Dodany: 05.04.2004 22:56|Autor: dagunia1

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Kamyk
Miklaszewska Agata

2 osoby polecają ten tekst.

Sopel. Rzecz o zamarzaniu.


W porywistej rzece książek akcji i miłości nie-/spełnionej, ta pozycja stawiła opór strumieniowi wody: „Kamyk” Agaty Miklaszewskiej. A właściwie kamień, co to strumień zatrzymuje siłą swojego trwania i rozpryskuje szeroko fontanny wody - jakby to nie były zwyczajne krople, ale czytelnicy tej książki. Więc „Kamyk”: mały górski wodospad w literaturze polskiej. Orzeźwienie prozy. Czyż nie tego nam było trzeba?

Wspomnienie dorastania to wdzięczny temat na książkę: tylu już autorów odkrywało sekrety psychiki - swojej i swoich bohaterów, że czytelnik mógłby się poczuć znudzony tym nieprzerwanym potokiem osobistych wynurzeń. Wydaje się, że już wszystko, co było do opisania, trafiło na papier, między okładki, na półki księgarskie, że wszystko to jest dostępne i wiadome. A proza wciąż szuka czegoś nowego. Chce więc odkryć człowieka raz jeszcze: zdzierać z niego warstwy słów, obierać ze skorup codziennej hipokryzji i dotrzeć do fenomenu jego bycia. Odkryć - i uniknąć banału, zakrzątnąć się wokół tematu na tyle sprawnie, aby piórem odeprzeć patos i miałkość. Jak to napisać?

Naprzeciw wyzwaniu wyszła Agata Miklaszewska. Jej debiut książkowy to kolejny, ale przecież także debiut - człowieka. „Kamyk”, będąc historią mężczyzny, który ucieka do kryjówek własnego dzieciństwa przed innymi ludźmi, stanowi odpowiedź na pytanie o kondycję człowieka współczesnego.

Mały chłopiec przechodzi szczeble życiowej inicjacji: kolejno więc odkrywa swoją osobność jako osobność jednostki ludzkiej, doświadcza śmierci ojca, dorasta i przeżywa gorycz rozstania ze starszym bratem. Nie rozłąka, ale rozłączenie, właśnie ta psychiczna oddzielność, stanowi o jego słabości. Z upływem czasu okazuje się bowiem, że pozostałe w nim resztki odporności na życie są na wyczerpaniu. Jedynym wyjściem z impasu wydaje się być ucieczka. Mężczyzna wraca po przeszło dwudziestu latach do górskiego schroniska, domu, w którym spędził dzieciństwo. Planuje skończyć książkę o poezji. Odpocząć. Czy nie popełnia jednak dziecinnego tchórzostwa? Oto nie chce dłużej czuć się niekochanym i nie kochać kobiety, o której kiedyś twierdził, że była tą jedną jedyną. Walczy z mitem brata i ojca, który prześladuje go od dawna. A już największą walkę toczy z mitem samego siebie - z własnym wyobrażeniem o sobie jako o człowieku pogodzonym ze światem i spokojnym.

„Nie płakałem, byłem zbuntowany. Siedziałem na kamieniu, zmarznięty, grzejąc ręce w kieszeniach i patrzyłem na szare skały, na przewiany ziemią śnieg z lodowca. Z głębi szczelin, jak z przeciętej skóry, przeświecał niebieski kolor krystalicznego lodu.
Zdecydowałem, ze nikt już nigdy nie dowie się o moim strachu i moim cierpieniu. Nikt nigdy tego nie usłyszy ani nie zobaczy. Odtąd wszystko będę przeżywał sam, schowany w mojej kryjówce, która będzie tutaj. W tym miejscu.”

Miklaszewska, używając prostej symboliki, opisuje metamorfozę swojego bohatera. Na wzór lodowca, w którym mężczyzna wykuwa tunel, autorka kreśli przed czytelnikiem obraz zlodowaciałej, stwardniałej psychiki ludzkiej. Zimny i ciemny korytarz, którym buntownik posuwa się wciąż coraz głębiej, zachwyca swoim opisem, ale i przeraża, kiedy czytelnik odkryje pierwszą warstwę fabularną i rozkoduje wiadomość o bohaterze: to jest klęska. Sytuacja, w której nawet samobójstwo nie dziwi, a wręcz posiada swoją rację bytu, i uspokaja łatwością wykonania. Bohater chowa się coraz bardziej w samego siebie, kuli - przed własnym zimnem, ale w sobie przecież nie znajduje rozwiązania. A może nie chce go odnaleźć? „Było nieprawdopodobnie cicho i zimno. Objąłem rękami kolana, żeby nie tracić ciepła i wytrzymać w lodzie jak najdłużej. Bałem się, że każdym poruszeniem mogę przerwać coś, co powoli się osnuwało wokół mnie. Że ten spowijający mnie dziwny woal, jak lodowa, prawie przezroczysta chmura albo snująca się mgła może się rozpaść nawet pod wpływem szeptu. To, co mnie otaczało, było jednocześnie wirujące i nieruchome, podobnie jak ja byłem znieruchomiałym kłębkiem energii, który jeszcze nie wiedząc czym będzie, może w sobie zawierać bezruch i ruch jednocześnie. Nie umiałem tego inaczej określić, ale wiedziałem, że muszę się temu poddać, że nie mogę robić nic.”

Bohater zakleszcza się w sobie: obserwacja jego przegranej (wszak wyjechał, aby do tego nie dopuścić!) jest dla czytelnika okazją na spojrzenie także w głąb samego siebie. Symptomatyczny wydaje się być całkowity brak fizyczności u głównego bohatera. Miklaszewska pisze tak oszczędnie o cielesności, że pozwala czytelnikowi prawie zupełnie utożsamić tamtego człowieka z samym sobą. Pisząc o wnętrzu konkretnej osoby, jednocześnie tworzy obraz niekonkretny - aby jeszcze ktoś inny mógł wpasować siebie w kontury bohatera. Przezroczystość i lapidarność stylu Agaty Miklaszewskiej stanowią dodatkowo o ogromnej wartości „Kamyka”: opisy, tworzone z pietyzmem, a jednak oszczędne, nigdy nie dominują nad obserwatorem, choć swoją symboliką stawiają pytania. Narrator na zmianę przeżywa klęskę - i opisuje zimny krajobraz górski, jakby tym świadomym działaniem percepcyjnym chciał wpłynąć na odbiór swojej relacji.

„Kamyk” nie jest, niestety, wolny od literackich defektów. Pewne rozwiązania fabularne pozostawiają wiele do życzenia - ale czy są na tyle istotne, aby w tym miejscu o nich mówić? Czy warto pogrążać książkę przez pewną nieudolność jej zakończenia? Wystarczy odrzucić te fragmenty jak kawałki lodu z tunelu, wydrążonego przez bohatera: stopią się w czytelniczej życzliwości tak, jak stopiłyby się w słońcu na stoku góry. Wszak „Kamyk” to dobra, rzetelna robota: dzieło subtelne, a jednak ostro kłujące. Niczym sopel lodu, który zachowując swój ażurowy charakter, ślisko wbija się w myśl i boli.

(Dagmara Pędrak)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3817
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: