Dodany: 27.12.2007 14:10|Autor: kocio

Książka: Stasiland
Funder Anna

1 osoba poleca ten tekst.

Opowieści o NRD: fakty czy fikcja?


"Stasiland" przyciągnął mnie tematem - po prostu przyszedł czas na poznanie tego fragmentu historii najnowszej. Oskarowy film "Życie na podsłuchu" w reżyserii Floriana Henckela von Donnersmarcka już udowodnił, że o NRD można udatnie opowiadać artystycznie, więc ta szeroko reklamowana książka wyglądała akurat na świetnie pasujące uzupełnienie dokumentalne.

Ale "Stasiland" to zadziwiający dokument. Anna Funder jest Australijką, którą życiowe drogi zawiodły do Niemiec, i już samo to jest niezwykłe. A że osoba z tak daleka zaczyna grzebać w nie tak znów odległej przeszłości Europy, to stawia ją w zupełnie niezwykłej roli - po trosze turystki i dziennikarki, ale też i nieomal antropologa badającego mroczne zwyczaje dziwnego plemienia.

Przy tym jest to wszystko bardzo osobiste. W książkę wkrada się codzienność autorki, szczególnie wynajmowane przez nią mieszkanie, stopniowo ogałacane z przedmiotów przez właścicielkę. Rozmówcy, łowieni zwykle na ogłoszenie lub napotykani przy okazji, także zostawiają w niej różnorakie wrażenia: da się w nich odnaleźć i współczucie, i obrzydzenie, i wiele innych odcieni emocjonalnych. Widać, że jest to pełne zanurzenie w temacie. Co jednak bardzo ważne, nie jest to mimowolne relacjonowanie własnych prywatnych przeżyć na marginesie akcji - Funder robi to z kilku powodów.

Pierwszą przyczyną jest reporterska refleksja, że historia składa się z rzeczywistych ludzi i pojedynczych sytuacji, a więc i odkrywanie ich jest przedsięwzięciem wyrywkowym, nie do końca reprezentatywnym i mocno przefiltrowanym przez jej własną umysłowość. Z czasem przekonujemy się, że to ważne, ponieważ tytułowy "Stasiland" jest czymś bardzo obcym i nie da się go opisywać prostymi kategoriami. Komentarz autorski jest próbą rekonstruowania z tego materiału czegoś zrozumiałego. Jest to coś, co przerasta pojedynczego człowieka, więc dostajemy ten nie do końca poukładany obrazek, aby spróbować samodzielnie dopasować sobie resztę.

Własny punkt widzenia autorki w tym dokumentalnym dziele jest też wprowadzeniem ludzkiej reakcji na krzywdy ludzi, którymi ta książka pulsuje. Strach i ból czają się w prawie każdej z tych opowieści, a ponieważ NRD roztopiła się praktycznie z dnia na dzień w granicach RFN, pozostały one ukryte pod warstwą nowych czasów. Komu by się chciało je odgrzebywać? Autorka musi pisać, co czuje, aby obłaskawić demony i nadać ludzkie proporcje rzeczom wykoślawionym przez chorą rzeczywistość. Jako pierwszy "świadek" tych dawnych wydarzeń musi zapłacić cenę za swoje pierwszeństwo. To jej moralny obowiązek - a przynajmniej ona tak to odczuwa. Masa emocji i tak zresztą zostaje dla czytelników. Pamiętam nieustanne napięcie, które mi towarzyszyło przy lekturze "Stasilandu". Nigdy nie dochodziło do zenitu, ale też nie ustępowało ani na moment. Także pod tym względem jest to książka pobudzająca aktywność odbiorcy.

Ale Funder nie poprzestała na tych powodach: zamarzyło jej się jeszcze, żeby napisać "Stasiland" jako prawdziwą powieść. To zdumiewający zamiar, bo przecież samo reporterskie ujęcie tematu byłoby wystarczające, a literackie ambicje do pewnego stopnia niwelują wrażenie realizmu.

I faktycznie, trochę trudniej przez to uwierzyć, że naprawdę spotkała tych ludzi, że odbyła takie rozmowy, no i że był kiedyś kraj, w którym inwigilacja była tak wszechobecna. A może tylko część jest prawdziwa, a część sobie wymyśliła korzystając z łaskawości literatury pięknej, która zezwala puszczać wodze wyobraźni, jeśli daje to dobry efekt artystyczny? Na to pytanie trzeba chyba wzruszyć ramionami. Ta książka jest przejmująca zarówno jako dzieło dokumentalne, jak i literackie. Są to dwie równorzędne prawdy, jakie w sobie zawiera.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1568
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: