Dodany: 11.12.2007 12:03|Autor: hburdon
Piekielne katharsis
Nie podobał mi się „Gnój”; po „To piekielne kino” sięgnęłam tylko dlatego, że dostałam je w prezencie, a mam zwyczaj czytać prezenty. Niespodzianka: to dobra książka. Niespodzianka nr 2: dzięki niej lepiej zrozumiałam „Gnój”.
„To piekielne kino” jest zbiorem esejów o współczesnej kinematografii; esejów, nie recenzji – to analizy filmów, nie teksty naganiające do kin. Mówią raczej o obrazach mniej znanych, czasem zupełnie niszowych, jak ośmiogodzinne „Szatańskie tango” Béli Tarra; dużo jest o Zanussim.
Trzy pierwsze eseje* poświęcone zostały wszystkiemu, co w filmach nieprzyjemne: pornografii, przemocy i umieraniu. Myślałam początkowo, że Kuczok należy do tych, którzy upajają się krwistą papką tak często serwowaną na ekranie, ale nie. On szuka w kinie wzruszeń, bólu, łez, d o t k l i w o ś c i (jak sam pisze), katharsis po prostu. Ujmuje się za filmami odrzuconymi przez widzów i krytykę jako pornograficzne lub bezsensownie okrutne, jeśli jego zdaniem pornografia i przemoc mają służyć ukazaniu głębokich sensów, wydobywaniu emocji.
Dalej jest jedenaście krótkich tekstów o konkretnych filmach, z których ostatni to „Męska sprawa” Sławomira Fabickiego. Tekst zatytułowany jest „Pręgi” – ten sam tytuł nadał Kuczok scenariuszowi napisanemu na podstawie motywów z „Gnoju” i „Diobła”. Ostatni esej to „Wyimki z dziennika zwątpień”, garść luźnych uwag spisywanych podczas pisania i kręcenia „Pręg”.
Trzy pierwsze, przekrojowe eseje są najciekawsze i najbardziej przejmujące. Można odnieść wrażenie, że autor boi się bólu, choroby i śmierci, a także ludzkiego zła, zaś próby analizowania sposobu portretowania tych zjawisk w kinie stanowią zarazem próbę oswojenia strachu. Ja też boję się śmierci, czytałam więc nie z przyjemnością, ale ze zrozumieniem i z poczuciem, że i ja powinnam strach analizować i oswajać, zamiast od niego uciekać.
To naprawdę niegłupia książka, bardzo dobrze napisana – zresztą już przy „Gnoju” podziwiałam kunszt autora w posługiwaniu się językiem. Jednak, pomimo iż lepiej rozumiem jego zamysł, zdania o „Gnoju” nie zmieniłam. „A ten »Gnój« to kompletna grafomania” – wątpi Kuczok w „Wyimkach”. – „Już lepiej to skończyć, wysłać i zająć się czymś pożytecznym. Jeszcze około dziesięciu stron męki mi zostało… Już mam dosyć, już nie ma we mnie energii, nie ma szwungu, nie ma pomysłów, jest zmęczenie i chęć natychmiastowego skończenia całości”**. Osobiście nie miałabym nic przeciwko temu, żeby autor dał sobie spokój z prozą i zajął się na pełny etat eseistyką. Dużo lepiej mu to wychodzi.
---
* „To piekielne kino”, „Sztuka i mięso”, „Umierając w kinie”.
** Wojciech Kuczok, „To piekielne kino”, wyd. W.A.B., 2006, str. 150.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.