Strumień nieświadomości
"Od zawsze byłem nieudacznikiem"* - tak przedstawia nam się bohater na samym początku. Człowiek bez ambicji, całymi dniami pochłaniający telewizyjną papkę. I udostępniający mieszkanie ćpunom z samego dna - ale nie z miłosierdzia, tylko z chęci pocieszenia się, że są ludzie jeszcze gorsi niż on. Pewnego razu, włócząc się bezcelowo po mieście, natrafia na bramę do Dzielnicy Miłości - wielkiego, fantasmagorycznego miasta-burdelu. Przewodnikiem po tym świecie zostaje dziwna postać - trochę alfons, trochę kowboj, trochę szlachcic...
Taki jest punkt wyjścia fabuły "Niezidentyfikowanego obiektu halucynogennego" młodej debiutantki Pauliny Bukowskiej. Punkt wyjścia, na którym - stwierdzam z przykrością - można zaprzestać lektury książki.
Skąd taka ocena? Zacznijmy od sposobu narracji. Cała książka to wysoce oniryczny strumień świadomości (w pierwszej osobie). Tylko, no właśnie: jakiej świadomości? Od początku zadziwia dysonans między sposobem opowiadania a konstrukcją bohatera. Zostaje on nam pokazany jako człowiek bierny, ograniczony, wręcz prymitywny - a jednocześnie w swojej pierwszoosobowej relacji posługuje się wyszukanymi metaforami i skomplikowanym językiem. W dodatku jest właściwie pozbawiony osobowości - poza pewnymi zdaniami na początku książki nie dowiadujemy się już potem o nim praktycznie nic, także o cechach charakteru czy sposobie myślenia. W dodatku zwykle nie tyle uczestniczy w zdarzeniach, co je obserwuje. Jest bardziej kamerą niż człowiekiem. Oczywiście, można by bronić tego zabiegu - mówić, że bohater jest "czystą świadomością", współczesnym "Panem Nikt" itp. Tylko po co to? Mnie, jako czytelnikowi, tylko przeszkadza ten dystans między narracją a bohaterem, między językiem a postacią.
Ale to jeszcze można by przeboleć. Co z fabułą? Cóż, właściwie jej nie ma, poza tym, co napisałem na samym początku. Dalej jest właściwie tylko ciąg wizji, niejasnych, zmiennych obrazów i popisów słownych autorki. Za tym wszystkim nie kryje się praktycznie żadna kompozycja - nie można wydzielić ani żadnych części składowych, ani niczego, co mogłoby się "rozwijać" wraz z tokiem narracji. Nawet zakończenie jest mocno niewyraźne - na tyle, że gdyby książka skończyła się w dowolnym innym momencie, różnica byłaby niezauważalna. Albo ledwie zauważalna.
Ale to przecież też jeszcze nic takiego. Zostaje przecież najważniejsza, pierwsza i ostatnia broń literatury - język. Dobry pisarz broni się samym słowem - urodą narracji, obrazowością opisu, zdolnością wzruszania, umiejętnością wciągnięcia czytelnika i wszystkim tym, co nazywamy pięknem literatury (choćby miała ona mówić o rzeczach banalnych, ubogich, brzydkich itp.). W końcu takiego Schulza nie czyta się dla fabuły, prawda?
Niestety, w moim odczuciu Paulina Bukowska przegrywa właśnie na tym najważniejszym polu - na polu języka. Narracja jest oniryczna - ale ta oniryczność jest, cóż - "przegięta" po prostu. Metafory i opisy są wyszukane - na tyle wyszukane, że przekraczają niejednokrotnie poziom bełkotu. Przy tym wszystkie te wizje nie są nawet zbyt obrazowe - w tej opowieści łatwo się pogubić, a często trudno sobie nawet wyobrazić, przestrzennie "ustawić" scenę, którą właśnie czytamy. Dialogi są z założenia dziwne i fragmentaryczne - ale niekiedy nawet trudno stwierdzić, która z postaci mówi daną kwestię. Zdania bywają niezgrabne, nierytmiczne, nadmiernie skomplikowane, pretensjonalne. Nie zaryzykowałbym czytania tej książki komuś na głos - z szacunku dla słuchacza.
Krótko mówiąc - "Niezidentyfikowany obiekt halucynogenny" po prostu ciężko i źle się czyta.
Czy są jednak lepsze strony książki Bukowskiej? Są. Jest tu na pewno świeżość i swoboda skojarzeń, trafność pojedynczych sformułowań, kilka bardziej obrazowych fragmentów (np. spotkanie z dziewczynką w zoo, początkowe partie opisu Dzielnicy Miłości, postacie "kowboja" i barmanki) - ale to wszystko się gubi w nieporadnym języku i ogólnym zmętnieniu całości.
Myślę, że ten debiut nie będzie ważnym wydarzeniem młodej polskiej literatury. Lepiej poczekać na następną książkę Bukowskiej. A ja osobiście mam nadzieję, że pozwoli mi spojrzeć na świat bardziej swoimi oczami - a nie przez bezosobowy umysł swojego literackiego "nieudacznika".
---
* Paulina Bukowska, "Niezidentyfikowany obiekt halucynogenny", wyd. Znak, 2007, s. 5.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.