Dodany: 12.04.2013 16:15|Autor: miłośniczka

Zaginieni na własnym podwórku


„Każdego roku policja odnotowuje około 15 tysięcy zaginięć obywateli polskich w kraju i za granicą. Ludzie giną bez względu na wiek, płeć i status społeczny. Giną z powodu chorób (fizycznych, psychicznych), wypadków, codziennych problemów i kiedy padają ofiarą przestępstw.
Spośród wszystkich zgłoszeń policja odnotowuje rocznie około 150 zaginięć dzieci do 7 roku życia, około 500 zaginięć dzieci w wieku 7-13 lat i około 3 500 zaginięć dzieci w wieku 13-17 lat”*.

Dane te są zatrważające, ale prawdziwe. Zaginięcia zdarzają się codziennie, obcujemy z nimi oglądając plakaty na przystankach, dworcach autobusowych, drzewach na osiedlu czy przy alejce w parku. Oglądamy programy typu „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie” czy „Telewizyjne biuro śledcze”, po czym wracamy do swoich zajęć. Po dwóch, trzech latach zapomina się o zaginionym, nawet jeśli był to syn państwa z bloku obok. A przecież dramat rodzin, których to dotyczy, trwa nadal… Dopiero mocno nagłośnione sprawy – jak zamordowanej Madzi Waśniewskiej czy odnalezionej po latach Natalii Kampusch – poruszają nas na tyle, że zaczynamy baczniej rozglądać się wokół. Czy większa czujność rodzica, więcej akceptacji i zrozumienia we wzajemnych relacjach z dziećmi wystarczą, żeby nie doszło do tragedii?

Powieść Wardy dotyka tego najgłębiej skrywanego lęku, jakim jest obawa utraty najbliższych. Gdybym miała dzieci, prawdopodobnie po przeczytaniu tej książki, uświadomieniu sobie wielu aspektów spraw zaginięć, oszalałabym. Chodziłabym za moim maleństwem krok w krok, czujnie rozglądając się na boki, czy przypadkiem ktoś obcy nie pojawia się w jego otoczeniu zastanawiająco często, jakim wzrokiem patrzą na nie przypadkowi przechodnie. Tylko że wiem, że tak żyć się nie da. Normalność wymaga, żeby czujność przycichła, została lekko uśpiona. To nas chroni przed utratą zmysłów.

W „Nikt nie widział, nikt nie słyszał…” splatają się losy czterech zaginionych – trzech bardzo podobnych do siebie dziewczynek i jednej dorosłej kobiety. Mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, że śledząc ich losy, dostajemy swego rodzaju przekrój możliwych rozwiązań, zakończeń tego typu spraw. Jak wiemy, nie wszystkim udaje się przeżyć. Nie wszyscy, którym udaje się trafić z powrotem na łono rodziny, potrafią się w niej odnaleźć. Niektórzy czują się obco wśród ludzi, którzy całymi latami, nieraz dziesięcioleciami na nich czekali, przechowując w ich pokojach pamiątki przeszłości pokryte grubą warstwą kurzu, inni przejawiają tzw. syndrom sztokholmski. Tylko rodziny zaginionych są do siebie niezmiernie podobne – nie potrafią zrobić kroku naprzód, zmienić czegokolwiek w życiu podporządkowanemu biernemu oczekiwaniu, miotają się między nadzieją, bezsilnością i poczuciem straty. Ich obraz jest tak przejmująco smutny, że nie powinien zostawiać miejsca na obojętność otoczenia.

Sarę Gerson ostatni raz widziano pewnego jesiennego dnia 1990 roku, gdy samotna zmierzała opustoszałą drogą w kierunku lotniska. Wcześniej zapytała swą siostrę, czy nie ma ochoty wyjść z nią na dwór. Lena takiej chęci nie przejawiała. Gdy po kilku dłuższych chwilach postanowiła dołączyć do młodszej siostrzyczki na placu zabaw, nie zastała jej tam. I miała nie zobaczyć przez wiele, wiele lat…

Krzysia Górska bawiła się na placu zabaw pełnym ludzi – matek ze swoimi pociechami, przypadkowych przechodniów. Jej mama na chwilę spuściła z niej wzrok, żeby zobaczyć, czy wszystko w porządku u młodszej córeczki, Patrycji. Po chwili Krzysi nie było. I nikt jej nie widział, nikt nie słyszał charakterystycznego dziecięcego głosiku.

Monika Litwin odnalazła się po ponad dziesięciu latach niewoli – zaginiona jako kilkulatka, w ciele dorosłej kobiety zostaje odnaleziona na plaży w Łebie. Wydziela woń starości, stęchlizny, kurzu. Jest w szoku, nie potrafi powiedzieć nic prócz tego, jak się nazywa i kiedy zaginęła. Podczas rozmów z kolejnymi ludźmi otwiera się, zeznaje, że była przetrzymywana w ciemnej piwnicy przez człowieka, który wiele lat temu wciągnął ją siłą do samochodu o zakrytych czarną folią oknach. Nie ma żalu do rodziców o brak odpowiedniej opieki. Wie, że – gdyby udało się ją uchronić przed porwaniem tamtego feralnego dnia – Tomasz Nowak zaczaiłby się na nią kilka dni później. Gdyby trzeba było, czekałby miesiącami, a nawet latami. Bo wybrał WŁAŚNIE JĄ.

Jak to się dzieje, że w środku upalnego dnia, z miejsc, w których przesiadują dziesiątki ludzi, otoczonych blokami mieszkalnymi z setkami okien-judaszy, pozwalających podglądać sąsiadów, co niejeden czyni z lubieżną przyjemnością - znikają ludzie, niezauważeni przez nikogo? Nikt nie widział, nikt nie słyszał… Czy staliśmy się tak obojętni na los innych, czy też zanadto ufamy obcym, jak tego chrześcijańska moralność wymaga? Jak to możliwe, że zdarzają się przypadki wieloletniego przetrzymywania dziewczynek czy też kobiet w domach, w których sąsiedztwie mieszka tak wiele rodzin? Czemu nie zastanawiają nas szczegóły, które niekoniecznie pasują do całości układanki – czy z obawy posądzenia o wścibstwo nie pytamy na oko porządnego sąsiada, dlaczego w swoim kawalerskim mieszkaniu zaściela łóżko w sypialni różową kapą w kwiatki? Gdzie kończy się granica między zwykłą zachłanną ciekawością, a czujnością wobec tak oswojonej codzienności?

Nie jestem pewna, czy odpowiedź na te pytania może przynieść obrazek zrozpaczonych rodzin, którym właśnie zniknęła maleńka dziewczynka, serce domu. Sądzę jednak, że od czasu do czasu warto się nad tym dobrze zastanowić, nie spychać na margines codziennych spraw, baczniej rozejrzeć się dokoła…

Kilka lat temu w Kielcach, stolicy województwa świętokrzyskiego, na bardzo spokojnym osiedlu, młoda matka zablokowała koła wózka ze śpiącą córeczką i weszła do apteki. Wózek widoczny był zarówno dla niej, jak i dla farmaceutek dzięki dużej, szklanej witrynie. To był moment. Do śpiącej dziewczynki podeszła obca kobieta, wyjęła maleństwo i z impetem rzuciła nim o ziemię. A przecież matka była tak blisko. Od dziecka dzieliła ją tylko szklana witryna…

Małgorzata Warda po raz kolejny dowiodła, że nie boi się dotykać trudnych spraw w sposób delikatny, bez obaw o powierzchowne „liźnięcie” tematu. Postaci z kart powieści „Nikt nie widział, nikt nie słyszał…” są pełnowymiarowe, krwiste, niesamowicie realne – trudno sobie wyobrazić, żeby miały się zachowywać inaczej, nie sposób zarzucić im zachowań nieadekwatnych do sytuacji, w których się znajdują. Nasuwa się nawet pytanie, czy autorka sama przeżyła podobną traumę – a może miała z nią styczność poprzez tragedię kogoś z bliskiego otoczenia? Wierzę jednak, że ominęło ją takie nieszczęście, że realność opisanych sytuacji jest wynikiem niesamowitej empatii i szczegółowego zbadania tematu. Z pewnością nadal będę sięgać po to, co wychodzi spod jej pióra.


---
* Dane statystyczne przedstawione przez Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych ITAKA na stronie internetowej: zaginieni.pl/dlaczego-ludzie-gina-bez-wiesci


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2045
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: Szeba 12.04.2013 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: „Każdego roku policja odn... | miłośniczka
Poruszający tekst.
Zwróciłam kiedyś uwagę na tę książkę, ale jednak nie zdecydowałam się przeczytać. Te dane statystyczne były i nadal są dla mnie zaskakujące, porażające. Od jakiegoś czasu mówi się o tym więcej publicznie i myślę, że także dlatego, że to jest poważny problem, coraz poważniejszy, coraz większy może. Podobno wiele z tych przypadków, to są dzieci na gigancie, albo też ludzie, którzy nie chcą, żeby ich odnaleźć, jest jednak całkiem sporo przypadków tych najstraszniejszych.

Czytałam kiedyś książkę Kolekcjoner (Fowles John), nie wiem, czy znasz? Nie jest psychologicznie może najgłębsza i najwyższych lotów, ale i tak robi wrażenie. Tematyka jak tu, niezmiernie smutna, ale i wkurzająca.
Użytkownik: miłośniczka 12.04.2013 23:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Poruszający tekst. Zwróc... | Szeba
Właśnie biorę się za czytanie recenzji "Kolekcjonera" i już widzę, że będę mieć ten tytuł na uwadze. A Tobie polecam sięgnięcie po "Nikt nie widział, nikt nie słyszał..." lub "Środek lata" - tematycznie podobne, zresztą łączą je nawet wspólni bohaterowie, choć w "Środku lata" bardziej wyeksponowani.

Podsumowując - nie zawiodłam się jeszcze na żadnej z książek Małgorzaty Wardy, z jakimi miałam do czynienia, po trzech lekturach wiem już, że za powieść sygnowaną jej nazwiskiem mogę się brać bez zastanowienia.
Użytkownik: reniferze 03.04.2014 14:02 napisał(a):
Odpowiedź na: „Każdego roku policja odn... | miłośniczka
Bardzo dobra recenzja, miłośniczko. Mogę tylko dodać, że pochłonęłam książkę bez jednej przerwy - i żałuję, że nie mam w pobliżu kolejnej powieści Małgorzaty Wardy.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: