Dodany: 18.04.2013 21:09|Autor: AnnRK

Książka: Chłód granitu
MacBride Stuart

1 osoba poleca ten tekst.

Morderstwa w Granitowym Mieście


Aberdeen leży w Szkocji. Jest dużym portem rybackim, utrzymującym się między innymi z wydobycia ropy naftowej spod dna Morza Północnego. Bywa nazywane granitowym miastem - ze względu na materiał, z którego wykonana jest większość starych budynków. Stuart MacBridge zamieszkał w Aberdeen, gdy miał dwa lata. Dobrze poznał ulice miasta, nic więc dziwnego, że akcję cyklu powieści kryminalnych o sierżancie Loganie McRae osadził właśnie w Aberdeen.

"Chłód granitu", pierwszy tom serii, zaczyna się w chwili, gdy McRae wraca do pracy po rocznym urlopie. Niektórzy mówią, że jego powrót przyniósł pecha. Zamiast wlepiać mandaty za złe parkowanie albo ścigać drobnych złodziejaszków, policjanci muszą rozwiązywać zagadkę, i to z gatunku tych mało przyjemnych.

Każda nagła i brutalna śmierć jest niewytłumaczalną tragedią, tym bardziej bolesną, gdy ofiarą staje się dziecko. Małe, bezbronne, dopiero poznające świat. Zależne od dorosłych. Często bardzo ufne, nieświadome tego, jak bardzo może zostać skrzywdzone.

"Najpierw został znaleziony mały David Brookline Reid, który za trzy miesiące obchodziłby czwarte urodziny. (...) Musieli wyciągnąć go z zimnego, wypełnionego wodą rowu, zanim lekarz mógł stwierdzić zgon. Chociaż wątpliwości być nie mogło: dzieciak nie żył od dawna. Leżał teraz na plecach na kwadratowej płachcie niebieskiej folii, wystawiony na widok publiczny. Koszulkę z napisem »X-Men« miał zadartą aż pod szyję. Poza tym był nagi"[1]. Chłopca nie tylko wykorzystano seksualnie, ale także pośmiertnie okaleczono. Zabójca odciął mu penis.

Jakiś czas później na miejskim wysypisku śmieci ośmioletnia Rebecca zauważa stopę wystającą z czarnego, podartego worka. "Ta noga ma dalszy ciąg. Stwierdzam zgon"[2] - oznajmia lekarz. Po rozcięciu worka, oczom ekipy kryminalistycznej ukazał się przygnębiający widok. "Nagie ciało było zwinięte w kłębek i utrwalone w pozycji płodowej za pomocą brązowej taśmy klejącej. (...) To dziewczynka i miała trzy, może cztery lata"[3]. Nie wiadomo, kim jest druga ofiara. Nikt nie zgłosił jej zaginięcia.

Tymczasem policja dostaje sygnał o kolejnym zaginięciu, znajduje też następne dziecięce zwłoki. Sprawa staje się coraz poważniejsza, śledczy gubią się w domysłach, a dochodzenie zmierza niekoniecznie we właściwym kierunku.

Debiut Stuarta MacBride'a nie jest thrillerem, który czyta się w zapartym tchem, zarywając noce. Temat jest ciekawy i poruszający, atmosfera mroczna, ale zabrakło autorowi umiejętności budowania napięcia i wprowadzania zaskakujących zwrotów akcji, które na tyle namieszają czytelnikowi w głowie, że z zaskoczeniem przyjmie rozwiązanie zagadki. Mimo podsunięcia kilku mylnych tropów, dość szybko można się zorientować, które uliczki są ślepe i kto jest tylko kozłem ofiarnym.

Należy jednak podkreślić, że to debiut i jako taki jest całkiem obiecujący. Dużą zaletą jest wierne odwzorowanie realiów. Podobno wszystkie przedstawiane w powieści miejsca istnieją naprawdę w takiej postaci, w jakiej pokazuje je autor. Same opisy są również realistyczne, choć MacBride z pewnością dużo mógłby się nauczyć od Simona Becketta czy Jo Nesbø.

Nieco mylne jest określenie sierżanta Logana McRae jako sarkastycznego, ironicznego antybohatera. Taki opis widnieje na okładce książki i stanowi doskonały dowód, że tego typu notami nie warto się sugerować. Owszem, Logan często posługuje się czarnym humorem, ale wspomniany opis sprawia, że przed oczami mam raczej serialowego doktora House'a lub powieściowego Harry'ego Holla, niż policjanta po przejściach, który od czasu do czasu rzuca kąśliwą uwagę.

Trzeba jednak przyznać, że w książce jest sporo humoru, co przy ciężkiej tematyce daje ciekawy kontrast. Nie każdemu ten zabieg przypadnie do gustu. Do mnie akurat trafił i już jeden z pierwszych opisów postaci rozładował napięcie spowodowane odnalezieniem ciała małego Reida. "Doktor Isobel MacAlister: trzydzieści trzy lata, krótkie włosy, brunetka, metr sześćdziesiąt. Pojękuje cicho, kiedy gryzie się ją w wewnętrzną stronę ud"[4]. Wiem, że nie jest to tekst wysokich lotów i można uznać go za niestosowny, ale jego pojawienie się w tej przygnębiającej scenie jest na tyle zaskakujące, że wzbudza raczej śmiech niż niesmak. Trzeba przyznać, że MacBride ma specyficzne poczucie humoru. Przypuszczam, że na dłuższą metę może być ono męczące, ale w pierwszym tomie się sprawdziło. Dzięki niemu można przez chwilę odetchnąć, zanim autor zaserwuje kolejną dramatyczną scenę.

Czy warto przeczytać "Chłód granitu"? Myślę, że to udany debiut, ale widać, że autor jeszcze wiele się musi nauczyć, by wyjść poza możliwości przeciętnego pisarza kryminałów, którego książki czyta się dość dobrze, nie męczą, ale też nie zaskakują i nie przyspieszają bicia serca. Dobra lektura dla niezbyt wymagającego czytelnika, wielbiciele mocnej prozy Deavera czy Gerritsen mogą poczuć się nieco zawiedzeni.



---
[1] Stuart MacBride, "Chłód granitu", przeł. Wojciech Szypuła, wyd. Amber, 2007, s. 8.
[2] Tamże, s. 48.
[3] Tamże, s. 50.
[4] Tamże, s. 8.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 965
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: