Dodany: 25.03.2013 00:18|Autor: Literadar

Ogrody Księżyca


Okładka

Rec. Karol Kosakowski
Ocena: 3,5/6


Czarną pokrytą dziobami powierzchnię Chorągiewki Mocka pokrywały plamy rdzy, przypominające krwawe morza. Tym zdaniem zaczyna się jedno z najbardziej monumentalnych dokonań światowej fantastyki. Ogrody Księżyca Stevena Eriksona to pierwsza część liczącego ponad 9,000 stron (wyd. brytyjskie), dziesięciotomowego cyklu Malazańska Księga Poległych Jej lektura to podróż przez to, co teoretycznie fantastyka w swojej konwencji ma najlepszego do zaoferowania. Seria zdążyła w Polsce (jak i na świecie) obrosnąć nimbem dzieła co najmniej nieprzeciętnego i stworzyć wokół siebie silną grupę fanów, dzięki czemu od połowy 2012 roku możemy cieszyć się jej drugim wydaniem – w odświeżonym formacie i nowej szacie graficznej.

Po dwunastu latach bezlitosnej wojny, olbrzymiej armii Imperium Malazańskiego opiera się już tylko jedno wolne miasto, legendarny Darudżystan. W wielowątkowej fabule obserwujemy jak rozsądza się jego przyszłość. Liczba aktorów na scenie tego polityczno-wojennego spektaklu może przyprawiać o zawrót głowy – elitarni żołnierze, potężni magowie, tajne stowarzyszenia, gildie, sieci agentów, bogowie... stanowią dopiero czubek góry lodowej. I z tym właśnie wiążą się dwie największe bolączki powieści. Bohaterowie czy to z powodu nadmiaru, czy też poniekąd dekoracyjnej roli okazują się dość papierowi, brak im życia, zdają się mieć charakter szablonowy – ich losami trudno się emocjonować, śledzi się je raczej jako tło. Nawet te postacie, na które autor kładzie szczególny nacisk zapadają w pamięć raczej jako pojedyncze cechy osobowościowe skrzyżowane ze specyficznymi manierami mówienia, a nie pełnowymiarowe charaktery. Utrudnia to zrozumienia ich motywacji i dokonywanych wyborów. Tym, co w lekturze nie pomaga jest również niedopracowany styl Eriksona, pędzący trochę bez celu, porwany i chaotyczny, często przeskakujący między wątkami w sposób jasno tego nie wskazujący, naśladujący jakby manierę mistrza gry. Powoduje to uczucie zamętu i aż prosi się w niektórych miejscach o zaciągnięcie hamulca i inny, bardziej przejrzysty sposób narracji - nie z powodu mnogości wydarzeń i postaci, ale właśnie niedostatków pisarskich.

Haczykiem, który trzyma przy lekturze jest różnorodność i oryginalność świata przedstawionego – od specyficznego systemu magii, skomplikowanej mitologii wraz z niestandardowym podejściem do boskości - fantastyka wylewa się obficie spomiędzy zdań powieści, czy to w postaci kruków żywiących się nadnaturalną mocą, mieszających się w „ludzkie” sprawy boskich istot, czy już-prawie-wymarłych ras. Rzeczywistość nie przenika się tu z magicznością subtelnie, nie wdziera się też w nią z furią, są one sobie tożsame, oczywiste bez nakreślenia granicy. Nie ma tu odgrzewania dobrze znanych, wypróbowanych, widzianych już w dziesiątkach książek i opowiadań patentów, jeżeli już, to cechy konwencji zostają wypełnione nową treścią przesuwającą je w bliżej w stronę ekstremum, totalnego ich wykorzystania. Erikson nie eksperymentuje z formą i nie tworzy może nowej jakości, ale w maksymalny sposób wykorzystuje potencjał posiadany przez te elementy. Buduje wizję spójną, intrygującą i strawną nie tylko dla zapalonych czytelników fantastyki, osiąga wrażenie niesamowitości, które z łatwością przyciąga. Obcowanie z tak wykreowanym światem staje się przyjemnością. O ile trudno ekscytować się losami pojedynczych bohaterów, to fabuła rozumiana w skali „globalnej”, jej całościowy obraz jaki maluje autor, napawa szacunkiem i budzi ciekawość.

Wielorakość sił biorących udział w toczącej się rozgrywce, jej rozmiar i stawka są tym bardziej imponujące, gdy uświadamiamy sobie jak małym wycinkiem tego, co się dzieje są w istocie. Sposób w jaki autor stopniowo odsuwa soczewkę przez którą obserwujemy wydarzenia, zdanie sobie sprawy z tego jak ogromnej całości są częścią daję dużo radości i zachęca do dalszej lektury – olbrzymi obraz, który stara się wykreować autora obiecuje wiele i pokazuje potencjał drzemiący w jego wyobraźni.

Pierwszy krok tej podróży bywa momentami szorstki i nieprzyjemny, częściowo jest to wina debiutanckiego charakteru powieści, częściowo obranej przez autora drogi – nie zmienia to jednak faktu, że jest to powieść interesująca, która potrafi dać czytelnikowi dużo radości, a przy tym jest zdaje się przede wszystkim rozgrzewką przygotowującą do wymarszu.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1715
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: McGree 20.12.2022 13:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Rec. Karol Kosakows... | Literadar
Każdy rozdział tej książki jest jak wejście do pokoju, w którym rozmawiają jacyś ludzie. Nie wiadomo kto, nie wiadomo o czym, nie wiadomo nawet co to za pokój, a czytelnik ma sie wszystkigo domyślać. Tak się nie pisze książek.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: