Dodany: 28.12.2007 16:24|Autor: Piotrek S.

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Niezidentyfikowany obiekt halucynogenny
Bukowska Paulina

Strumień nieświadomości


"Od zawsze byłem nieudacznikiem"* - tak przedstawia nam się bohater na samym początku. Człowiek bez ambicji, całymi dniami pochłaniający telewizyjną papkę. I udostępniający mieszkanie ćpunom z samego dna - ale nie z miłosierdzia, tylko z chęci pocieszenia się, że są ludzie jeszcze gorsi niż on. Pewnego razu, włócząc się bezcelowo po mieście, natrafia na bramę do Dzielnicy Miłości - wielkiego, fantasmagorycznego miasta-burdelu. Przewodnikiem po tym świecie zostaje dziwna postać - trochę alfons, trochę kowboj, trochę szlachcic...

Taki jest punkt wyjścia fabuły "Niezidentyfikowanego obiektu halucynogennego" młodej debiutantki Pauliny Bukowskiej. Punkt wyjścia, na którym - stwierdzam z przykrością - można zaprzestać lektury książki.

Skąd taka ocena? Zacznijmy od sposobu narracji. Cała książka to wysoce oniryczny strumień świadomości (w pierwszej osobie). Tylko, no właśnie: jakiej świadomości? Od początku zadziwia dysonans między sposobem opowiadania a konstrukcją bohatera. Zostaje on nam pokazany jako człowiek bierny, ograniczony, wręcz prymitywny - a jednocześnie w swojej pierwszoosobowej relacji posługuje się wyszukanymi metaforami i skomplikowanym językiem. W dodatku jest właściwie pozbawiony osobowości - poza pewnymi zdaniami na początku książki nie dowiadujemy się już potem o nim praktycznie nic, także o cechach charakteru czy sposobie myślenia. W dodatku zwykle nie tyle uczestniczy w zdarzeniach, co je obserwuje. Jest bardziej kamerą niż człowiekiem. Oczywiście, można by bronić tego zabiegu - mówić, że bohater jest "czystą świadomością", współczesnym "Panem Nikt" itp. Tylko po co to? Mnie, jako czytelnikowi, tylko przeszkadza ten dystans między narracją a bohaterem, między językiem a postacią.

Ale to jeszcze można by przeboleć. Co z fabułą? Cóż, właściwie jej nie ma, poza tym, co napisałem na samym początku. Dalej jest właściwie tylko ciąg wizji, niejasnych, zmiennych obrazów i popisów słownych autorki. Za tym wszystkim nie kryje się praktycznie żadna kompozycja - nie można wydzielić ani żadnych części składowych, ani niczego, co mogłoby się "rozwijać" wraz z tokiem narracji. Nawet zakończenie jest mocno niewyraźne - na tyle, że gdyby książka skończyła się w dowolnym innym momencie, różnica byłaby niezauważalna. Albo ledwie zauważalna.

Ale to przecież też jeszcze nic takiego. Zostaje przecież najważniejsza, pierwsza i ostatnia broń literatury - język. Dobry pisarz broni się samym słowem - urodą narracji, obrazowością opisu, zdolnością wzruszania, umiejętnością wciągnięcia czytelnika i wszystkim tym, co nazywamy pięknem literatury (choćby miała ona mówić o rzeczach banalnych, ubogich, brzydkich itp.). W końcu takiego Schulza nie czyta się dla fabuły, prawda?

Niestety, w moim odczuciu Paulina Bukowska przegrywa właśnie na tym najważniejszym polu - na polu języka. Narracja jest oniryczna - ale ta oniryczność jest, cóż - "przegięta" po prostu. Metafory i opisy są wyszukane - na tyle wyszukane, że przekraczają niejednokrotnie poziom bełkotu. Przy tym wszystkie te wizje nie są nawet zbyt obrazowe - w tej opowieści łatwo się pogubić, a często trudno sobie nawet wyobrazić, przestrzennie "ustawić" scenę, którą właśnie czytamy. Dialogi są z założenia dziwne i fragmentaryczne - ale niekiedy nawet trudno stwierdzić, która z postaci mówi daną kwestię. Zdania bywają niezgrabne, nierytmiczne, nadmiernie skomplikowane, pretensjonalne. Nie zaryzykowałbym czytania tej książki komuś na głos - z szacunku dla słuchacza.

Krótko mówiąc - "Niezidentyfikowany obiekt halucynogenny" po prostu ciężko i źle się czyta.

Czy są jednak lepsze strony książki Bukowskiej? Są. Jest tu na pewno świeżość i swoboda skojarzeń, trafność pojedynczych sformułowań, kilka bardziej obrazowych fragmentów (np. spotkanie z dziewczynką w zoo, początkowe partie opisu Dzielnicy Miłości, postacie "kowboja" i barmanki) - ale to wszystko się gubi w nieporadnym języku i ogólnym zmętnieniu całości.

Myślę, że ten debiut nie będzie ważnym wydarzeniem młodej polskiej literatury. Lepiej poczekać na następną książkę Bukowskiej. A ja osobiście mam nadzieję, że pozwoli mi spojrzeć na świat bardziej swoimi oczami - a nie przez bezosobowy umysł swojego literackiego "nieudacznika".



---
* Paulina Bukowska, "Niezidentyfikowany obiekt halucynogenny", wyd. Znak, 2007, s. 5.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4723
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: dansemacabre 29.12.2007 09:22 napisał(a):
Odpowiedź na: "Od zawsze byłem nieudacz... | Piotrek S.
Dystans między narracją a bohaterem? Przecież to jego fantazja wytwarza wszystkie obrazy i nie ma niczego tak bardzo związanego z nim jak świat, który zaczyna wymykać mu się spod kontroli ( i o to właśnie chodzi).
Nieporadny język? Mistrzostwo słownej żonglerki, genialne naddania semantyczne, doskonałe obrazowanie. Może po prostu nie dorosłeś do tego typu wypowiedzi artystycznej? Wiem, że to Twoje osobiste sądy, ale skoro krytykujesz książkę za coś, co jest jej niewątpliwą zaletą, muszę zareagować.
Ale masz rację - ten debiut nie będzie wydarzeniem. Już przepadł. Mam nadzieję, że nie będzie tak w przypadku kolejnej młodej pisarki - Ewy Berent, która zadebiutuje w lutym przyszłego roku.
Użytkownik: hburdon 29.12.2007 13:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Dystans między narracją a... | dansemacabre
"Może po prostu nie dorosłeś"

Khem ekhem. Dyskutujemy o książkach, nie o autorach recenzji, z którymi się nie zgadzamy. Podobno.
Użytkownik: Piotrek S. 31.12.2007 19:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Dystans między narracją a... | dansemacabre
"Przecież to jego fantazja wytwarza wszystkie obrazy i nie ma niczego tak bardzo związanego z nim jak świat, który zaczyna wymykać mu się spod kontroli ( i o to właśnie chodzi)."

Możesz to zdanie napisać jeszcze raz, tylko jaśniej? Bo go nie rozumiem. Skoro świat wymyka mu się spod kontroli, to jak jest z nim związany? I o co właśnie chodzi? O to, że to fantazja wytwarza, czy że nie ma niczego tak związanego z nim, czy że wymyka mu się spod kontroli?
Ja dalej podtrzymuję swoje zdanie o bezsensownym dystansie narracji i bohatera. Bo to, że to wszystko wytwory fantazji, to nie ma znaczenia w sposobie przekazu. Jakim cudem ten człowiek bez osobowości mówi do mnie takim językiem (który Ty byś nazwał "mistrzostwem słownej żonglerki")?
Spróbuję inaczej: Alicja (ta od "Krainy Czarów") nie mówi językiem profesora, Humbert Humbert z "Lolity" nie mówi jak prosty wieśniak, nietzscheański Zaratustra nie mówi jak przekupka na bazarze. I tak dalej. I o to właśnie chodzi - o dopasowanie bohatera i narracji. Skoro już Bukowska zdecydowała się na pierwszą osobę - to trzeba było ponieść tego pewne literackie konsekwencje. W innym wypadku - tak jak tutaj - ten dysonans strasznie mi przeszkadza.

"Może po prostu nie dorosłeś do tego typu wypowiedzi artystycznej?"

Nie zaryzykowałbym takiego stwierdzenia z Twojej strony. Pomijając już to, że to jakiś osobisty przytyk, to takie zdanie zakłada, że istnieje jakaś hierarchia wypowiedzi artystycznych. I że najwyżej w niej stoją - jak wnioskuję z Twojego zdania - te najbardziej abstrakcyjne, oderwane od rzeczywistości. A to ryzykowne założenie, nie sądzisz?

Poza tym - trafiłeś kulą w płot. Schulza mogę czytać wciąż i wciąż. Witkacy w "Szewcach" pokazuje zupełny językowy geniusz. "Krzesła" Ioneski uznaję za doskonale napisane i głęboko poruszające. "Alicję w Krainie Czarów" uwielbiam. A to chyba wciąż podobny "typ wypowiedzi artystycznej", prawda?
Co w takim razie sprawia, że przed językiem tych utworów chylę czoła, a ten "Niezidentyfikowanego obiektu..." mnie męczy?
Co sprawia, że mogę się niesamowicie wciągnąć w filmy Kubricka czy Lyncha (na które sama autorka się powołuje jako źródło inspiracji estetycznej), a w świat tej książki wciągnąć się zupełnie nie potrafię?

Moja odpowiedź jest właśnie taka - że to ze względu na język, który w książce Bukowskiej jest nieporadny. I tu już mocno wchodzimy na teren prywatnych odczuć - ale ja tam "doskonałego obrazowania" nie spotkałem. W przeciwieństwie do np. utworów wymienionych wcześniej.
Naddania semantyczne? Nie wiem. Nie znam się na tej skomplikowanej strukturalistycznej terminologii ;-).

W każdym razie nie zmieniam swojego zdania wyrażonego w recenzji :-).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: