"Bo widzisz tu są tacy którzy się kochają i muszą się spotkać aby się ominąć"*
Można pisać czule. Tak, żeby każda strona była przeniknięta wrażliwością, a nie ckliwością.
Jeffrey Eugenides to grecko-amerykański pisarz, który stał się sławny dzięki ekranizacji jego „Przekleństw niewinności” w reżyserii Sofii Coppoli. Potem był „Middlesex”, za który otrzymał Pulitzera. Literacko prezentuje najwyższy poziom i myślę, że nie zawiódł czytelników w swojej trzeciej, najnowszej powieści.
„Intryga małżeńska” przedstawia historię z pozoru banalną. Szukanie siebie w sobie i siebie w kimś innym było przedstawiane na wiele sposobów, ale nigdy chyba w tak ujmujący sposób.
Dalsza część recenzji będzie nieznacznie zdradzać fabułę powieści.
Poznajemy Madeleine, kiedy kończy studia z zakresu literatury. Jest piękna, dość inteligentna i ma marzenia. Dokądś zmierza, czegoś szuka, czegoś pragnie. Całe swoje życie odnosi do literatury i sama próbuje być niczym bohaterka wiktoriańskich powieści.
Leonarda spotyka na kursie semiotyki. Jest on przystojnym studentem biologii i filozofii. Jedyną jego skazą wydaje się zamiłowanie do żucia tytoniu. Dwoje fizycznie pociągających bohaterów musi skończyć w łóżku. I byliby razem długo i szczęśliwie, gdyby Leonard nie miał swoich słabości, a Madeleine nie miała Mitchella.
Mitchell jest najbardziej urzekającym z bohaterów tej powieści. Jego postać to uosobienie poszukiwania w czysto duchowym znaczeniu. Dostaje dyplom z teologii i wyrusza w podróż do Indii, która ma być dla niego katharsis. A pragnie przede wszystkim oczyszczenia z myśli od Madeleine.
Ludzie się rozmijają. Mimo miłości, w życiu nie ma intryg małżeńskich, o jakich pracę licencjacką pisała Madeleine. Eugenides bez ckliwości rozprawia się z uczuciami. Pokazuje, że można wzruszać bez melodramatu. Życie Maddy, wbrew jej pragnieniom, nie przypomina historii rodem z powieści Jane Austen, ale życie samej pisarki.
Najbardziej warta docenienia jest w tej książce autoironia, jaką autor obdarzył bohaterów, i ironiczny wydźwięk całej powieści. To, gdzie prowadzi życie jest historią przewrotniejszą niż wszystkie książkowe intrygi małżeńskie.
Co jeszcze zachwyca, to bogactwo odniesień literackich, które można znaleźć w życiu bohaterów. Oprócz fabuły mamy tutaj ciekawą przeprawę przez klasykę literatury, która stanowi tło i podstawę przedstawionej historii. Jest towarzyszem, ale też ilustracją powieści. Niekiedy książki stają się czwartym bohaterem, którego obecność ma decydujący wpływ na postępowanie bohaterów, zwłaszcza Madeleine i Mitchella.
Eugenidesa czyta się dobrze, bo prowadzi akcję bez zbędnych wynurzeń. Częste retrospekcje nie mącą czytelnikowi w głowie, tylko bardziej wciągają w historię i nakierowują na bliższą punktowi widzenia bohaterów perspektywę zdarzeń.
„Intryga małżeńska” to powieść, która potrafi poruszyć i zaprowadzić w niespodziewane, choć znane z rzeczywistości rejony. Polecam ją wszystkim bez względu na wiek, bo miłość w niej ukazana jest czymś więcej niż kolejną prostą historią. Jest to miłość, od której można się czegoś nauczyć.
---
* Tytuł recenzji zaczerpnięty z wiersza ks. Twardowskiego "Bliscy i oddaleni".
[Recenzję opublikowałam również na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.