Dodany: 15.12.2007 11:59|Autor: dansemacabre

Przekonująco o własnym dojrzewaniu


Tytuł powieści jednoznacznie wskazuje, z jakim okresem własnego życia rozliczy się w niej południowoafrykański laureat literackiej nagrody Nobla. Perypetie, myśli, emocje i rozterki Johna będą się tutaj ocierać o pretensjonalny banał, ale Coetzee dzięki temu silniej przemówi do wyobraźni czytelnika i pozwoli mu poznać samego siebie takim, jaki był w okresie dość gwałtownego przejścia z niezobowiązującej do niczego młodości do dorosłości nakazującej mu brać odpowiedzialność za wszystkie swoje czyny i słowa.

Bohater postanawia wyjechać z rodzinnego RPA, aby na drugim końcu świata – w Londynie – na nowo budować własną tożsamość albo odkrywać w niej to, czego południowoafrykańskie warunki nie pozwoliły mu odkryć. Matematyk z wyboru, twórca z zamiłowania, zagubiony w gąszczu własnych myśli i przeżyć samotnik z góry zakłada, iż jego stanie obok głównego nurtu życia jest swoistą karmą, z jaką musi się pogodzić, aby potem tworzyć dla następnych pokoleń. Norwidowskie poczucie niezrozumienia przez współczesnych i nadzieja właściwego odebrania jego dzieł przez „późnego wnuka” czyni z Johna niepoprawnego idealistę i romantyka, który nie może dojść do porozumienia z samym sobą zarówno w ojczyźnie, jak i w dalekiej Anglii. Bohater jednak już na wstępie tłumaczy sobie taką, a nie inną drogę własnego życia: „Dawno już zostało postanowione, że będzie artystą. Jeśli chwilowo musi być zapoznany i śmieszny, to tylko dlatego, że artyście sądzone jest cierpieć z powodu zapoznania i śmieszności, póki nie objawi się w całej pełni swoich mocy, a wtedy szydercy i kpiarze umilkną”*.

Ważnym wątkiem ściśle związanym z rozwojem bohatera są jego relacje z kobietami. Bardzo sugestywnie opisana jest ta najbardziej toksyczna więź, z własną rodzicielką. Obok niej pojawi się cała galeria mniej lub bardziej kuszących piękności, z którymi John nie będzie w stanie znaleźć porozumienia. Trauma kontaktów z kobietami jest jednocześnie piętnem inicjacji, z jakim mierzy się bohater, dorastając w nieprzyjaznym mu kraju, żyjąc na smaganej deszczem i tak bardzo klimatycznie różnej od ojczyzny wyspie. John nijak nie jest w stanie stworzyć trwałej więzi z żadną kobietą. Co gorsza – wiele kontaktów z nimi na trwale negatywnie zapisze się w jego pamięci, jak choćby z Sarah, która musi dokonać aborcji jego przyszłego potomka, czy Marianne, którą zdefloruje i porzuci zaraz następnego dnia. Kobiety stają w opozycji do jego toku myślenia o sobie i porządku świata. Ranią i odchodzą, ale chyba bardziej zostają zranione i czują się oszukane.

Drugim istotnym wątkiem jest próba uwolnienia się od kajdan, jakie nakłada na bohatera jego własna ojczyzna. Kraj, od którego John chce się odseparować, jest jednocześnie jego blizną na sumieniu i bolesnym dowodem na to, iż od przynależności uciec nie sposób. Pisze zresztą o RPA w następujący sposób: „Południowa Afryka wisi mu na szyi jak albatros. Chciałby się od niej uwolnić - obojętne, jakim sposobem – żeby nareszcie zacząć oddychać”**. Okaleczony obraz ojczyzny i niezgoda na panujący tam porządek prawno–społeczny nakazują mu za wszelką cenę identyfikować się z Londynem, mieszkańcami Wielkiej Brytanii, z nowym miastem, państwem i nową dla niego mentalnością. Nieudane próby identyfikacji wywołają w Johnie smutną konstatację, której zdradzić tutaj nie zamierzam, aby nie psuć przyjemności czytania książki.

Mimo jej bolesności i introwertycznej dokładności, „Młodość” czyta się – i smakuje – bardzo dobrze. Życie Johna toczy się w wyraziście zaprezentowanych realiach społeczno–politycznych. Jest to opowieść o dojrzewaniu z amerykańsko–rosyjskim konfliktem rozbrojeniowym w tle, ze wspomnieniem zesłania Josifa Brodskiego, z ważnym dla nas – Polaków – zasygnalizowaniem wielkości poezji Zbigniewa Herberta. Nade wszystko zaś jest „Młodość” piękną i wzruszającą opowieścią o wyalienowaniu i próbach jego przezwyciężania.

Chociaż zakończenie pozostawia nas z czytelniczym niedosytem, książka sama w sobie ujmuje i w bardzo ciepły sposób przekonuje do siebie, ergo przywiązuje i staje się lekturą, o jakiej długo będzie się pamiętać.



---
* John Maxwell Coetzee, "Młodość", tłumaczenie: Michał Kłobukowski, wyd. Znak, 2007, s. 10.
** Tamże, s. 119.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2796
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: verdiana 09.02.2008 16:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Tytuł powieści jednoznacz... | dansemacabre
Coetzee jest mocny. Takoż i "Młodość". Podobał mi się dystans Coetzee'ego do siebie i swoich przeżyć. Dystansował się nie tylko trzecioosobową narracją, ale... lekkim cynizmem.

Mam nadzieję, że kontynuacja będzie, po dwóch pierwszych autobiograficznych powieściach czas na trzecią - druga młodość. :-)

Użytkownik: Sophie7 09.02.2008 16:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Tytuł powieści jednoznacz... | dansemacabre
Mnie za to "Młodość" nieco rozczarowała - spodziewałam się po Coetzeem czgoś lepszego.Z trudem pomykałam przez kolejne strony spodziewając się, że z czasem będzie lepiej,co niestety nie nastąpiło.Czytanie jej było niczym jazda pod wysoką górę rowerem bez przerzutek - byle szybko i do końca...Twoja recenzja wydaje mi się o wiele ciekawsza niż książka Noblisty :) cóż począć wytrwale czekam na następną i liczę na większe literackie uniesienia, bo cenię tego pisarza, takoż każdą Jego nowość kupuję bez zawahania
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: