Dodany: 27.03.2013 12:11|Autor: polter

Polska rakieta na czele


Czas na kolejny etap podróży przez konstelację najjaśniejszych gwiazd dwudziestowiecznej fantastyki. Tym razem czytelnikowi towarzyszyć będą postaci takie jak: Roger Zelazny, Ursula K. Le Guin, Ray Bradbury czy Michael Swanwick. Wycieczka w towarzystwie takiej załogi teoretycznie musi być cudownym przeżyciem. W praktyce rzeczywiście cieszy, ale już nie tak, jak przeprawa przez wcześniejsze "Rakietowe szlaki".

Najjaśniej świecącą gwiazdą kolejnego tomu zbioru jest "Kara większa" Marka S. Huberatha. Doskonały pomysł, typowa dla autora intertekstualność (przede wszystkim liczne odwołania do Biblii, które na myśl przywodzą "Miasta pod Skałą", pesymistyczne rozmyślania na temat zbrodni i kary, intrygujące postaci z bestialskimi ciemięzcami i całkowicie zdezorientowanym głównym bohaterem na czele oraz bardzo mocna, niepokojąca pointa czynią z tekstu prawdziwe arcydzieło.

Niewiele słabsze są opowiadania z pogranicza literatury grozy: "Mały morderca" Raya Bradbury’ego i "Umrzeć w Bangkoku" Dana Simmonsa. Pierwsze to melanż "Omenu" w reżyserii Richarda Donnera i "Władcy much" Goldinga, wzbogacony o fascynujący wątek depresji poporodowej. Fragmenty opisujące przeżycia matki, która nie potrafi zaakceptować własnego dziecka, wywołują w czytelniku sprzeczne emocje: nie może zaakceptować jej nienawiści, ale jednocześnie jej współczuje. Tekst Simmonsa mógłby natomiast uchodzić za odległego i dużo ostrzejszego od swych potomków protoplastę utworów Iana McDonalda – w "Umrzeć w Bangkoku" motyw zafascynowania Europy kulturą orientalną miesza się z szalonym seksem i szalejącym AIDS. Mnóstwo w opowiadaniu brzydoty, niosącej jednak ważną treść: trudno oprzeć się magii tajlandzkich nocy i nie dać się wciągnąć w historię amerykańskiego żołnierza. To wszystko daje naprawdę zaskakujący obraz: w antologii kojarzonej z fantastyką naukową zdecydowanie najlepsze są opowiadania bliskie konwencji grozy.

W "Rakietowych szlakach" znalazło się też oczywiście miejsce dla klasycznych tekstów science fiction. Najlepszym jest "Powolne życie" Swanwicka, którego olbrzymią zaletę stanowi innowacyjność. Pisarz kreuje Obcych nietypowych, każe czytelnikowi zastanawiać się nad tym, czym – i czy w ogóle! – są, przeplatając realny świat ze snami. Dzięki temu opowiadanie bawi od początku do samego końca. Ostrzeżenie zawarte w "Naciśnij Enter" Johna Varleya powinno być bliskie dzisiejszemu czytelnikowi: choć tekst trochę się zestarzał i momentami śmieszy, to krytyka ślepego rozwoju techniki wciąż jest jednym z podstawowych zadań fantastyki naukowej. Trzecim z najmocniejszych tekstów bliskich fantastyce naukowej jest "Przyspieszenie Bishopa". Początkowo opowiadanie nie wydaje się nawet solidne: prostota pomysłu i fabuły każe czytelnikowi wierzyć, że to zwykłe czytadło. Jednak zaskakująca końcówka sprawia, że trzeba na tekst spojrzeć inaczej: okazuje się on próbą analizy tego, jak bardzo człowiek potrafi przywiązać się do swej codzienności. "Bezgłośny pistolet" to tekst interesujący, ale nie wybitny: O'Donnevan (znany w niektórych kręgach jako Robert Sheckley) zaskakuje, ale opowiadanie jest zbyt lekkie, żeby brać je na poważnie. Mocno zawodzi natomiast "Polacy to ludzie łagodni" nazwane w przedmowie "pięknym opowiadaniem". Nie ukrywa się w nim nic szczególnego: historia nie niesie żadnych głębszych treści, a pointę można uznać za zaskakującą, ale na pewno nie rewolucyjną.

Trzecią grupę w "Rakietowych szlakach" stanowią teksty tych autorów, którzy zawsze uciekali przed wszystkimi szufladkami. Co ciekawe, utwory Rogera Zelaznego i Ursuli K. Le Guin nie są wcale tak interesujące jak te nieco mniej znanych Lafferty'ego i Simaka. "Aleja Potępionych" oraz "Dzień przed rewolucją" zyskują przede wszystkim za sprawą niezwykłych bohaterów: podróżującego przez pustynię w jeżdżącej twierdzy twardziela i podstarzałej, schorowanej rewolucjonistki. Trudno odnaleźć w nich więcej elementów wartych zapamiętania: Zelazny wykreował mało skomplikowany postapokaliptyczny świat, w którym osadził prostą historię; Le Guin natomiast skupia się na opisaniu przeżyć protagonistki, mniejszy nacisk kładąc na pozostałe elementy opowiadania. Lepsze pomysły odnaleźć można w "Krainie Wielkich Koni" czy "Grocie Tańczących Jeleni". Cyganie, którzy odnajdują swą ojczyznę w skradzionej przez kosmitów dolinie? A może kromaniończyk ukrywający się wśród dwudziestowiecznych archeologów? Te zaskakujące idee doskonale współgrają z nieco lirycznym charakterem obu tekstów.

Trzeci tom "Rakietowych szlaków" nie jest tak niezwykły jak dwa poprzednie. Choć trudno w nim znaleźć słabe opowiadanie, to nie zawiera też zbyt wielu wybitnych utworów, a tych sporo można by odnaleźć w dwóch wcześniejszych częściach. Jednak nie sposób nie docenić tego, jak solidna jest antologia: znaleźć w niej można naprawdę przyjemne lektury.



[Autorem recenzji jest Zicocu.
Tekst pierwotnie opublikowany w serwisie Poltergeist: http://ksiazki.polter.pl]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 653
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: