Dodany: 28.04.2013 14:28|Autor: adas

Czytatnik: nauka czytania

1 osoba poleca ten tekst.

Trójpak kolejny i prośba


Andrzej Stasiuk to pisarz. Co do tego raczej nikt nie ma wątpliwości. Problemy zaczynają się trochę dalej. Bo czy to pisarz dobry? A może wybitny? Czy przeciwnie, nieistotny? Może bardziej marka literacka niż twórca?

Natłukł tych książek od groma, a nawet trochę więcej, co pokazuje reklamowa wkładka. I wydał ich może nawet więcej niż napisał. Takich cieniutkich, i trochę grubszych. To moja jedyna pretensja odnośnie "Grochowa" - książeczka jest ładnie wydana, bardzo ważne są ilustracje, ale liczy sobie ledwie 95 stron, a kosztuje ponad trzy dychy. Dużo.

"Grochów" to książka o umieraniu. W rodzinie, śmierci przyjaciół, domowego zwierzaka. Napisana z niezwykłym taktem, umiarem, ale i ciepłem. Niby to Stasiuk jakiego znamy (charakterystyczne frazowanie od szczegółu do uniwersum, by po chwili wrócić do zapomnianego przez świat szczegółu, lekko rozmamłane, ale o dziwo potrafiące uwieść konkretem, zdania), jednak ton jakby poważniejszy, koncepcja wyrazistsza, świat pełniejszy.

Tak, "Grochów" pozwala wybaczyć wiele grzechów. Wyimaginowanych i prawdziwych Pana Stasiuka.

Bo ja czasem byłbym nawet skłonny przyznać rację jego krytykom, że to proza bez znaczenia. Że
takie pitu pitu o niczym, o prowincji, o owcach, a nie o sprawach naprawdę ważnych. Przez duże P jak Polska. Tylko, rzadko bo rzadko, zdarza mi się czytać fragmenty książek o sprawach naprawdę ważnych. I tego czytać się nie da. I wtedy przychylam się do z wolna wsączanego Stasiukowego przekazu podprogowego – Polska to jedno (nie takie) wielkie jak byśmy chcieli zadupie, od schludnych poniemieckich wiosek po poukraińskie przysiółki z sześćdziesięcioletnimi drzewami wyrastającymi z klepiska. Za to nasze. Tak jak Pałac Kultury.

Grochów (Stasiuk Andrzej)

Dwie pozostałe książki dostały solidarnie po 4,5 i to się raczej nie zmieni.

W przypadku Błękitny Manuskrypt (Al Khemir Sabiha) jest to jednak ocena lekko zawyżona, a Moja babcia z Rosji i jej odkurzacz z Ameryki (Shalev Meir) literacko zasługuje na trochę więcej.

Pierwsza została napisana przez Tunezyjkę (chyba po angielsku), traktuje jednak o współczesnym Egipcie. Jej bohaterami są zagraniczni archeologowie, prowadzący wykopaliska w wiosce nad jednym z kanałów (chyba) Nilu. A może w Delcie? Najciekawszy jest tu obraz życia małej społeczności (dwu-religijnej), w panoramie miesza się codzienność (zapylona, oj zapylona) z mistyczno-bajkowymi zagadkami Wschodu. Historia jest opowiedziana z perspektywy tłumaczki, coś mi się zdaje, że alter ego autorki. Zastosowany chwyt pozwala zastanowić się nad życiem w dwóch kulturach, na ich styku, szansach jakie się uzyskuje, ale i cenie jaką się płaci.

Niby wszystko jest jak należy, jednak nie ma się poczucia obcowania z literaturą naprawdę ważną. Miejscami potrafi zauroczyć i na szczęście kilka pytań pozostawia bez odpowiedzi.

"Moja babcia z Rosji i jej odkurzacz z Ameryki" - cóż za rewelacyjny tytuł! I, wiem, powtarzam się, literacko to pozycja równie rewelacyjna. Meir Shalev (to niejedyna transkrypcja jego nazwiska w Polsce) napisał uroczą książkę o swojej rodzinie, przede wszystkim o babci, terroryzującej otoczenie manią sprzątania.

Problemy widzę dwa - zbyt wiele książek w podobnej konwencji w życiu przeczytałem. Wnuk albo syn opowiadają o bezpośrednich przodkach, na plan pierwszy wysuwając szczególnie ekscentrycznego członka rodziny. Jest on geniuszem w swej zwariowanej dziedzinie, niegroźnym szaleńcem lub ofiarą niezawinionych przez siebie "obiektywnych" okoliczności. A opowieści o nim są prawdziwe albo i nie. Jakie to ma znaczenie?

Shalev jest bardzo wysoko pod względem kunsztu pisarskiego, ale ja naprawdę zbyt wiele tego się naczytałem.

Drugi problem, wydaje mi się, jest istotniejszy. Mianowicie Shalev pisze o Izraelu, a jego mini saga rodzinna zaczyna się w pierwszych latach XX wieku, wraz z przybyciem - z Ukrainy - kolejnej fali osadników, w tym dziadka pisarza. I bardzo brakuje mi historyczno-politycznego tła. Izraelczyk o brytyjskim protektoracie, ale także wojnie domowej, a potem kolejnych arabsko-izraelskich wojnach wspomina jedynie ramowo. Wydarzenia te służą do oznaczenia czasu, i tyle.

Jakoś nie potrafię przestać o nich myśleć, czytając kolejne zwariowane opowieści i opisy sielsko-ciężkiego życia w rolniczej dolinie. Może to moja wina, bo czyż twórcy muszą pisać tylko o okropnościach? Czy każdy człowiek musi nieść winy (i zasługi) całej społeczności/grupy/narodu? Czy musi za każdym razem walić się w pierś. Nawet kiedy pisze o swojej rodzinie, MUSI odnieść się do spraw - znowu używam tego sformułowania, naprawdę nie był to zamierzony chwyt kompozycyjny - najistotniejszych?

Nie wiem.

Zajrzę do kolejnej książki tego autora.

No, a teraz prośba. Dopiero dziś dowiedziałem się o śmierci Achebe Chinua (Achebe Albert Chinualumogu). Od której jego książki warto zacząć? Dotychczas unikałem z nieracjonalnych dla mnie samego powodów, teraz wypadałoby...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1659
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: carmaniola 12.05.2013 08:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Andrzej Stasiuk to pisarz... | adas
Jak fajnie, że piszesz o "Błękitnym Manuskrypcie" - jestem właśnie w trakcie i jakkolwiek chyba przyjdzie przyznać Ci rację, co do braku odczucia obcowania z wielką literaturą, to jednak literacko ta książka potrafi zachwycić. (No, mam słabość do ładnych sformułowań, opisów, a tam jest kilka, które przykuwają uwagę. Niby nic, ale ładnie zapisane i nie drażni skojarzeniem ze złotą myślą. Ale to dopiero początek. ;-)).

Co do Achebe, to polecam Świat się rozpada (Achebe Chinua (Achebe Albert Chinualumogu)). I to jedyna książka (wydana w Polsce), która mi się spodobała. Jakoś w kolejnej, mimo że się starałam nie potrafiłam odnaleźć "wielkości". No i ten jego artykuł o rasistowskim "Jądrze ciemności" Conrada... Facet mnie załamał... :/
Użytkownik: adas 12.05.2013 12:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak fajnie, że piszesz o ... | carmaniola
Próbowałem znaleźć rozbudowaną recenzję "Marzenia Celta" na jaką niedawno trafiłem, ale nawet nie wiem jaki to był tytuł (pisma). Raczej nie oskarżono Conrada bezpośrednio o rasizm, ale zwrócono uwagę, że u niego czarnoskórzy nie mają podmiotowości. No i poszło o to najsłynniejsze zdanie o Afryce wpędzającej człowieka (w domyśle białego) w szaleństwo.

Pierwszy zarzut jest chyba nietrafiony, bo to dopiero w naszych czasach modne i uzasadnione, również literacko, stało się przedstawianie rzeczywistości z perspektywy Innego. Czasem zresztą trochę na siłę albo przybierające dziwaczne formy, kiedy autor dziełka siedzi sobie w swoim domku nad wielką europejską rzeką i pisze o szlachetnych dzikusach. Czasem się zastanawiam, czy to nie jest aby dopiero "rasistowskie"?

To ogólnie jest trudny temat. Bo np. nie dziwi ruch w Ameryce Łacińskiej zmierzający do wprowadzenia zupełnie nowych narzędzi do opisania rzeczywistości (zamiast europocentrycznych), ale jednak mam wrażenie, że to często jest mocno sztuczne odtwarzanie "prawdziwej" tożsamości. Po drugie, tak naprawdę ci badacze/pisarze/politycy są najczęściej równie daleko oddaleni od "ludu" (nawet jeśli się z niego wywodzą) jak niegdysiejsi "rasiści, obszarnicy, białasy". To niestety podstawowy problem każdego, nawet szlachetnego ruchu - liderzy zawsze będą wystawać ponad, najczęściej będąc długotrwałymi beneficjentami systemu, z którym walczą. I też, w jakimś stopniu, będą ten "lud" wykorzystywać. Świadomie?

Dobra, sam nie do końca rozumiem, co napisałem wyżej. Uff, może trzeba było iść na tę socjologię?;)

Wziąłem ten tytuł Afrykańczyka, bo też mi się obiło o uszy, że to dzieło najważniejsze.

Czekam na notkę o "Krainie wódki", choć z góry zastrzegam - nie pamiętałem o co w niej chodziło tydzień po przeczytaniu. Ale literacko to była jazda!

No i w Chinach rzeczywiscie musi być wolny rynek, bo "Zmiany" są książką pisaną chyba na zamówienie wydawców dyskontujących sukces;). Szkoda potencjału tej książeczki, choć w sumie pozwala się domyślić materiału wyjściowego, jaki Mo Yan obrabia w swoich "poważnych" książkach. Choć miejscami jest ten pazur, ironia albo wręcz cynizm, jak w opisach drogi życiowej kolegi.
Użytkownik: carmaniola 12.05.2013 20:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Próbowałem znaleźć rozbud... | adas
Dzisiaj na razie tyle, reszta jutro, chyba z pijaną czytatką. ;-)

"The point of my observations should be quite clear by now, namely that Joseph Conrad was a thoroughgoing racist. That this simple truth is glossed over in criticisms of his work is due to the fact that white racism against Africa is such a normal way of thinking that its manifestations go completely unremarked. Students of Heart of Darkness will often tell you that Conrad is concerned not so much with Africa as with the deterioration of one European mind caused by solitude and sickness. They will point out to you that Conrad is, if anything, less charitable to the Europeans in the story than he is to the natives, that the point of the story is to ridicule Europe's civilizing mission in Africa. A Conrad student informed me in Scotland that Africa is merely a setting for the disintegration of the mind of Mr. Kurtz.

Which is partly the point. Africa as setting and backdrop which eliminates the African as human factor. Africa as a metaphysical battlefield devoid of all recognizable humanity, into which the wandering European enters at his peril. Can nobody see the preposterous and perverse arrogance in thus reducing Africa to the role of props for the break-up of one petty European mind? But that is not even the point. The real question is the dehumanization of Africa and Africans which this age-long attitude has fostered and continues to foster in the world. And the question is whether a novel which celebrates this dehumanization, which depersonalizes a portion of the human race, can be called a great work of art. My answer is: No, it cannot. I do not doubt Conrad's great talents. Even Heart of Darkness has its memorably good passages and moments:

The reaches opened before us and closed behind, as if the forest had stepped leisurely across tile water to bar the way for our return.

Its exploration of the minds of the European characters is often penetrating and full of insight. But all that has been more than fully discussed in the last fifty years. His obvious racism has, however, not been addressed. And it is high time it was!"*.

O odczłowieczaniu też było, szczególnie drastycznym wydało się Achebe przedstawienie obrazu cierpienia dwóch kobiet - zupełnie nie rozumiem, co on niewłaściwego znalazł w opisie zachowania pozostawianej czarnoskórej kochanki i dlaczego cierpienie białej narzeczonej było wg niego czymś, co miało wywyższyć białego człowieka. A w ogóle to odniosłam wrażenie, że najbardziej boli go, że to "Jądro ciemności" jest jedną z najważniejszych lektur, a nie np. jego dzieła. Eeech...

= = =
Achebe, Chinua. "An Image of Africa: Racism in Conrad's 'Heart of Darkness'" Massachusetts Review. 18. 1977. Rpt. in Heart of Darkness, An Authoritative Text, background and Sources Criticism. 1961. 3rd ed. Ed. Robert Kimbrough, London: W. W Norton and Co., 1988, pp.251-261
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: