przesada
Z ponad 600 stron można było darować sobie 400 bo zamiast fabuła posuwać się do przodu to książka skupia się nad portretami niekoniecznie potrzebnymi i kluczowymi. W moim odczuciu to tak jakby tolkien po drużynie pierścienia zaczął omawiać dzieciństwo i rodzinę każdego z członków drużyny - no niby można, ale niespecjalnie wiadomo czemu miałoby to służyć. Nie zmienia to faktu, że czyta się dobrze, ale ciągle odczuwałem nieodparte skojarzenie zwiazane z produkcjami TV rodem z Brazylii.