Dodany: 27.04.2013 15:20|Autor: AnnRK

Książka: Zamierające światło
MacBride Stuart

1 osoba poleca ten tekst.

Mistrz sarkazmu z zespołu partaczy


Wycieczka do szkockiego Aberdeen w towarzystwie Stuarta MacBride'a w niczym nie przypomina tych organizowanych przez biura podróży. W mieście narodzin Annie Lennox nie przyjrzymy się starym budynkom uniwersytetu, nie zwiedzimy wczesnogotyckiej katedry St. Machar. Nie będzie czasu na przechadzanie się po alejkach zadbanych parków czy podziwianie kontrastu pomiędzy chłodem granitowej zabudowy a pięknem kwiatowych klombów. Podobnie jak w jego debiutanckiej powieści "Chłód granitu", w "Zamierającym świetle" - kontynuacji cyklu z sierżantem Loganem McRae w roli głównej - zobaczymy raczej mroczne zaułki, ciemne lasy i tę część życia mieszkańców, o której foldery turystyczne milczą jak zaklęte.

Ktoś wywołuje pożar domu, w którym ginie kilka osób, a wśród nich malutkie dziecko. W porzuconej w lesie walizce policjanci znajdują poćwiartowane zwłoki. Portowa dzielnica staje się miejscem brutalnego morderstwa dokonanego na jednej z pracujących tam prostytutek. Policja ma pełne ręce roboty i jak zwykle goni ją czas. Gdzieś czają się sprawcy przestępstw, którzy mogą chcieć uderzyć ponownie. I uderzą. Kolejną ofiarą jest jeszcze jedna portowa dama do towarzystwa. A to wciąż nie koniec.

Logan McRae z pewnością byłby tu w swoim żywiole, ma jednak pewien problem. Po przeprowadzeniu nieudanej akcji, w której ciężko ranny zostaje jeden z posterunkowych, sierżant zostaje przydzielony do zespołu inspektor Steel. Oficjalnie kobieta jest chwilowo mniej obłożona obowiązkami niż dotychczasowy zwierzchnik sierżanta, tym samym będzie mogła poświęcić Loganowi więcej czasu, a co za tym idzie - ukrócić jego samowolę. Prawda jest jednak taka, że Steel przewodzi zespołowi określanemu jak partacze. Trafiają tam beznadziejni policjanci, których nie chce przyjąć żaden inny zespół. Ich okrzyk to "nie jesteśmy pierdołami!"[1], a zadania, do których są wysyłani, nie należą do przynoszących chwałę i awanse.

"W szpitalu niezidentyfikowany mężczyzna pokazywał wacka wszystkim, którzy byli na tyle głupi, żeby patrzeć. W miejscowej Ann Summers mnożyły się kradzieże: ginęła seksowna bielizna i zabawki dla dorosłych. Ktoś podbierał pieniądze z kas w fast foodach. Dwóch mężczyzn dało wycisk bramkarzowi w Amadeusie, dużym nocnym klubie na plaży"[2]. Grupa partaczy rusza więc do akcji, łapiąc drobnych złodziejaszków i ekshibicjonistów.

A jednak do Logana uśmiecha się szczęście, bo gdy wszyscy zostają skierowani do pozostałości po pożarze, Steel udaje się przekonać komendanta, żeby oddał jej sprawę zamordowanej prostytutki. Oboje mają więc szansę się wykazać, a dla McRae'a jest to być może okazja powrotu do dawnego zespołu.

Morderstwa prostytutek przewijają się przez literaturę kryminalną od lat. Grupa skąpo ubranych kobiet, sprzedająca swe wdzięki w mniej lub bardziej ciemnych zaułkach, stanowi łatwy kąsek dla wszelkiej maści zwyrodnialców. Żeby ten mocno wyeksploatowany temat mógł zaskoczyć, trzeba czegoś więcej, niż znajdujemy w powieści MacBride'a. Autor dorzucił kilka innych tropów, starając się nieco utrudnić dotarcie do rozwiązania, ale czyni to na tyle niewprawnie, że od razu wiadomo, które z nich należą do zupełnie innej sprawy. Jest tu więc kilka mocniej lub luźniej powiązanych wątków, na siłę wciśniętych w niewielką objętościowo powieść. Zabrakło napięcia; szeroko ziewając przewracałam kolejne kartki z nadzieją na zaskakujące rozwiązanie. Pod koniec akcja zrobiła się nieco dynamiczniejsza, ale w całym "zamierającym świetle" znalazły się może ze dwie przykuwające uwagę sceny, a to zdecydowanie za mało, jak na powieść tego typu.

Tym razem nawet charakterystyczne poczucie humoru autora przestało zwracać uwagę. A może po prostu było go mniej? McRae jest nadal nudnym chłopakiem z niesłusznie przypiętą łatką sarkastycznego, niepokornego typa działającego na granicy prawa. Szczerze mówiąc, to najmniej ciekawy z głównych bohaterów wszystkich kryminałów, jakie do tej pory czytałam. Nawet Herkules Poirot miał w sobie więcej ikry, a idea sarkazmu bliższa jest Sheldonowi Cooperowi, bohaterowi "Teorii wielkiego podrywu", niż niemrawemu sierżantowi. Jedyną interesującą postacią okazała się inspektor Steel. "Na odprawie panował nieład, wszyscy mówili jednocześnie, a sama Steel siedziała przy otwartym oknie, drapała się pod pachą i kopciła jak lokomotywa. Miała czterdzieści parę lat, ale wyglądała znacznie starzej: ostre rysy twarzy i mnóstwo zmarszczek; szyja zwisająca z podbródka jak zmoczona skarpeta. Poza tym coś okropnego stało się z jej włosami, wszyscy jednak bali się jej o tym powiedzieć"[3]. Steel ma w sobie energię, jakiej brakuje Loganowi i choć może trudno byłoby się z nią zaprzyjaźnić, to dzięki niej "Zamierające światło" nabiera czasami rumieńców. Baba z jajami, można by rzec. Pozostałe postaci są raczej mało ciekawe. Nawet Colin Miller, dziennikarz, który sporo namieszał w poprzedniej części, w tej jest zdecydowanie niemrawy. Choć jemu akurat trudno się dziwić, zważywszy na położenie, w jakim się znalazł.

Mam wrażenie, że druga powieść jest słabsza niż debiut, a tego wybaczyć nie mogę. Nie twierdzę, że więcej do twórczości Stuarta MacBride'a nie wrócę, ale teraz zmęczył mnie jego niemrawy styl, nagromadzenie wątków, które prawdopodobnie mają zagęścić akcję i wprowadzić mylne tropy, a powodują jedynie chaos i znużenie. Nie potrafię też darować autorowi spartaczenia postaci głównego bohatera.



---
[1] Stuart MacBride, "Zamierające światło", przeł. Wojciech Szypuła, wyd. Amber, 2007, s. 27.
[2] Tamże.
[3] Tamże, s. 26.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 658
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: