Dodany: 28.12.2007 18:31|Autor: hburdon

Książka: W stronę Swanna
Proust Marcel

2 osoby polecają ten tekst.

Kto się boi Marcela Prousta?


Czytając o Prouście, wyrobiłam sobie fałszywy obraz „W poszukiwaniu straconego czasu”. Myślałam, że to nieustający ciąg refleksji, spisanych językiem pełnym ozdobników, ujętych w tasiemcowe zdania, za którymi nie kryją się żadne konkrety. Dobrze się stało, że zupełnie przypadkiem sięgnęłam po „W stronę Swanna”, żeby znaleźć odpowiedź na pewne konkursowe pytanie o prezent imieninowy małego Marcelka. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że tego Prousta zupełnie nietrudno się czyta.

Przeczytawszy całość pierwszego tomu, muszę zacytować za przedmową Boya: „(…) mimo iż skąpany w poezji, ociekający wręcz poezją, utwór Prousta jest zwłaszcza  k o m e d i ą,  w znaczeniu dosłowniejszym niż u Balzaca [w „Komedii ludzkiej” – HB]. Mimo bolesności wielu kart jego dzieła, mimo zasadniczo tragicznego stosunku do życia, Proust należy do rasy wielkich humorystów. Może to skutek jego patetycznej a tak bliskiej jeszcze śmierci, może skutek snobistycznego nieco nastawienia pierwszych wielbicieli, ale za mało mówi się o komizmie w dziele Prousta”*.

Cechą dzieła prawdziwie wielkiego jest często to, że każdy znajdzie w nim dla siebie co innego. Tym, co mnie u Prousta zachwyciło, jest fenomenalna galeria absurdalnych, groteskowych, karykaturalnych postaci. Można je znaleźć i u innych: Dickensa, Austen, naszego (nomen omen!) Prusa, ale Proust idzie o krok dalej – żadnej postaci nie traktuje zupełnie poważnie. Komiczne są u niego postacie dalszoplanowe, od ciotek Flory i Celiny, celujących w sztuce czynienia aluzji tak subtelnych, że zupełnie niezrozumiałych, poprzez ciotkę Leonię, której życiową ambicją było nie spać, po margrabinę de Gallardon, niemogącą przeboleć, że pokrewieństwa z Guermantami nie ma wypisanego na twarzy, gdzie wszyscy mogliby je ujrzeć. Jednak i postacie pierwszoplanowe – mały narrator i dorosły Swann – ich udręki i dylematy, przedstawiane są z bezlitosną ironią.

Język Prousta nie wydał mi się przy tym szczególnie trudny. Opisy bywają długie, ale porównania uderzają precyzją i trafnością. Długość zdań również nie była dla mnie przeszkodą, bo treść porwała mnie na tyle, że nie liczyłam linijek przebytych od kropki do kropki. Jednak nawet gdyby ciągnęły się na pół strony – warto byłoby się pomęczyć dla przyjemności poznania ciotki Leonii.

Nie chciałabym Prousta spłycać i sugerować, że w jego koronnym dziele liczy się tylko humor i akcja. Jednak o innych aspektach tyle już napisano – a ja, biorąc do ręki „W stronę Swanna”, zupełnie nie spodziewałam się, że odwróciwszy ostatnią stronę natychmiast zacznę się zastanawiać, skąd zdobyć tom drugi, bo nie mogę się doczekać, co będzie dalej.



* Tadeusz Boy-Żeleński, „Od tłumacza”, w: Marcel Proust, „W stronę Swanna”, wyd. Mediasat Poland (Kolekcja Gazety Wyborczej), str. 16.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2478
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: