Dodany: 26.04.2013 21:51|Autor: lutek01
Było - minęło, czyli o dawnych Bieszczadach słów kilka
Bieszczady to region niezwykły. I nie mam tu na myśli pięknych krajobrazów czy unikatowej przyrody, bo o nich wie chyba każdy, kto choć raz zajrzał w te piękne góry. Chodzi bardziej o przeszłość tych rejonów. Położone na wiecznym pograniczu, targane wojnami, nie zaznały spokoju nawet po ostatniej wojnie światowej, kiedy granice zostały już ustalone i można było na powrót budować swoje życie. Ziemia bieszczadzka to niesamowity tygiel kulturowy, kraina współistniejących kiedyś obok siebie kultur polskiej, ukraińskiej, łemkowskiej, bojkowskiej, obrządków katolickiego, prawosławnego, żydowskiego. Ziemia wznoszących się ku niebu kościelnych krzyży i cerkiewnych bań. Teraz przyroda ponownie zajmuje zabrane jej kiedyś przez ludzi miejsce. Dzisiejsze Bieszczady to spokój. Co takiego się stało, że z barwnej kulturowej mozaiki zmieniły się w cichy, niepozorny, czasami jakby zapomniany region Polski? Na to pytanie próbuje w swojej książce odpowiedzieć Andrzej Potocki, znany bieszczadnik, historyk, dziennikarz, reportażysta.
"Przystanek Bieszczady. Bez litości" to zbiór 21 opowiadań, których wspólnym mianownikiem jest historia ludzi i miejsc tego regionu. Po przeczytaniu kilku pierwszych, w książce zakocha się każdy, kto ceni wysiłek polegający na odkurzaniu starych historii, dociekliwość i obiektywizm reporterski oraz dobre pióro. Złudna to i rozczarowująca będzie jednak miłość, gdyż czytając dalej, ma się niestety wrażenie, że autorowi skończyły się ciekawe historie i musiał je koniecznie czymś uzupełnić, by całość miała odpowiednią liczbę stron.
Opowiadanie "Plaża nieboszczyków" to majstersztyk. Autor przybliża nam historię powstania Zbiornika Solińskiego. Myliłby się ten, kto by pomyślał, że budowa tamy na Sanie to wyłącznie kwestia zainwestowania w modernizację infrastruktury wodnej. Decyzja o budowie tamy miała podłoże ideologiczne i polityczne, a pociągnęła za sobą tragedie wypędzanych i przesiedlanych ludzi. Brak szacunku okazano nie tylko żywym, ale i zmarłym. Okazuje się bowiem, że nie przeniesiono wszystkich cmentarzy znajdujących się na terenie planowanego zbiornika.
"Ludzie zaczęli kojarzyć fakty. W tym miejscu był kiedyś cmentarz wsi Solina, tej dawnej, teraz już spoczywającej na dnie jeziora. Obniżony poziom wody w zalewie odsłonił zatem część dawnego cmentarza. Woda rozmywająca przez lata brzeg zalewu, odsłoniła trumny. Ktoś przypomniał sobie, że właśnie w tym miejscu wędkarze widywali już wcześniej leżące w wodzie kości. Wtedy nie zwrócono na nie należytej uwagi. Teraz zauważone w wodzie kości w połączeniu z tymi trumnami miały już zupełnie inny kontekst. Zanosiło się na sensację"[1].
W opowiadaniu "Sprofanowane sacrum" autor przybliża nam sposób, w jaki władza ludowa obeszła się z symbolami obrządku prawosławnego. Cerkwie w najlepszym wypadku przerobione na magazyny i owczarnie PGR-ów, ikonostasy porąbane siekierą i porozrzucane po krzakach. Bez litości.
"Niemal połowę bieszczadzkich cerkwi unicestwiono po drugiej wojnie światowej. Część z nich, zwłaszcza te drewniane, spalono, a wśród nich cerkiew w Wołosatem. [...] Większość z nich rozebrano, kilka zburzono. Murowaną pięciokopułową cerkiew w Wetlinie, konsekrowaną w 1928 roku, miejscowy posterunek Wojsk Ochrony Pogranicza wysadził w powietrze około 1950 roku. Średnica jej środkowej kopuły była imponująca, największa w tej części Karpat. Z uzyskanego w ten barbarzyński sposób materiału zbudowano nowy posterunek WOP-u"[2].
Z kolei "Odyseja po bieszczadzku" to historia Jerzego Makara, mieszkańca bieszczadzkiej wsi Dwerniczek, aresztowanego przez NKWD i wywiezionego do Starobielska, któremu udało się przeżyć przesłuchania, tortury, indoktrynację oraz niewolniczą pracę i wrócić do wolnej Polski Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Andrzej Potocki przedstawia historie niezwykłe, wzruszające, budzące smutek, wzruszenie, ale i złość. Przeczytamy reportaż o walkach pograniczników z UPA, o tym, jak narody polski i ukraiński współistniały zgodnie, dopóki ktoś nie zasiał ziarna niezgody, z którego wykiełkowała nienawiść i zbrodnia, poznamy historie wyludnionych wsi, losy ich mieszkańców. Polacy, Żydzi, Łemkowie, Bojkowie, Ukraińcy i Niemcy. Chłopi i wojskowi. UPA i NKWD. Ziemia bieszczadzka to arena wielu tragedii, ale również radości ludzi. I właśnie o tym jest ta książka.
Niestety, jak zaznaczyłem wyżej, autor nie mógł oprzeć się pokusie dodania osobistych wtrętów. Opowiadania takie jak "Pies mojego dzieciństwa", w którym pisarz opisuje traumę związaną ze śmiercią ukochanego psa, czy "O tym, jak we śnie obciąłem sobie ucho" (opis snu) nie pasują do pozostałych zawartych w zbiorze tekstów, odbierając całości powagę i moc rażenia. Podobnie jako niepotrzebne, bo nic niewnoszące i niepasujące do całości określiłbym opowiadanie "Strzeżcie się fałszywych proroków", w którym pisarz piętnuje niekonsekwencję i podważa wiarygodność pracy pewnej autorki opisującej bieszczadzkie wycieczki Karola Wojtyły.
Mimo tej łyżki dziegciu uważam "Przystanek Bieszczady" za pozycję wartościową i godną lektury. Jest napisana rzetelnie i podaje interesujące fakty historyczne, o których się często nie wie, a do których może dotrzeć tylko historyk, pasjonat zakochany w swojej małej ojczyźnie, jakim z pewnością jest Andrzej Potocki.
[1] Andrzej Potocki, "Przystanek Bieszczady. Bez litości", wyd. Libra, 2008, s. 33.
[2] Tamże, s. 53.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.