Dodany: 29.04.2013 22:19|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Edukacja Józia Barącza: Powieść z życia studentów
Bieniasz Józef

5 osób poleca ten tekst.

Z wiejskiej chaty po maturę


Są takie książki, które, przeczytane za młodu, „chodzą” za człowiekiem przez całe lata; chodzą szczególnie natrętnie zwłaszcza wtedy, gdy się okaże, że nie można ich już dostać w bibliotekach, nie słyszano o nich w antykwariatach, a na Allegro osiągają ceny wyższe, niż nowe pięciotomowe wydanie tej czy owej bestsellerowej serii. Naturalną konsekwencją takiego stanu rzeczy jest desperackie pragnienie posiadania ich na własność. I rozpoczyna się polowanie: może ktoś wymieni za inny tytuł, który dlań jest rarytasem, a dla nas niekoniecznie? Może jakiś bardzo naiwny albo bardzo uczciwy człowiek wystawi na licytacji za nieco rozsądniejszą sumę?...

Temu ostatniemu przypadkowi zawdzięczam fakt, że wreszcie zdołałam wrócić do czytanej ostatni raz jakieś trzydzieści lat temu „Edukacji Józia Barącza” (składającej się z wydanych w jednym tomie dwóch powieści tworzących cykl: Edukacja Józia Barącza: Powieść z życia studentów (Bieniasz Józef) i Maturanci: Powieść z życia studentów (Bieniasz Józef)).

Ze skąpych informacji biograficznych stosunkowo łatwo wysnuć domysł, że Józio to literackie alter ego autora. Jego droga do zdobycia wykształcenia układała się dość podobnie, jak innego człowieka pióra pochodzącego z tego samego regionu, który jednak wybrał niebeletrystyczną formę utrwalenia swoich doświadczeń na papierze (Z Komborni w świat (Pigoń Stanisław)), może dlatego, że w ogóle nie miał inklinacji do fikcji. Za to Bieniaszowi udało się stworzyć pełną swoistego uroku opowieść o dorastaniu, klimatem przypominającą znacznie popularniejsze Wspomnienia niebieskiego mundurka (Gomulicki Wiktor (pseud. Fantazy)), lecz nasyconą dużo większą dawką dramatyzmu. Bo też dla Józia, inaczej niż dla Sprężyckiego i jego kolegów, wykształcenie nie było czymś, co się rozumie samo przez się, lecz swego rodzaju wykroczeniem poza naturalny porządek rzeczy. Potomek chłopskiej rodziny, nie z tych najbiedniejszych, bo gospodarującej na własnym kawałku ziemi i nieprzymierającej głodem, powinien był umieć się podpisać, przeczytać prosty tekst, zrobić nieskomplikowane rachunki; tego uczyła szkoła elementarna, a wszystko, co ponadto, było już powyżej oczekiwań. I często powyżej możliwości finansowych – dojazd do odleglejszego miasta, stancja, wyżywienie, czesne, książki, ubranie i jakieś podręczne drobiazgi, wszystko to składało się na kwotę, którą trudno było wyasygnować w gotówce, zwłaszcza gdy przychodów z gospodarstwa starczało akurat na podstawowe potrzeby rodziny. Dziś pewno żaden uczeń gimnazjum nie zgodziłby się mieszkać w ośmioosobowej izbie z gnijącą podłogą i powybijanymi oknami ani całymi tygodniami odżywiać się czerstwym chlebem i herbatą – wolałby raczej zaniechać edukacji, niż męczyć się w tak haniebnych warunkach. Ale ówcześni niezamożni uczniowie w pełni akceptowali cenę, jaką przychodziło im zapłacić za dostęp do upragnionej wiedzy. A że przy tym pozostawali jednak kilkunastoletnimi chłopcami, pełnymi życia i chęci do różnorakiej, niekoniecznie świetlanej, aktywności, to i losy ich bywały burzliwe. Tyle że dla syna urzędnika państwowego czy kupca „ścięcie się” na egzaminach albo wydalenie ze szkoły za jakieś wykroczenie było przykrością, a dla syna małorolnego chłopa – tragedią, którą nie każdy zdołał znieść (tak jak ów wspominany później przez Józia Franek Gamoń, co „spalony podobno niesłusznie przez Sroczyńskiego z historii, zastrzelił się (…) w ogrodzie miejskim”[1], a swoim samobójstwem pośrednio uratował życie Józiowi, bo ten na widok odchodzącej od zmysłów matki kolegi powiedział sobie: „żebym, psiakrew, miał iść na żebry, jeszcze bym matce takiej przykrości nie wyrządził”[2]. I w odpowiednią godzinę ta deklaracja została wypowiedziana, bo Józio, prócz głodu wiedzy i dobrego serca mający też jakiś szczególny talent do pakowania się w tarapaty, niejeden raz znalazł się w sytuacji prawie bez wyjścia…). Te wyboiste koleje losu naszego bohatera i jego rówieśników nie są jednak wcale naznaczone śmiertelną powagą; można się nad nimi dobrze pośmiać (bezkonkurencyjna jest zwłaszcza scena z wójtem Fukałą, usiłującym się dowiedzieć, „jak to było z potłuczeniem tych jakichś śkiełek”[3] przez Wicusia), i choć niektóre wyczyny chłopców według dzisiejszych standardów podpadają już pod kategorię wykroczeń, widać, że zawsze wynikały raczej z nierozwagi niż ze złych intencji.

Osiemdziesiąt lat po pierwszej publikacji historia szkolnej kariery Józia Barącza nadal zajmuje, bawi i wzrusza, dając przy tym próbkę pięknej, choć nieco trącącej myszką polszczyzny; współczesny młody czytelnik może mieć nieco kłopotu z rozszyfrowaniem regionalizmów („ograszka”[4], „reptuch”[5], „jużyna”[6], „pomana”[7], „paputek”[8], „czujne sadło”[9]) i archaizmów („byłby wyszedł celerem”[10], „holendrowali”[11], „suplent”[12], „maturyczny” [12]), ale czyż nie warto się odrobinę pomęczyć, by poznać kolejną opowieść z gatunku „jak to dawniej bywało”? Co prawda istnieje niebezpieczeństwo, że zakończywszy lekturę, zapragniemy poznać trzecią część cyklu (Korporanci: Powieść z życia studentów (Bieniasz Józef)), opowiadającą o studenckich latach Józia; tę po raz pierwszy i ostatni wydano w latach 30., toteż zdobycie jej graniczy z cudem. Ale i cuda się zdarzają, więc może kiedyś…



---
[1] Józef Bieniasz, „Edukacja Józia Barącza”, wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1956, s. 147.
[2] Tamże, s. 148.
[3] Tamże, s. 184.
[4] Tamże, s. 51
[5] Tamże, s. 77.
[6] Tamże, s. 119.
[7] Tamże, s. 121.
[8] Tamże, s. 215.
[9] Tamże, s. 216.
[10] Tamże, s. 23.
[11] Tamże, s. 87.
[12] Tamże, s. 193.
[13] Tamże, s. 402.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6064
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: sowa 29.04.2013 23:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Są takie książki, które, ... | dot59Opiekun BiblioNETki
"współczesny młody czytelnik może mieć nieco kłopotu z rozszyfrowaniem regionalizmów": oj, Dot, nie tylko młody... Ale na pewno warto, przekonująco zachęcasz :-).
Użytkownik: nnbobak 14.05.2013 14:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Są takie książki, które, ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Regionalizmy są bardzo istotne, pozwalają nam badać zmiany językowe ale przede wszystkim budują i są nieodzowną częścią lokalnego folkloru a także niekiedy lokalnego "patriotyzmu". Jak dla mnie regionalizmy są już same w sobie powodem do sprawdzenia tej pozycji.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: