Dodany: 21.03.2013 13:36|Autor: dyrwin

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Czyż nie dobija się koni?
McCoy Horace

Egzystencjalny danse macabre


Maraton taneczny jako metafora daremnej, bezcelowej i przepełnionej cierpieniem egzystencji to zabieg artystyczny, którym Horace McCoy ujął mnie jako czytelnika błyskawicznie. Cenię bowiem twórców potrafiących na potrzeby metafory bądź symbolu zaadaptować otaczającą ich rzeczywistość – twórców, którzy bieżącym zachowaniom, wydarzeniom, rozwiązaniom technologicznym są zdolni nadać uniwersalne znaczenia, którzy ten uniwersalizm, ten element abstrakcji dostrzegają w zmieniającym się świecie.

Metafora życia jako tańca nie jest oczywiście w literaturze światowej niczym nowym (stąd też tytuł niniejszej recenzji), funkcjonuje w powszechnej świadomości od setek lat, zmienia jedynie sens – w zależności od potrzeb konkretnej epoki bądź to afirmując życie, bądź to wyrażając refleksję nad przemijaniem. To, co u McCoya oryginalne, wynika więc nie tyle z użytego środka stylistycznego, co z formuły, w jakiej taniec pojawiał się w okresie amerykańskiego międzywojnia – formuły maratonów tanecznych. Te wielodniowe konkursy-widowiska, spopularyzowane w latach 20. ubiegłego wieku, nie tylko dawały okazję do zaprezentowania umiejętności tanecznych i do dobrego zarobku (w powieści, której akcja toczy się w Stanach Zjednoczonych podnoszących się po wielkim kryzysie ekonomicznym, nagroda dla zwycięskiej pary wynosi 1000 dolarów), ale były też nierzadko brutalną próbą wytrzymałości fizycznej i psychicznej; zwycięzcą mógł zostać tylko najbardziej zdeterminowany, najsprytniejszy, najsilniejszy i najlepiej przygotowany do trudów współzawodnictwa.

Maraton McCoya z każdą kolejną stroną powieści staje się coraz bardziej upiorny i nieludzki; postawa organizatorów i mechanizmy konkursu sprowadzają uczestników turnieju do roli katowanych marionetek, które w imię zwycięstwa pokornie akceptują barbarzyński regulamin. Początek zawodów pozornie nie zwiastuje ich okrucieństwa, ale już z pierwszego opisu wywnioskować można, że koncepcja zapowiada się co najmniej niepokojąco:

"Zgodnie z regulaminem tańczyło się godzinę i pięćdziesiąt minut, po czym następowała dziesięciominutowa przerwa na wypoczynek, w czasie której można było spać, jeśli ktoś miał ochotę. Ale w ciągu tych dziesięciu minut człowiek musiał się także ogolić czy wykąpać, opatrzyć nogi albo załatwić inne niezbędne sprawy"[1].

Niewinna zabawa szybko przeradza się w koszmarny cyrk. Organizatorzy, by wzbudzić zainteresowanie widowni, proponują formułę wyścigu par po torze – jak można się domyślić, tańczący już od kilku dni uczestnicy są osłabieni i stają się łatwą ofiarą, ku uciesze zgromadzonych widzów:

"Obróciwszy się zobaczyłem szkliste oczy Glorii. Wiedziałem, że zaraz zemdleje. (...) Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Zanadto byli zajęci zbieraniem tych, co upadli. Widzowie stali na ławkach piejąc z zachwytu"[2].

W tym miejscu trudno wyzbyć się skojarzeń wiążących maraton McCoya z telewizyjnymi hitami w postaci reality shows. By tę analogię wzmocnić, wystarczy wspomnieć, że powieściowy maraton jest urozmaicony takimi wydarzeniami, jak wyreżyserowany ślub jednej z par, gościnne występy celebrytów, interwencja detektywów ścigających zbiegłego mordercę, walka na noże, wreszcie strzelanina... McCoy nie mógł oczywiście wiedzieć, że jego książkowy maraton ma charakter cokolwiek profetyczny, ale my – z perspektywy XXI. wieku – widzimy w nim prekursora masowych widowisk, ściągających odbiorców za pomocą skandali, odgrywanych emocji i wzruszeń. Obok egzystencjalnej metafory, powieść zawiera więc zaskakująco przenikliwą krytykę współczesnej rzeczywistości medialnej. Najwyraźniej ludzkość, mimo dziesięcioleci rozwoju, wciąż łaknie tych samych, bestialskich rozrywek.

Wracając na koniec do kwestii związków książki z nurtem egzystencjalizmu, warto zwrócić uwagę, że sama już konstrukcja narracji sprzyja takiemu odczytaniu powieści. Zajmujący prawie całą książkę wątek maratonu tanecznego jest retrospekcją, pospieszną opowieścią narratora znajdującego się na sali sądowej i wysłuchującego wyroku skazującego go na karę śmierci za zabójstwo partnerki, Glorii. Od początku lektury czytelnik świadom jest zatem fatalnego finału, do którego bohaterowie zmierzają w rytm tanecznej muzyki towarzyszącej zawodom. Przejmująca jest to perspektywa: nieszczęśliwego zakończenia nie da się uniknąć, bohaterowie są na nie odgórnie skazani i jedyne, co pozostaje dla czytelnika zagadką do rozwikłania, to mechanizmy, które doprowadziły do tragicznego finału. Trudno o bardziej przytłaczającą, bardziej egzystencjalistyczną formułę narracji – życie wydało wyrok, opór jest daremny. Autodestrukcyjna i narcystyczna zarazem Gloria jest od pierwszej strony powieści skazana na świadomą klęskę; co bardziej pesymistyczne, w swoim pędzie do unicestwienia nie jest odosobniona, zaraża nim innych. Tytuł książki wyjaśnienie znajduje w ostatnich jej zdaniach, choć już wcześniej jego symbolika staje się dla czytelnika zrozumiała.

Jeśli oceniać powieść McCoya na tle zbliżonych ideowo dzieł innych twórców, nie ma ona głębi i mocy oddziaływania porównywalnej z utworami Camusa czy Sartre'a. Po części wynika to z jej niewielkiej objętości (120 stron), po części z pisarskiej maniery autora, który ma zacięcie realistyczne, nierzadko wręcz dziennikarskie i sucho relacjonuje rzeczywistość, bez tendencji do przenoszenia się w rejony traktatu filozoficznego. Fundamentalne założenia jednak realizuje, będąc powieścią niepokojącą i pesymistyczną, kwestionującą sens cierpienia i ofiary, podającą w wątpliwość szlachetność natury ludzkiej. Unika też McCoy pozy egzystencjalnego kaznodziei, dzięki czemu nie czuć w jego dziele fałszu czy ideologicznego napuszenia.

Ostatecznie więc "Czyż nie dobija się koni?" jest głosem, który zachęca do polemiki i który, choć naznaczony piętnem swoich czasów, dręczy alarmującym, uniwersalnym krytycyzmem.


---
[1] Horace McCoy, "Czyż nie dobija się koni?", przeł. Zofia Zinserling, wyd. PIW, Warszawa 1977, s. 19.
[2] Tamże, s. 61.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5153
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Przepisy 27.03.2013 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Maraton taneczny jako met... | dyrwin
Konstrukcja narracji przyznam nadaje treści przekaz, którego czytelnik nie jest w stanie od razu zrozumieć. Moim zdaniem celowe działanie autora, powinno dodać czytelnikom kolejnych powodów by sięgać po jego twórczość. Pozdrawiam.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: