Dodany: 03.04.2013 12:57|Autor: misiak297

Polska Agatha Christie?


Koniec XIX wieku w Wielkopolsce. Jan Morawski - człowiek libertyńskich zasad i wątpliwej reputacji - przedziera się przez śniegi i przybywa do pałacu w Tarnowicach na zaproszenie swego przyjaciela Tadeusza Tarnowskiego. Jednak spotkanie nie należy do udanych - atmosfera jest wyraźnie napięta, goście przebywający w pałacu (apodyktyczna hrabina Kareńska, nadęty poseł Bonikowski, jego siostra-kokietka oraz rodzeństwo, które państwo Tarnowscy chcą adoptować) nie ukrywają wzajemnych pretensji, żali i antypatii. Niebawem dochodzi do tragedii - jedna z rezydentek zostaje otruta. Komu zależało na śmierci łagodnej, dobrej i nieco głupiutkiej dziewczyny? Morawski i jego kamerdyner Mateusz niczym Holmes i Watson przystępują do śledztwa. Okazuje się, że mieszkańcy pałacu w Tarnowicach kryją niejedną tajemnicę, a cała sprawa jest bardzo zawikłana.

Wyżej wspominam o postaciach Artura Conan Doyle'a, ale w zasadzie dwójkę detektywów można by przyrównać do innego duetu - Herculesa Poirota i Arthura Hastingsa z kryminałów Agathy Christie, gdyby nie fakt, że... pojawili się oni na scenie literackiej dopiero jakieś dwadzieścia lat po opisywanych w "Zbrodni w błękicie" wydarzeniach. Wydaje się raczej, że Katarzyna Kwiatkowska pro forma wspomina o Holmesie i Watsonie (wszak te powieści w oryginale mogli już czytać Jan i Mateusz), ale wzoruje się na kryminałach Christie - i robi to po mistrzowsku. Krąg podejrzanych jest ograniczony (wszak pałac odcięła od świata śnieżyca), tropy się mnożą, tajemnice wychodzą na wierzch, a napięcie rośnie ze strony na stronę, aż do zaskakującego finału, w którym Morawski - niczym słynny belgijski detektyw - zbiera wszystkich w bibliotece i krok po kroku rekonstruuje zbrodnię.

Jako kryminał "Zbrodnia w błękicie" sprawdza się doskonale. Niewątpliwie dodatkowym plusem jest umieszczenie akcji w całkiem odległych czasach - tym bardziej że autorka odrobiła lekcję i wzbogaciła tę historię o szereg smakowitych szczegółów, oddając zwyczaje starodawnego polskiego dworu z jego wewnętrzną hierarchią, kuchnią i zwyczajami (wszystkie skomplikowane pojęcia wyjaśniają przypisy, co stanowi dodatkowy atut), a także ukazując polskie problemy w tamtych czasach - np. walkę z zaborcą i różne mniej lub bardziej patriotyczne postawy. W tym wszystkim właściwie tylko język jest uwspółcześniony, ale nie uważam tego za wadę - trzeba po prostu przyjąć reguły narzucone przez autorkę. Zresztą gdyby całość najeżona była archaizmami, odbiór powieści okazałby się niepotrzebnie utrudniony.

Jednak mimo iż "Zbrodnię w błękicie" czyta się świetnie, nie jest to pozycja pozbawiona wad. Przede wszystkim Kwiatkowska rzadko wprowadza czytelnika w klimat poprzez opis. Innymi słowy, książka składa się w 95 procentach z dialogów. Nie jest to najlepsze rozwiązanie, gdyż wyraźnie zaburza równowagę tekstu, a odbiorcy nie daje szansy na czytelniczy oddech. Cierpią też na tym portrety postaci. Bohaterów poznajemy przeważnie poprzez rozmowy, ich obraz jest więc niepełny. Warto przypomnieć tu znowu Królową Kryminałów, która po kolei wprowadzała postaci na scenę, dzięki czemu można było je dobrze poznać. rezygnacja z tego zabiegu mści się niestety na wizerunkach bohaterów. Jan Morawski nie jest ani w ćwierci tak wyrazisty jak Poirot czy Marlowe. Z pojedynczych wzmianek wiemy tylko o jego smutnej sytuacji rodzinnej, zszarganej reputacji, a także sukcesach detektywistycznych. Tymczasem sama przeszłość to za mało, aby stworzyć postać. Autorka miała ciekawy pomysł na relację Jana z Mateuszem - ten drugi wszak tylko pro forma jest kamerdynerem, raczej odgrywa rolę druha i przyjaciela - jednak ta ciekawa relacja nie zostaje rozbudowana, a szkoda. To wszystko tylko rozmowy.

A przecież Kwiatkowska potrafi tworzyć ciekawe postaci i to w "Zbrodni w błękicie" udowadnia. Świetne są portrety idealnej ochmistrzyni Marii, dumnego ze swoich osiągnięć Witka czy prostej oberżystki Maciejowej. Irytujący Wacław Bonikowski - jeślibyśmy przymknęli oko na pewne przerysowanie tej postaci - mógłby wyjść równie dobrze spod pióra Dickensa czy Austen. Interesującą osobą jest Julia Tarnowska, zanurzona w swoim świecie przeczuć, wróżb i widzeń. Paulina Bonikowska czy Tadeusz Tarnowski to z kolei postaci zbyt oczywiste, proste, jednowymiarowe. Najlepiej wypada hrabina Kareńska, która w toku powieści przechodzi zaskakującą przemianę.

Mogą też razić w "Zbrodni w błękicie" pojedyncze błędy i nielogiczności. Samo śledztwo wzbudza spore zastrzeżenia - bo dlaczego Tadeusz (wszak jeden z podejrzanych) czy w mniejszym stopniu Karol (również podejrzany) zostają wtajemniczeni w jego szczegóły? Sam Jan Morawski pozwala sobie na uchybienia (np. w pewnym momencie orientuje się, że nie przesłuchał pokojówki), a inni (np. lokaj Franciszek) podsuwają mu pomysły i tropy, na które powinien wpaść sam. Inną kwestią są drobne anachronizmy - akcja rozgrywa się w latach 90. XIX wieku (sądząc po lekturach bohaterów - od "Niebezpiecznych związków", przez Zolę, aż po Trylogię i "Bez dogmatu" Sienkiewicza), tymczasem wspomniane zostają działania Kulturkampf, które - jak dowiedzieć się można z przypisu - zakończono pod koniec lat 70. Moja dusza polonisty zbuntowała się, gdy Paulina określiła "Janka Muzykanta" mianem książki dla dzieci. Nowelki pozytywistyczne dziś mylnie uznaje się za lektury dla dziecięcego odbiorcy (i zastanawia się przy tym, dlaczego uczniowie mają czytać o dzieciach katowanych na śmierć, pieczonych w piecach czy wygnanych), tymczasem te utwory były pisane z myślą o czytelniku całkiem dorosłym. Od biedy tę nieszczęsną uwagę dałoby się potraktować jako ignorancję Pauliny.

I tutaj dochodzimy do kwestii najbardziej drażliwej, która mankamentem zasadniczo nie jest - wspomnianego wzorowania się na Agacie Christie (wiele współczesnych twórców robi to z lepszym lub gorszym skutkiem). Niewątpliwie Katarzyna Kwiatkowska jest wielką miłośniczką Królowej Kryminału i dobrze zna jej powieści - podobnie jak ja. W tym sęk. Bo niestety, znając dobrze kryminały Christie, nie tylko nietrudno odgadnąć rozwiązanie intrygi, ale też tytuły książek, na których wzorowała się autorka, tworząc kolejne elementy łamigłówki. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Nie uważam takich nawiązań za coś niewłaściwego (tym bardziej że wielu współczesnych autorów kryminałów również takie nawiązania czyni), zresztą trudno dziś stworzyć dobrą intrygę, nie wspierając się choć odrobinę pomysłami Christie. Co chcę pokazać: miłośnicy Agathy Christie odnajdą w "Zbrodni w błękicie" starą, dobrą szkołę angielskiego kryminału, w której zbrodnia przypomina misterną układankę, a śledztwo - mozolne dopasowywanie kolejnych elementów.

Katarzyna Kwiatkowska nie tylko jest dobrą tłumaczką, ale również zdolną pisarką. Warto się o tym przekonać. Wszystkich zachęcam do odwiedzenia Tarnowic i rozwiązania zagadki tajemniczego morderstwa. Tylko uwaga: od "Zbrodni w błękicie" trudno się oderwać!


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3051
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: gosiaw 04.04.2013 18:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Koniec XIX wieku w Wielko... | misiak297
"Mogą też razić w "Zbrodni w błękicie" pojedyncze błędy i nielogiczności. Samo śledztwo wzbudza spore zastrzeżenia - bo dlaczego Tadeusz (wszak jeden z podejrzanych) czy w mniejszym stopniu Karol (również podejrzany) zostają wtajemniczeni w jego szczegóły? Sam Jan Morawski pozwala sobie na uchybienia (np. w pewnym momencie orientuje się, że nie przesłuchał pokojówki), a inni (np. lokaj Franciszek) podsuwają mu pomysły i tropy, na które powinien wpaść sam."

Mnie to za bardzo nie raziło, wszak od początku było wiadomo, że Jan Morawski to nie profesjonalista, a detektyw z przypadku. :)
Użytkownik: misiak297 04.04.2013 19:05 napisał(a):
Odpowiedź na: "Mogą też razić w "Zbrodn... | gosiaw
A panna Marple też była detektywem-amatorem, a jej się takie wpadki nie zdarzały:)
Użytkownik: jakozak 04.04.2013 19:18 napisał(a):
Odpowiedź na: A panna Marple też była d... | misiak297
Misiaczku, a komuż to komuż równać się z Panią Agatą? Na palcach jednej ręki policzyć można.
Użytkownik: misiak297 04.04.2013 19:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaczku, a komuż to kom... | jakozak
Jolu, tak przy okazji, myślę, że książka Ci się na pewno spodoba. Warto ją sobie upchnąć w schowku:)
Użytkownik: jakozak 05.04.2013 11:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Jolu, tak przy okazji, my... | misiak297
Upchałam :-)))
Użytkownik: lutek01 02.07.2014 13:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Koniec XIX wieku w Wielko... | misiak297
No faktycznie, mnie trudno było się oderwać.
Ale mimo wszystko uważam, że książka zyskałaby, gdyby była tak o 100 stron krótsza. Dla mnie ma straszne dłużyzny i jest przegadana. Rzadko kiedy jest na przykład przedstawiony ciąg myślowy Jana, jego rozważania kto, z kim, dlaczego itp, tylko dialogi, dialogi i jeszcze raz dialogi. Wszystkiego dowiadujemy się z dialogów, ewentualnie z "komentarzy oddialogowych". Ale intryga jest OK i dlatego się dobrze czyta.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: