnia okazało się, że nie jesteśmy sami w kosmosie.
Cykl kończy się zaskakująco. Z jednej strony tragicznie, z drugiej - szczęśliwie. Bo patrząc na nasz gatunek, tak wewnętrznie skonfliktowany, tak destrukcyjnie i agresywnie nastawiony, można uznać, że koniec powieści jest wręcz błogosławieństwem - albo karą.
Nancy Kress zamknęła wszystkie rozpoczęte wcześniej wątki, nad jednymi pochylając się dłużej, innym poświęcając mniej uwagi. Ten prosty zabieg spowodował, że czytelnik pozostaje z tymi samymi pytaniami, wątpliwościami i niewiadomymi, co bohaterowie serii.
Nancy Kress udowodniła, że science fiction może być bardzo zróżnicowana i niejednolita. „Przestrzeń prawdopodobieństwa” wzbogacona jest o wątki miłosne, w których pasja miesza się z pożądaniem, miłość z nienawiścią i zazdrością. Znajdziecie tu także elementy humorystyczne, coś z kryminału i dużo akcji.
Ta powieść to prawdziwa przygoda. Szkoda tylko, że tak szybko się kończy. Jej finał jest dodatkowym bodźcem do ruszenia głową i podumania nad naszymi przywarami.
Żal, że to koniec tej fantastycznej przygody, poznawania nowych cywilizacji i podboju Wszechświata. Żal też, że to pożegnanie z bohaterami, choćby najbardziej irytującymi.
[recenzja pochodzi z mojego bloga]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.