Dodany: 29.03.2013 21:59|Autor: Literadar

Katedra w Barcelonie


Okładka

Rec. Ewa Popielarz
Ocena: 5/6

Można nie lubić sag, ale trzeba przyznać im jedno – praca nad napisaniem takiej książki jest żmudna i warta docenienia choćby ze względu na trud, jakiego wymaga. Powieść, o której mowa, powstawała przez pięć długich lat. Ale na listach bestsellerów kolejnych krajów świata znajduje się już co najmniej dwa razy dłużej. W Polsce niedawno ukazało się jej wznowienie.

Pierwsza połowa XIV wieku. Navarcles w Księstwie Katalonii. W ubogim wiejskim gospodarstwie odbywa się właśnie wesele Bernata Estanyola i Franceski. Radosny nastrój przerywa pojawienie się nieproszonych gości – pan z Navarcles w towarzystwie swoich żołnierzy przyjechał skorzystać z przysługującego mu przywileju pierwszej nocy…

Tak rozpoczyna się powieść Ildefonsa Falconesa Katedra w Barcelonie, saga, której głównym bohaterem jest syn Bernata, Arnau, poczęty w czasie nieszczęsnej nocy poślubnej. Zabrany wraz z matką z rodzinnego domu przez mściwego pana z Navarcles, cudem wyrwany śmierci, ucieka z ojcem do Barcelony. Po roku i jednym dniu spędzonym w ukryciu ojciec i syn zostają wolnymi ludźmi. Ale to dopiero początek…

Debiutancka powieść hiszpańskiego pisarza to historia dumy i upokorzeń. Śledząc losy Arnaua, poznajemy też specyfikę życia przedstawicieli różnych profesji w średniowieczu. Główny bohater pracował jako bastaixos, czyli tragarz noszący ciężkie głazy potrzebne do budowy katedry, był też żołnierzem, bankierem, konsulem morskim. Falcones wplata w fabułę również informacje na temat techniki wznoszenia ogromnych świątyń czy sposobów działania inkwizycji.

Kościół jest tu wszechobecny. I nic dziwnego – w średniowieczu sprawował on niepodzielnie władzę nie tylko nad ludzkimi duszami. By sprawiedliwości stało się zadość, na kartach powieści Kościół ukazany jest wielowymiarowo. Prości ludzie z dzielnicy Ribera w Barcelonie własnymi siłami wznoszą świątynię dla swojej Opiekunki – będzie to katedra Santa Maria de la Mar. Aurnau ma to szczęście, że spotyka prawdziwie świętego kapłana. Dzięki niemu odnajduje drugą Matkę, z którą całe dzieciństwo rozmawia w zaciszu nadmorskiej kaplicy. Na drugim biegunie znajduje się inkwizycja. O tym, jak rządni władzy i bogactwa duchowni potrafili wykorzystać do swoich celów Bogu ducha winnych chrześcijan, przekonał się przybrany brat Arnaua – Joan. Po latach nauki w seminariach i u boku inkwizytorów zatracił zupełnie zdolność słuchania głosu własnego sumienia. Wydałby na śmierć własnego brata, gdyby to było konieczne.

To największy plus długich czasowo fabuł – bohaterowie przechodzą na naszych oczach metamorfozy, nieraz zupełnie nieprawdopodobne. Właśnie pod względem kreacji postaci Katedra w Barcelonie zasługuje na największe uznanie. Nie chodzi nawet o samego Arnaua. On ma w życiu podejrzanie (i paradoksalnie) za dużo szczęścia – spotyka na swej drodze wielu dobrych ludzi, wszędzie jest ulubieńcem, czego by się nie tknął, wszystko mu się udaje. Ale choćby wspomniany Joan czy matka Arnaua – Francesca, albo jego pierwsza miłość – Aledis – oni już wymykają się takiej jednoznacznej ocenie.

W powieści Indefonsa Falconesa znajdziemy wszystko, co w średniowieczu było na porządku dziennym – głód, wojnę, dżumę, pogrom Żydów oskarżonych o wywołanie zarazy (historia lubi się powtarzać). A do tego lekki styl, niemęczący język, bez przydługich wstawek historycznych czy moralizatorskich. I nawet osoba zbyt idealnego Arnaua nie przeszkadza w pozytywnym odbiorze Katedry w Barcelonie. Ten hiszpański Skrzetuski jest w gruncie rzeczy na tyle przystojny i rycerski, by wzbudzić sympatię czytelników, szczególnie płci żeńskiej.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1743
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: