Rec. Dorota Tukaj
Ocena: 5,5/6
Artyści nie są wieczni. Wieczne może być tylko to, co po nich pozostaje, ale w każdym przypadku ta spuścizna stanowi zbiór skończony. I zawsze przychodzi taki moment, że trzeba z całą okrutną trzeźwością powiedzieć sobie: trudno, to już wszystko! Ukochany bard nie nagra już ani jednej nowej piosenki, aktor nie wystąpi nawet w epizodzie, literat nie napisze ani wersu więcej, niż napisał do tej pory. Niektórzy w takiej sytuacji zostawiają sobie na jeszcze czarniejszą godzinę jakiś nietknięty okruszek, choćby zbiorek juweniliów, który pominęli w czasach świetności swego idola. Ale jeśli i to już za nami?... Powtarzać zawsze można – wszyscy mamy przecież książki, do których gotowi jesteśmy wracać po kilkanaście razy, albo tylko mieć je na półce obok łóżka po to, by móc je raz na jakiś czas wyciągnąć i przeczytać jeden akapit czy bodaj jedno zdanie. Lecz potem nawiedza nas rozpaczliwa tęsknota za czymś, co raz jeszcze wywoła w nas ten dreszcz, którego doznaliśmy przy pierwszym spotkaniu z autorem. Tęsknota nieukojona, chyba że… Chyba że dobry los pozwoli spadkobiercom odkryć w jakimś zapomnianym pudle z gratami albo w dolnej szufladzie komody, między rachunkami i zaświadczeniami, plik kartek zapisanych znajomą ręką. W taki właśnie sposób pierwsza żona Julia Cortazara, Aurora Bernárdez, ocaliła dla świata kilkadziesiąt tekstów, powstałych w różnych okresach życia pisarza i nigdy wcześniej niepublikowanych lub drukowanych jedynie w hiszpańskojęzycznej prasie. Złożyły się one na
Niespodziewane stronice, wydane właśnie przez Muzę SA w tej samej (przepięknie dopracowanej graficznie) serii, w której ukazały się wznowienia najważniejszych powieści tego autora.
Okołopremierowe recenzje znanych krytyków mogą nawet w zdeklarowanych fanach autora wzbudzić wątpliwości, czy aby warto sięgać po ten tom; no bo skoro „
na perły – poza opowiadaniami Koty i Ciao, Werona – nie natrafimy” (Krzysztof Cieślik,
Polityka), skoro
„jakoś szczególnie atrakcyjna lektura to nie jest (…). Obok tekstów dobrych są tu infantylne dyrdymały i sporo politycznego zawracania głowy” (Leszek Bugajski,
Newsweek), to może zepsujemy sobie tą lekturą mit Cortazara – pisarza ponadczasowego i przekraczającego bariery stref kulturowych?
Nie obawiajmy się. Oczywiście, nie wszystkie teksty w zbiorze są równie udane – ale też mało kto z czystym sumieniem przyzna, że dokładnie tak samo podobały mu się wszystkie opowiadania zawarte w
Opowieściach o kronopiach i famach albo w
Ośmiościanie. Bo Cortazar w całej swojej twórczości, a w opowiadaniach zwłaszcza, systematycznie zabawia się mieszaniem gatunków, igra z czytelnikiem, to podsuwając mu scenkę tak życiową, że mogłaby być wspomnieniem lub reportażem, to eksplodując skondensowanym purnonsensem, by za chwilę balansować gdzieś na pograniczu kryminału i horroru, po czym znów popisać się jakąś wprawką stylistyczno-słowotwórczą albo skrzyżowaniem mini-eseju z prozą poetycką… W takim zamęcie nie sposób wszystkich zadowolić, zawsze znajdzie się ktoś, dla kogo jeden tekst będzie niemalże objawieniem, a inny doprowadzi go do zgrzytania zębów, i ktoś, kto odniesie wrażenia zgoła odwrotne.
Niespodziewane stronice, stanowiąc swoisty dokument dojrzewania wyobraźni i warsztatu pisarskiego Cortazara, są zarazem przeglądem jego możliwości, jeśli chodzi o krótkie formy prozatorskie i poezję - od utworów rewelacyjnych (
Hospital blues, Kronopio w Meksyku, Spełniony sen, Monolog przechodnia, O pełnym strachów dzieciństwie, Pod ziemią, Okna wychodzące na niezwykłość; z wierszy -
Blues for Maggie, Ojczyzna) i może nie jakoś szczególnie doskonałej pod względem literackim, lecz nieprzytomnie wzruszającej inwokacji do zmarłej żony (
Powolne przesuwanie się konstelacji po twej skórze), poprzez kilkadziesiąt bardzo dobrych i dobrych, aż po nudnawe lub irytujące brakiem konkretnego pomysłu, których jednakże jest zdecydowanie mniej (
W którymś momencie, W Matyldzie, Łukasz: Listy, jakie dostaje, Co zrobimy z biednym panem Spenalzo?). Jeśli czegoś można żałować, zakończywszy lekturę, to chyba tylko tego, że wydanie polskie zostało w stosunku do oryginalnego uszczuplone o blisko sto stron (za to trzeba przyznać, że tłumaczki spisały się doskonale – ich dzieło pozwala poczuć tę charakterystyczną melodię Cortazarowego języka, do której przyzwyczaiła nas przed laty genialna Zofia Chądzyńska).
Konkluzja może być tylko jedna:
Niespodziewane stronice = spodziewana satysfakcja.
Więcej recenzji Doroty Tukaj znaleźć można na
www.ksiazki.wp.pl/kuid,44,nick,Dorota-Tukaj,profil.html
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.