Dodany: 10.12.2007 10:04|Autor: imarba

Książka: Piąte dziecko
Lessing Doris

2 osoby polecają ten tekst.

Plastikowe szczęście


Przeczytałam tę książkę trzy dni temu i dotąd nie mogę sobie z nią poradzić. Siedzi we mnie i mnie denerwuje… A może nie denerwuje, a nurtuje.

Zanim zabrałam się do niej, przeczytałam kilka recenzji, pewnie dlatego, że autorka dostała Nobla, ale też i dlatego, że lubię z grubsza wiedzieć, o czym dana pozycja traktuje.

Ktoś napisał, że porusza ona problem inności, ktoś inny, że to czysta fantazja i występuje tam jakiś wampir, ktoś jeszcze, że to powieść o wzruszającej matczynej miłości.

Książkę pochłonęłam w jeden wieczór. Nie mogłam się od niej oderwać, tylko że kiedy ją przeczytałam, jeszcze raz sprawdziłam tytuł, nie będąc pewna, czy recenzje, które czytałam wcześniej, dotyczą tej samej pozycji…

Okazało się, że jednak tak!

Wiadomo, że dobra literatura niesie dla każdego zupełnie inne przesłanie i przemawia do każdego w inny sposób – tak właśnie jest w tym przypadku. Ja tę powieść odebrałam zupełnie inaczej.

Dla mnie to nie jest ani książka o inności, choć i ten problem porusza, ani - i to zdecydowanie - nie jest to książka o matczynej miłości.

O czym w takim razie traktuje? Według mnie o szczęściu. Szczęście to termin tak szeroki, że można weń wtłoczyć, co tylko dusza zapragnie, ale szczęście z powieści Lessing jest po prostu „plastikowe”.

To nierealny obrazek prosto z bożonarodzeniowej reklamy. Wielki dom, duża rodzina i „tupot małych nóżek”, życie toczące się od Wielkanocy do Gwiazdki. Czas spędzany przy stole na jedzeniu, piciu i wesołych pogaduszkach. Niezmącony spokój, którego nie zakłóca nawet myśl o przyszłości…

„Nie pomyślałeś nawet o problemach związanych z wykształceniem wszystkich dzieci”* – zarzuca matka głównemu bohaterowi, szczęśliwemu ojcu czwórki dzieci, który nie chce na tym poprzestać; on chce mieć ich ośmioro.

Wszystko na kredyt. Ktoś inny spłaca hipotekę i łoży na utrzymanie rodziny, ktoś inny opiekuje się dziećmi. Oni, rodzice, są tylko szczęśliwi, bo tak sobie zaplanowali.

„Mieszkać w tym domu to jak siedzieć w jakimś cholernym, wielkim budyniu owocowym”** - mówi jeden z bohaterów.

I nagle w to plastikowe szczęście wkrada się zgrzyt. Ben. Dziecko inne, agresywne, brzydkie i niekochane. Tytułowe piąte dziecko. Rodzina rozpada się jak domek z kart, bo Ben nie pasuje do idealnego szczęścia idealnej rodziny jak z obrazka. Usiłuje przeżyć pomiędzy ludźmi, którzy go nienawidzą. Matką, dla której dziecko to tylko „tupot małych nóżek” i ojcem, który chce się go pozbyć w bardzo okrutny sposób… oraz rodzeństwem, które się go boi.

Więcej nie mogę napisać, bo i tak zdradziłam zbyt wiele szczegółów dotyczących treści…

Książka dla mnie przerażająca, bo pokazuje, jaki naprawdę jest nasz świat. Do czego podświadomie dążymy wpatrzeni w kolejne reklamy bombardujące nas kolorowymi obrazami; jak bardzo jesteśmy na nie podatni, jak bardzo zmieniają naszą świadomość.

Bohaterowie tej powieści są postaciami tragicznymi, a i książka nie napawa optymizmem, niestety, jest prawdziwa, aż za bardzo prawdziwa.

Książkę polecam właściwie wszystkim. Napisana jest pięknym językiem i mimo ciężkich problemów, które porusza, czyta się ją jednym tchem.



---
* Doris Lessing, „Piąte dziecko”, tłum. Anna Gren, wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy 2007, s. 33.
** Tamże, s. 63.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 15870
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 37
Użytkownik: Chilly 10.12.2007 18:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam tę książkę t... | imarba
Brzmi zachęcająco. Już od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem poznania autorki, wiem już od czego zacznę. ;) Dziękuję!
Użytkownik: imarba 11.12.2007 13:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Brzmi zachęcająco. Już od... | Chilly
To przeczytaj szybko, szybciutko i powiedz, jak podoba ci się mamusia Bena :) Bo może TYLKO ja to tak jakoś dziwnie odbieram :)
Użytkownik: Chilly 13.12.2007 18:23 napisał(a):
Odpowiedź na: To przeczytaj szybko, szy... | imarba
Tak szybko to to nie będzie, w bibliotekach wszystkie egzemplarze wypożyczone. :(
Użytkownik: Chilly 03.01.2008 12:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam tę książkę t... | imarba
Książkę odebrałam podobnie jak Ty. Może oni jakąś inna wersję czytali? ;)
Dla mnie to przerażający obraz bezmyślności i egoizmu. Bohaterowie się radośnie rozmnażają realizując swoją wizję szczęścia, ale ktoś inny musi ich utrzymywać i zajmować się ich dziećmi. Nawet przed pojawieniem się Bena zwyczajnie sobie nie radzą. Od pierwszej chwili budzi on niechęć i wyrzuty sumienia z tego powodu. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że doskonale to wyczuwał i dlatego nie potrafił nawiązać z nimi bliższego kontaktu, bo przecież potrafił przywiązać się do Johna i jego kumpli...
Bardzo jestem ciekawa drugiej części...
Użytkownik: imarba 07.01.2008 12:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Książkę odebrałam podobni... | Chilly
Dzięki serdeczne! Już myslałam, że nie jestem całkiem normalna :) bo wszyscy w koło trąbili o "matczynej miłości i poświęceniu"
Co do drugiej części jeszcze nie czytałam. Wielu ludzi wypowiada się o książce niepochlebnie, ale to może byc mylące :)
Użytkownik: jakozak 16.04.2011 11:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki serdeczne! Już mys... | imarba
Ja też tak uważam. Głupia egoistka z tej Harriet. Denerwująca do potęgi.
Że nie użyję innych słów. O wiele brzydszych.
Użytkownik: verdiana 31.01.2008 22:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Książkę odebrałam podobni... | Chilly
To było do przewidzenia - tak samo o tej książce myślę. Bezmiar egoizmu, egocentryzmu po prostu mnie przeraża. To straszna książka. Jestem w stanie zrozumieć, że sobie rodzice nie radzą z takim dzieckiem. Rozumiem, że mogli go nie kochać - zdarza się, niczyja to wina, że się nie kocha, miłość nie rodzi się na zawołanie. Rozumiem też to, że Bena oddali - czasami to jest najlepsze rozwiązanie dla wszystkich, tak jak czasami najlepszy jest rozwód czy oddanie dzieci do domu dziecka. Ale nie jestem w stanie pojąć, jak można - w imię czego?? - tak zaniedbywać i krzywdzić czwórkę dzieci, które się samodzielnie i świadomie sprowadziło na świat. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Harriet nie kochała tych dzieci tak samo jak nie kochała Bena. Nie jest jej winą brak miłości. Uczucia nie są niczyją winą. Ale działania, zachowania, wybory - już tak. Ona wybrała zniszczenie rodziny i krzywdzenie wszystkich.
Użytkownik: Chilly 01.02.2008 10:50 napisał(a):
Odpowiedź na: To było do przewidzenia -... | verdiana
Czy Tobie też Ben przypominał dziecko autystyczne?
To też mi się bardzo w książce podobało, że tak różnie można Bena odebrać. Jako "obcego" jak chce go widzieć jego matka, a potem i cała rodzina, albo właśnie jako dziecko chore, np. autystyczne...
Użytkownik: verdiana 01.02.2008 10:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy Tobie też Ben przypom... | Chilly
Miewał zachowania autystyczne, ale na autyzm mi to raczej nie wyglądało...

Wiesz, co mnie drażniło w tej książce? Że czytało mi się nie jak książkę, a jak streszczenie książki, która powinna była być dużo dłuższa i pogłębiona - bo to świetny temat i można było naprawdę stworzyć dzieło. Tego oczekiwałam po noblistce. Tymczasem inne książki obyczajowe nienagrodzone Noblem bywają nieporównywalnie lepsze. To dobra książka, ale w kontekście Nobla - bardzo rozczarowująca.
Użytkownik: Chilly 01.02.2008 11:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Miewał zachowania autysty... | verdiana
Dlatego napisałam, przypominał. ;)

Dłuższa i pogłębiona? Tak. Chociaż na mnie i taka, jaka jest, zrobiła duże wrażenie, sporo o niej myślałam.
Użytkownik: verdiana 01.02.2008 11:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Dlatego napisałam, przypo... | Chilly
Bo czasami siła jest w zwięzłości. :-)
Chociaż mnie drażniło zamykanie paru lat w 2 akapitach, podczas gdy inne wydarzenia ciągnęły się przez całe strony. A "Pamiętnik przetrwania" z kolei denerwował mnie rozwlekłością. :-)
Ale "Piąte dziecko" jest znacznie lepsze od "Pamiętnika".
Użytkownik: imarba 01.02.2008 11:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Miewał zachowania autysty... | verdiana
...z tym streszczeniem masz rację! Miałam podobne wrażenie, ale nie umiałam sobie tego uzmysłowić i nazwać.
Dodatkowo drażniła mnie ta "miłość" matczyna. Przecież ona tych dzieci nie kochała. Z pewnością przekonała się o tym juz przy pierwszym dziecku, więc po co je rodziła? Jako statystów? Jakby kupowała kolejne gipsowe krasnale do swojego wymarzonego ogrodu.
Potem każde z tych dzieci wybrało inna drogę i inne życie i wszyscy winili za to... BENA?
A tak poza tym cokolwiek mu było potrafił nawiązać kontakt z bandą chłopaków, to w takim razie był zdolny nawiązać kontakt z matką, chyba, że ona nie była do tego zdolna!
Użytkownik: verdiana 01.02.2008 11:32 napisał(a):
Odpowiedź na: ...z tym streszczeniem ma... | imarba
Ona na pewno nie była zdolna nawiązać z nim kontaktu - bo go nie kochała. Nie jej wina, że nie kochała i nie umiała. Ale jej winą jest sprowadzanie na świat kolejnych niekochanych dzieci - tak, krasnale to dobre porównanie. Dobrze, że dzieci między sobą miały kontakt i wspólne tajemnice, przynajmniej miały kogoś bliskiego.

A, denerwowało mnie jeszcze tłumaczenie imion na polski. Nie znoszę tego, to brzmi sztucznie.
Użytkownik: Monika.W 01.02.2008 13:43 napisał(a):
Odpowiedź na: To było do przewidzenia -... | verdiana
To jest właśnie najgorsze - skrzywdziła wszystkich, łącznie z mężem. I nie ma tam żadnej miłości matczynej, żadnej.
Mnie przeraziło, że poza świętami i wakacjami - ta rodzina jakby nie istniała. Największą tragedią było to - że nie przyjadą goście, że nie będziemy realizowali sielankowej wizji, którą sobie wymyśliliśmy. A zupełnie pomijane było to - że WSZYSTKIE dzieci są nieszczęśliwe.
Użytkownik: verdiana 01.02.2008 13:55 napisał(a):
Odpowiedź na: To jest właśnie najgorsze... | Monika.W
Tak! To wszystko to jakaś taka ohydna egoistyczna dulszczyzna. :(
Użytkownik: Monika.W 01.02.2008 13:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Książkę odebrałam podobni... | Chilly
Mnie najbardziej zniechęciło zdanie z okładki: "książka nie tylko dla feministek" (czy jakoś tak, piszę z pamięci). Nie znoszę tzw. lietartury feministycznej czy też kobiecej.
Ale według mnie ta książka nie ma zupełnie nic wspólnego z feminizmem.
Użytkownik: verdiana 01.02.2008 13:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie najbardziej zniechęc... | Monika.W
No bo nie ma. Denerwuje mnie wrzucanie do jednego wora lit. feministycznej każdej książki, której autorką jest kobieta, albo która o kobiecie opowiada. Zwłaszcza że ta akurat nie tylko o kobiecie i już na pewno nie o feministce. :-)
To przecież najnormalniejsza w świecie obyczajówka.
Użytkownik: Monika.W 01.02.2008 13:54 napisał(a):
Odpowiedź na: No bo nie ma. Denerwuje m... | verdiana
A obyczajówka nie może być feministyczna?
Użytkownik: verdiana 01.02.2008 13:56 napisał(a):
Odpowiedź na: A obyczajówka nie może by... | Monika.W
Może i może, ale ta nie jest. :-)
Żeby było zabawniej, słyszałam też opinie, że to jest fantastyka, podczas gdy w pierwszym tomie nie znalazłam nic, ale to nic z sff.
Użytkownik: imarba 01.02.2008 20:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Może i może, ale ta nie j... | verdiana
a j własnie dorwałam "Podróż Bena" i jutro przeczytam. Ciekawa jestem co to za ksiązka!
Użytkownik: Izzy 07.02.2008 13:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam tę książkę t... | imarba
Bardzo dobra recenzja, tak samo odebrałam tą książkę.
Szybko się ją czyta a długo pozostaje w pamięci:)
Użytkownik: visia 16.02.2008 00:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam tę książkę t... | imarba
Bardzo zachęciłą mnie ta recenzja do sięgnięcia po książkę (w przeciwieństwie do wszystkich wcześniej przeczytanych na internecie).
Użytkownik: koko 21.04.2008 09:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam tę książkę t... | imarba
Właśnie skończyłam. Do wszystkich stawianych zarzutów dołączam jeszcze jeden: moim zdaniem brak tej książce zakończenia. Miałam wrażenie, że pomysł opisania historii niesamowitego dziecka przerósł autorkę i zwyczajnie nie wiedziała, jak zakończyć.
Użytkownik: verdiana 21.04.2008 10:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie skończyłam. Do ws... | koko
Bo zakończenie jest w II tomie. Zresztą takie sobie. :-)
Użytkownik: koko 22.04.2008 11:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Bo zakończenie jest w II ... | verdiana
Jeżeli takie sobie, to chyba chętnie przeczytałabym jakiś bryk z Bena :-)
Użytkownik: imarba 22.04.2008 11:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeżeli takie sobie, to ch... | koko
Nie ma sensu. Tam nie ma z czego zrobić nawet streszczonka, książeczka jest cieniuuuutka :)
Użytkownik: koko 24.04.2008 13:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie ma sensu. Tam nie ma ... | imarba
To tym bardziej proszę, żeby ktoś powiedział mi na uszko, co się stało z Benem :)
Bo że reszta rodziny rozlazła się po świecie to już wiadomo.
Użytkownik: imarba 24.04.2008 13:56 napisał(a):
Odpowiedź na: To tym bardziej proszę, ż... | koko
Uwaga zdradzam treść: też się rozlazł ( nie tylko po świecie )potem :
[artykuł niedostępny]
a na koniec co biedak miał zrobić? Nikt go nie chciał, nikt nie kochał, każdy odrzucał...
Użytkownik: koko 24.04.2008 19:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwaga zdradzam treść: też... | imarba
Chyba sobie daruję drugą część... :)
Użytkownik: oyumi 03.07.2008 23:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba sobie daruję drugą ... | koko
Imabro, świetna recenzja i wspaniała książka, nie mogę przestać o niej myśleć. Odebrałam ją podobnie do ciebie, nie zgadzam się jednak z waszymi komentarzami, zwłaszcza tymi oceniającymi rodziców.

Kim jest Ben? Myślę, że Lessing celowo nie mówi, co jest nie tak z tym dzieckiem, bo problem w tym kim Ben nie jest. Nie jest ładny, mądry, posłuszny, pogodny, nie można się nim chwalić przed resztą rodziny, nie bawi się z innymi dziećmi i nie jest równie słodkim, kochanym, bezproblemowym bobasem jak pozostała czwórka. Nie chcą na niego patrzeć z tego samego samego powodu, z jakiego nie chcą oglądać wiadomości w TV: bo burzy to obraz pozbawionej problemów baśni, w której dobre wróżki wszystko za nas załatwią, a decyzje nie mają żadnych konsekwencji. Najbardziej przerażające zdanie w "Piątym dziecku" wypowiada Dorota, kiedy Hariett nie chce oddać dziecka do zakładu i mówi, że lekarz stwierdził, że Ben jest normalny. "Może być normalny jak na to, kim jest. Nie jest jednak normalny na to, KIM MY JESTEśMY." Ben to po prostu rzeczywistość.

Będę bronić Hariett. Wydaje mi się, że w wśród tych infantylnych, papierowych ludzi, którzy zachowują się jakby byli bohaterami bajki, ona jedna w końcu dojrzewa. W pewnym momencie David opowiada bajkę o dzieciach, które zgubiły się w lesie i były tam krzaki na których rosły czekoladki i staw z sokiem pomarańczowym. Ale kiedy dziewczynka pochyliła się nad stawem okazało się, że nie ma tam soku, a okropna zjawa, która wciąga ja do środka. Hariett jako jedyna w rodzinie nie odwróciła oczu od tej zjawy, tylko ona zdawała sobie sprawę, że staw który przecież sama wymyśliła może wyglądać i w ten sposób i wydaje mi się w całym tym świecie z piernika ona najbardziej przypominała człowieka.



Użytkownik: oyumi 04.07.2008 00:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Imabro, świetna recenzja ... | oyumi
Nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że skrzywdziła męża, moim zdaniem było dokładnie odwrotnie. Uładzona niedojrzałość Davida wydaje mi się o wiele straszniejsza niż chaos i kłopoty, jakie wprowadził Ben. David nigdy nie dorasta. Świetnie oddaje to scena, kiedy jego żona, w trudnej, niechcianej ciąży leży w łóżku i płacze, a on ma do niej pretensje, bo "łamie zasady ich umowy: łez ani żalu nie mieli nigdy w planie!". Harriet godzi się na niedoskonałość życia i na to, że dorosłość to także decyzje, za które kiedyś przychodzi nam zapłacić.I akceptacja rzeczy, których się nie miało w planie. Kiedy opowiada mężowi, że w ośrodku Ben leżał w izolatce, naszprycowany prochami, umazany własnymi odchodami i powoli umierał, David odpowiada "Dopilnowałem, żeby tego nie widzieć". David nie chce niszczyć utopii. Jest gotowy skazać na śmierć swoje nieudane dziecko, byle ciągle żyć w świecie gdzie na drzewach rosną czekoladki a staw jest pełen soku pomarańczowego. Bo ceną za względną sielankę z bożonarodzeniowej reklamy jest właśnie życie Bena. Tylko Harriet nie zgodziła się zapłacić.
Użytkownik: oyumi 04.07.2008 00:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mogę się zgodzić ze ... | oyumi
I nie wydaje mi się, żeby jej decyzja była aż tak egoistyczna. Była tylko egoistyczna jak na to, KIM ONI BYLI.
Użytkownik: imarba 07.07.2008 15:59 napisał(a):
Odpowiedź na: I nie wydaje mi się, żeby... | oyumi
Myślę, że oni oboje byli nie tylko plastikowi, ale i bezduszni. Czy Harriet mniej? Może? Nie umiem sobie odpowiedzieć na to pytanie, bo wszystko było tam nie tak. Tak jak w większości małżeństw, w których pojawia się jakieś niepełnosprawne "piąte, czy pierwsze" dziecko, tak i tu doszło do rozłamu. Taki rozłam przeżyłam ja sama w swoim życiu, ale nie wyobrażam sobie matki ( i to po pięciokroć matki), która przestaje być matką dla któregokolwiek ze swoich dzieci. O ile dla Bena była odrobinę lepsza niż inni ludzie ( no i to też nie do końca, bo znalazł przyjaciół, których naprawdę pokochał - co świadczy, że umiał ), to trudno powiedzieć, że była dla niego dobra czy, że miała z nim jakikolwiek kontakt, na dodatek w pewien sposób porzuciła tamte dzieci. Prawdą jest to, że dziecko niepełnosprawne potrzebuje matki bardziej niż dzieci pełnosprawne, ale to przecież nie może oznaczać, że jego pojawienie się na świecie ma odebrać matkę wszystkim innym dzieciom,

Wydaje mi się, że nawet nie starała się połączyć tych pięciu „macierzyństw” w jeno.
To, że David jej nie pomagał, to prawda, tak samo jak to, że wielu ojców niepełnosprawnych dzieci robi to samo. Po prostu znika.

To zaś moim zdaniem, że zabrała go z zakładu świadczyło wcale nie o miłości, ale o wyrzutach sumienia. Nie mam przed sobą ksiązki, ale nie zrobiła tego od razu, zrobiła to chyba po dwóch miesiącach, a przez ten czas nie szalała z niepokoju o niego.

Dla mnie historia Harriet to opowieść o kobiecie, która pozwoliła, żeby jej własne dzieci płaciły za jej niedojrzałość.

Myślę jednak, że każda z nas ma rację. Ta książka prawdopodobnie inaczej przemawia do każdego :)


Użytkownik: oyumi 08.07.2008 07:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że oni oboje byli ... | imarba
Wiesz, im więcej myślę o tej książce, tym bardziej się zgadzam z twoją recenzją. Wydaje mi się, że to w ogóle nie jest historia o niepełnosprawnym dziecku, tylko o szczęściu właśnie. Nie wiem, czy słusznie aż tak się oburzamy zachowaniem tych ludzi, być może wcale nie różnimy się od nich tak bardzo jakbyśmy chcieli. Myślę, że Lessing uchwyciła coś niezwykle ważnego w naszej współczesnej kulturze i w nas samych. Denerwuje nas, jak można być tak nieodpowiedzialnym, egoistycznym, niedojrzałym, cała ta historia wydaje się jednocześnie przerażająca i prawdopodobna. Ale może cząstka naszego strachu bierze się z przeczucia, że w jakimś stopniu "o tobie mówi bajka"?

Chyba oszaleliśmy na punkcie szczęścia. Co jest największym grzechem tej rodziny? Oni po prostu chcą być szczęśliwi i uważają, że mają prawo do szczęścia. Nie chcą kłopotów. Tyle. Czy nie słyszymy tego na każdym kroku? Czy nie myślimy podobnie? Czy nie wydaje nam się to bezdyskusyjne?

Każdy chce mieć szczęśliwą rodzinę, ale Lessing idzie dalej i opowiada o rodzinie, która została założona w imię szczęścia. Małej, totalitarnej krainie spokoju, komfortu, pomyślności, której celem nie są ludzie, lecz szczęście. Ludzie mają w niej wartość nie dlatego, że są ludżmi, ale o tyle, o ile przyczyniają się do szczęścia. To nie dzieci są ważne, lecz radosna, bezproblemowa atmosfera. Dla utrzymania tego sielskiego nastroju, można dzieci skazywać na śmierć.

Najgorsze w Davidzie nie jest to, że zdecydował oddać Bena do zakładu. Rozumiem, że są rzeczy, które ludzi przerastają i łatwo jest oceniać, kiedy samemu się nie było w takiej sytuacji. Najbardziej w Davidzie przeraża mnie to, że on w ogóle nie widział w tym problemu.I tak wychowywał swoje dzieci. Najmłodszy, niegrzeczny braciszek znika i w ogóle o tym nie rozmawiamy. Nie ma tematu, możemy odetchnąć z ulgą, kłopot rozwiązany, on nie był jednym z nas. Do końca twierdził, że Ben nie jest jego synem. I że mieli pecha, bo mogli mieć ośmioro dzieci "bezproblemowych".Jak on to sobie wyobrażał? Tego kochamy, tego kochamy, ten do zakładu, ta się nadaje, ten się nadaje, a ten nam nie daje spać w nocy i jakiś taki nieokrzesany, więc...Przecież to nie do Bena wszyscy mieli pretensje, tylko do Harriet. Ona nie była specjalnie dobrą matką, ani specjalnie mądrą, nie radziła sobie z Benem.
Nie kochała go, to były tylko wyrzuty sumienia. Dlatego jej bronie. Wydaje mi się, że w całej książce, nie ma żadnej innej postaci, która w ogóle byłaby zdolna do wyrzutów sumienia. Z jakiegokolwiek powodu. Bo sumienie ma chyba bardzo mało wspólnego ze szczęściem, komfortem i budyniem owocowym.

Pewnie, że każda z nas ma rację:-).




Użytkownik: imarba 09.07.2008 08:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, im więcej myślę o ... | oyumi
Chyba oszaleliśmy na punkcie szczęścia?

Tak, ale jakiego? To co kiedyś było szczęściem dla wielu osób, miłość, szacunek, właśnie radzenie sobie z problemami, bo jakieś zawsze są. Życie na takim poziomie na jaki mnie stać...
Takie mniej więcej było kiedyś szczęście, trochę z uśmiechem przez łzy, a trochę z zaciśniętymi zębami, a teraz szczęście jest jak z "obrazka".
Bierze się dowolny amerykański film o Bożym narodzeniu, jeden z tych „familijnych” i mamy receptę.
Tylko to tak jakby ktoś chciał upiec babkę nie brudząc sobie rąk mąką, bez dodawania drożdży bo brzydko pachną, a jedynie z lukru, rodzynek i posypki. Jakoś trudno myśleć o tym jak o cieście choćby dlatego, że lukier i posypka nie mają się na czym trzymać :)
Użytkownik: oyumi 12.07.2008 22:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba oszaleliśmy na punk... | imarba
Masz rację, Imabro.
Użytkownik: Eida 01.11.2008 17:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba oszaleliśmy na punk... | imarba
Imarbo, pięknie napisane :)
(zwłaszcza ta ostatnia metafora z pieczeniem babki bardzo mi się spodobała)
Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości, na mnie też ta książka wywarła podobne wrażenia. Jest poruszająca i przerażająca zarazem, Doris Lessing ma niewątpliwie wielki talent, czego dowodem może być chociażby ta dyskusja:)
Pozdrawiam,
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: