Dodany: 12.04.2013 00:36|Autor: esio
Inflacja zabijania
Książki opisujące miejsca, gdzie trwają krwawe konflikty często są prostym wyliczeniem wielu przypadków okrucieństw. To oczywiście niezbędny element obrazu, jaki powinien przedstawić reporter, ale autorzy zbyt często na nim poprzestają, nie starając się wyjaśnić przyczyn tragicznych wydarzeń ani motywacji tych, którzy biorą w nich udział. Po przeczytaniu pierwszych kilkudziesięciu stron "Ameksyki" obawiałem się, że mam do czynienia właśnie z taką książką - to niemal wyłącznie zapis dziesiątków przypadków okrutnych morderstw związanych z walkami narkotykowych gangów, do których dochodziło na pograniczu Meksyku i Stanów Zjednoczonych. Nie mogłem jednak bardziej się mylić.
Reportaż Vulliamy'ego to zapis podróży wzdłuż pogranicza tytułowej Ameksyki, będącej po części Meksykiem, po części USA, ale w jakiś sposób nieprzynależącej do żadnego z tych krajów. Zaczynamy w Tijuanie, a kończymy po drugiej stronie kontynentu, na atlantyckim wybrzeżu. Wraz z przemieszczaniem się autora zmieniają się także tematy, które porusza - to nie tylko głośna na cały świat rywalizacja handlujących narkotykami gangów, która przyniosła już tysiące ofiar, ale również: sytuacja imigrantów próbujących przedostać się do USA, problemy gospodarcze i wyzysk, przemoc wobec kobiet, przemyt broni z USA czy korupcja na wszystkich szczeblach władzy. Kwestie te przenikają się, ale w każdym z miejsc, o których pisze autor, któraś z nich wysuwa się na pierwszy plan.
Vulliamy stara się dotrzeć do każdego źródła informacji mogącego dodać coś do obrazu Ameksyki. Nie jest to łatwe w miejscu, gdzie dziennikarze, którzy poruszają niewygodne dla karteli tematy są w brutalny sposób mordowani, a wszyscy pozostali boją się choćby wymówić nazwy gangów, choć i tak wszyscy wiedzą, kto kontroluje dane terytorium. Mimo zagrożenia znajdują się jednak dziesiątki rozmówców. Nie są to politycy, wysoko postawieni wojskowi czy policjanci, mający odpowiadać za walkę z narkobiznesem. Ci, którzy rozmawiają z Vulliamy'm to właśnie dziennikarze, niezależni działacze walczący z przemocą wobec kobiet, związkowcy próbujący przeciwstawiać się wyzyskowi w fabrykach i księża z narażeniem życia prowadzący ośrodki dla próbujących porzucić narkotykowy nałóg. To oni jako jedyni przeciwstawiają się przemocy, narażając się na represje nie tylko ze strony bandytów, ale także skorumpowanych władz, wojska i policji będącej na usługach narkobiznesu.
"- Około osiemdziesięciu procent pogrzebów ma jakiś związek z narkotykami"[1] - mówi Vulliamy'emu kamieniarz zajmujący się produkcją nagrobków. Temat narkotykowych gangów jest obecny w całej książce, ale najciekawszymi fragmentami są moim zdaniem te, w których autor próbuje dotrzeć do najgłębiej leżących przyczyn tak ogromnej skali przemocy w Meksyku.
Przede wszystkim, według Eda Vulliamy'ego handel narkotykami i związana z nim przemoc nie jest, wbrew nasuwającym się myślom, wynaturzeniem czy patologią. Autor w przekonujący sposób wskazuje, że sposób działania karteli narkotykowych doskonale wpisuje się w kapitalistyczny model, oparty na dążeniu do minimalizacji kosztów i maksymalizacji zysków, często wręcz naśladuje metody stosowane przez międzynarodowe korporacje - takie jak przekazywanie zadań podwykonawcom, które obniża koszty, ale za cenę dezorganizacji pracy; w przypadku karteli - za cenę pojawiania się nowych graczy w wojnie gangów. Na pograniczu amerykańsko-meksykańskim ta nielegalna, ale zyskowna działalność znalazła doskonałe warunki do rozwoju - między innymi dzięki wprowadzeniu umów o wolnym handlu między USA a Meksykiem. Wolny przepływ towarów to także łatwiejszy przepływ broni i narkotyków - a bez kupujących narkotyki i sprzedających broń Amerykanów meksykańskie gangi straciłyby rację bytu. "Juaréz stało się laboratorium naszej przyszłości, prototypem postpolitycznej globalnej gospodarki, a teraz także areną postpolitycznej wojny, którą wywołała w mieście ta gospodarka"[2] - tłumaczy Vulliamy.
Dociekliwość autora, stawianie niewygodnych pytań sprawiają, że dostajemy pełny obraz problemu przemocy w Meksyku - od przykładów okrutnych morderstw do najgłębiej leżących przyczyn tej sytuacji. Po lekturze trudno nie zastanawiać się, komu tak naprawdę zależy na eskalacji tego konfliktu. Choćby teoria, że banki tracące płynność finansową z powodu kryzysu potrzebują gotówki - nawet z narkobiznesu - pozostawia w czytelniku niepokój. Meksyk opisywany przez Vulliamy'ego to miejsce, gdzie gospodarka i przestępczość łączą się w jedno, a inflacja nie jest pojęciem czysto ekonomicznym - bo mamy też do czynienia z inflacją zabijania.
---
[1] Ed Vulliamy, "Ameksyka", przeł. Janusz Ochab, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012, s. 185.
[2] Tamże, s. 184.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.