Dodany: 29.12.2007 20:26|Autor: librarian

Dobra mądrość


Z wielką przyjemnością przeczytałam podczas Świąt pierwszy tom „Autobiografii” księdza Jana Twardowskiego.

Do wierszy i wywiadów księdza Twardowskiego sięgam często. Można powiedzieć, że ksiądz Twardowski jest dla mnie kimś bardzo bliskim, bo całkowicie niezawodnym. Tomik jego wierszy towarzyszy mi, od kiedy miałam lat naście, choć prawd w nim zawartych przez długie lata po prostu nie słyszałam. Teraz wiem, że ilekroć go otworzę, mogę liczyć na wsparcie i przypomnienie mądrych i wiecznych prawd. A „Zgoda na świat” to pozycja, która obok tomików z wierszami ma stałe miejsce na moim nocnym stoliku.

Pierwszy tom „Autobiografii” obejmuje lata dzieciństwa, młodości i początek wieku dojrzałego przypadające na okres międzywojenny, czas wojny, w tym powstania warszawskiego, i straszne lata stalinowskie w powojennej Polsce. Jak napisała Dot59 w swojej recenzji, jest to kompilacja wielu wypowiedzi, rozmów i wywiadów udzielonych przez księdza Twardowskiego na przestrzeni lat, uzupełniona przez wspomnienia jednej z sióstr i rozszerzona o nowe, niepublikowane wypowiedzi.

Co jest najważniejsze w „Autobiografii” to to, że obok faktów historycznych stanowiących tło, na którym rozwinęło się życie księdza Jana i faktów z jego życia oraz wspomnień dotyczących osób, z którymi się zetknął, mamy wgląd w motywację, a także w jego życie emocjonalne i duchowe. W dodatku o uczuciach i duchowości ten poeta-ksiądz mówi w sposób szalenie otwarty i prostolinijny.

Jan Twardowski ma coś, co ostatnimi czasy zaczyna być dostrzegane i doceniane, a co w dzisiejszym języku zostało nazwane „inteligencją emocjonalną”. Według Daniela Golemana to ona właśnie decyduje o sukcesie życiowym i życiowej satysfakcji. A zatem „Autobiografię” Jana Twardowskiego możemy spokojnie potraktować jako podręcznik dobrego życia, z którego jasno wynika, że atrybuty inteligencji emocjonalnej, takie jak empatia, asertywność, perswazja, motywacja, sumienność czy wreszcie optymizm, to coś, co w sposób najprostszy przekazują nam rodzice, a czego warto się uczyć, jeśli nie zostało nam dane i nie przychodzi nam w sposób naturalny. Ksiądz Twardowski nie tylko posiadał te cechy i umiejętności, ale umie o nich bardzo przekonująco mówić. Jest wymarzonym nauczycielem, ponieważ mówi jasno, wprost, z głębi serca i pochylając się nad każdym z nas, w dodatku w jakiś tajemniczy sposób czujemy, że zależy mu na nas. Czyż nie takich nauczycieli zapamiętujemy najlepiej, jeśli mieliśmy szczęście ich spotkać?

Dobre dzieciństwo zawdzięcza Jan Twardowski kochającym się rodzicom, którzy stworzyli szczęśliwy dom dla czwórki dzieci. Matka, „która tylko przez skromność nie czyniła cudów”[1], „ojciec bardzo religijny i szlachetny”[2] - oboje rodzice, chociaż zapracowani nie mniej niż my dzisiaj, znajdowali czas dla dzieci, na spacery, wystawy, teatr, operę, a także na głośne czytanie poezji i literatury pięknej:

„Ojciec co niedziela szedł z nami gdzie indziej. Pokazywał nam zabytki i różne ciekawe historyczne miejsca. Zabierał nas na wystawy malarskie w Zachęcie lub do galerii”[2].

„Byliśmy pokoleniem czytającym, które żyło – na szczęście – bez telewizji. Mamusia, chociaż stale zajęta prowadzeniem domu, zawsze znalazła czas na czytanie nam książek”[3].

Zainteresowanie przyrodą od lat najmłodszych również zawdzięcza pieczołowicie pielęgnowanym tradycjom rodzinnym:

„Pamiętam stary zielnik rodzinny. Strzegło go kilka pokoleń – prababka, babcia i moja mama. Suszyły i wklejały do niego rośliny. Był przechowywany troskliwie w szufladzie starej komody z wiśniowego drewna. To był mój pierwszy nauczyciel przyrody i łaciny”[4].

Ktoś mógłby powiedzieć, że Jan Twardowski był szczęściarzem, bo miał cudownych rodziców, bo na swojej drodze spotykał wspaniałych ludzi. To prawda, z jego wspomnień jasno wynika, że rodzina, spędzanie czasu razem, wychowywanie dzieci - to były priorytety obojga jego rodziców, wspieranych przez babcie, ciocie i wujków. Ale przecież sekret tkwi w tym, że on otwierał się na te dobre wpływy i pozwalał im kształtować swój światopogląd, zainteresowania, wiarę, podejście do pracy. Być może jako człowiekowi obdarzonemu niesłychaną empatią było mu łatwiej rozwijać swoją inteligencję emocjonalną i szukać odpowiednich nauczycieli na swojej drodze. Jednym z takich nauczycieli był Janusz Korczak, a spotkanie z nim nie pozostało bez wpływu na księdza Twardowskiego i jego późniejszą pracę z dziećmi.

„Bardzo wiele nauczyłem się od Korczaka, którego poznałem osobiście. Dużo od niego przejąłem pewnych myśli. Poznałem go w 1938 roku. (...) Rozmawialiśmy o wychowaniu dzieci i o dziecięcej literaturze. Miał bardzo ciekawe spojrzenie na dziecko. Widział w nim małego człowieka. Nauczył mnie, że wszystko trzeba opowiadać dzieciom ze szczegółami oraz nazywać świat po imieniu, a nie ogólnikami. (...) To był genialny pedagog. Może od niego nauczyłem się traktować dzieci indywidualnie. Mówił »człowiek«, a nie »dziecko«. Miał wrodzoną miłość do dzieci. Zawsze znajdował dla nich czas. Cieszył się nimi, nie nudziły go nigdy. Nie bał się dzieci trudnych, samolubnych, kapryśnych. To był pedagog z charyzmatem” [5].

Same dzieci, na które ksiądz Twardowski chciał i umiał się otworzyć, dostarczyły mu niemałego materiału do nauki:

„Kiedy znalazłem się w Żbikowie, znowu mi się Korczak przypomniał: troska o każde z osobna dziecko. Pomogło może i to, że były to dzieci kalekie. Kalectwo wymaga traktowania indywidualnego. Poza tym uczyłem w małych grupach, musiałem też mówić obrazowo. Zawsze staram się nie odrywać katechizacji od wpajania wrażliwości na przyrodę. Sam doświadczyłem tego, że znajomość przyrody bardzo pomaga w porozumieniu. (...) Praca z dziećmi dużo mnie nauczyła. Starałem się, nawet musiałem opowiadać im o rzeczach zwyczajnych, które znajdują się w ich otoczeniu, ale które też jakoś je zafascynują, ukażą im piękno i bogactwo świata. Abstrakcyjne pojęcia nie docierały do nich. Dobro, szlachetność, humanizm – to były słowa spoza ich wyobraźni. Dlatego dla nich nauczyłem się, jak wyglądają rośliny, drzewa, zwierzęta, otaczające przedmioty. Tylko w ten sposób mogłem nawiązać z nimi bliższy kontakt. (...) Wiele tym dzieciom zawdzięczam i jako człowiek, i jako poeta, bo nauczyły mnie prostoty i jasności słów. Nauczyłem się dostrzegać szczegóły, nazywać rzeczy po imieniu”[6].

Nie ulega wątpliwości, że osobowość księdza-poety może fascynować. Podziwiam jego umiejętność otwierania się na innych ludzi i jego niesłychaną wiara. Jako uczestnik powstania warszawskiego ksiądz Twardowski blisko obcował ze śmiercią, stracił wielu najbliższych kolegów, był świadkiem totalnego zniszczenia Warszawy, stracił swoje miejsce na ziemii. Wiara pomogła mu odnaleźć sens życia w kruchym i wydanym na zło świecie. I znowu, szczęściarz, wiarę wyniósł z domu, nauczyli go jej rodzice, ale to on dokonał ostatecznie wyboru co do swojej drogi życiowej.

„Moja wiara nie zaczęła się ani od teologii, której nie rozumiałem, ani od filozofii, która mnie trochę nudziła, ale od spotkania: w Ewangelii pojawił się Człowiek, taki dla mnie niezwykły – i zwykły. Taki, który mógł mi odpowiedzieć na główne pytania, ratować mnie od rozpaczy i nadać sens mojemu życiu, cierpieniu, śmierci. (...) Zaczęło się od spotkania z tym niby-człowiekiem, który towarzyszył mi na drodze życia, a potem doszło do wiary w Pana Boga”[7].

Okres stalinowski nie sprzyjał powołaniu kapłańskiemu. Losy Kościoła i seminarium duchownego były niepewne w czasie kiedy Jan Twardowski zdecydował się zostać księdzem. Także pisanie wierszy nie wyglądało na zajęcie obiecujące, szczególnie że, idąc pod prąd powszechnej opinii, Jan Twardowski obrał sobie za wzór wiersze osiemnastowiecznego poety księdza Baki, który nie tylko nie był ceniony przez krytykę, ale wręcz uważany za grafomana. Dopiero wiele lat później zmieniła się ocena twórczości Józefa Baki, a samego poetę zaczęto uważać za ważnego prekursora surrealizmu czy poezji lingwistycznej. Będąc w każdym calu poetą, ksiądz Twardowski pisał do szuflady lub wydawał skromne tomiki. Duże nakłady i wielka popularność przyszły z czasem. Widzenie świata, wydarzeń, ludzi, które Jan Twardowski często przywołuje w swoich gawędach, wskazuje na artystyczną i poetycką wrażliwość autora. Każda z tych historii mogłaby być zarówno utworem poetyckim, jak pięknym obrazem.

"Z czasu, kiedy byłem księdzem w kościele Wszystkich Swiętych, nie mogę zapomnieć pewnego przeżycia. Pewnego dnia usłyszałem krzyki przy drzwiach wejściowych do kościoła. Chciano wyrzucić kobietę. Wołano:
- To ulicznica! Pijaczka! Taka może okraść kościół!
Obroniłem ją. Poszliśmy do zakrystii, a ona powiedziała mi rzecz niezwykłą:
- Stałam na ulicy i zaczął padać śnieg. Przykrył mnie całą. Przypomniała mi się moja sukienka do Pierwszej Komunii Świętej. Chciałabym się wyspowiadać"[8].



_ _ _
[1] Jan Twardowski, „Autobiografia. Myśli nie tylko o sobie. Tom 1: 1915-1959”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, s. 58.
[2] Tamże, s. 32.
[3] Tamże, s. 65.
[4] Tamże, s. 102.
[5] Tamże, s. 109.
[6] Tamże, s. 235.
[7] Tamże, s. 64.
[8] Tamże, s. 281.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5066
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: Nulka 30.12.2007 20:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielką przyjemnością pr... | librarian
Librarianko,
To jest piekna recenzja, gratuluje! Ja tez kocham ks Twardowskiego i bardzo cenie jego tworczosc za gleboka, a jednoczesnie pelna radosci i ufnosci, wiare. Jego wiersze pomagaja mi w trudnych chwilach zwatpien i smutku. Mialam szczescie spotkac ks Twardowskiego osobiscie i tez wiele slyszalam o nim opowiesci od ludzi, ktorzy go dobrze znali. To byl Czlowiek przede wszystkim, a potem Ksiadz. Wydaje mi sie to bardzo wazne: jesli nie jestes dobrym czlowiekiem, nie mozesz byc dobrym ksiedzem. A on jeszcze do tego byl wspanialym Poeta, a dla nas ciagle jest i bedzie. Dziekuje Librarianko!
Użytkownik: Bacia 31.12.2007 16:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Librarianko, To jest pie... | Nulka
Przeczytałam obydwa tomy Autobiografii. Bardzo mi się podobały.Librianko, bardzo pięknie i trafnie zatytuowałaś swoją recenzję.
Użytkownik: librarian 31.12.2007 16:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam obydwa tomy ... | Bacia
Dziękuję Baciu. Sprawia mi dużo satysfakcji tropienie dobroci w literaturze i w ludziach.
Użytkownik: joanna.syrenka 03.01.2008 18:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielką przyjemnością pr... | librarian
A ja właśnie mam problem z przebrnięciem przez tę autobiografię (Ja! wielbicielka ks. Twardowskiego! Ja! pożeraczka biografii!), poczekam aż obejdzie całą rodzinę i może w tym czasie dojrzeję.
Piękna recenzja, Librarianko!
Użytkownik: librarian 04.01.2008 06:48 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja właśnie mam problem ... | joanna.syrenka
Dziękuję Syrenko, czytam drugi tom i też wysoko sobie go cenię. Na pewno zastrzeżenia można jakieś mieć, momentami czuje się, że jest to praca "pozszywana" i te szwy widać, niemniej jednak warto skoncentrować się na przesłaniu całego życia księdza Jana, i to nic, że on się powtarza, to wcale nie musi przeszkadzać. Ja po prostu lubię go słuchać i do niego wracać jak do starego przyjaciela.
Użytkownik: anndzi 06.01.2008 10:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielką przyjemnością pr... | librarian
Bardzo ładna recenzja:) Czytałam tylko fragmenty "Autobiografii", ale teraz mam ochotę na całość.
Użytkownik: jurika 06.01.2008 21:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielką przyjemnością pr... | librarian
Świetna recenzja, ja też bardzo lubię ks. Twardowskiego, choć nie mogę powiedzieć, bym go dobrze znała (tzn. jego twórczość). Miałam chęć przeczytać Autobiografię, teraz zamiar przerodził się w mocne postanowienie! Dziękuję i gratuluję sprawnego pióra.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: