Dodany: 20.03.2013 20:59|Autor: AnnRK

Książka: Dalej od Buenos
Czerniecki Stefan

1 osoba poleca ten tekst.

Boskie Buenos


Dziś pakujemy plecak i wyruszamy do rodzinnego kraju naszego nowego papieża Franciszka, czyli do Argentyny. W tę podróż zabierze nas Stefan Czerniecki, kartograf, dziennikarz, podróżnik, miłośnik gór i yerba mate. Sam o sobie mówi, że jest "szczęśliwym człowiekiem z maleńkim adhd"[1]. Lektura "Dalej od Buenos" te słowa potwierdza. Autora rozpiera energia, a całej wyprawie towarzyszy jego niegasnący entuzjazm. I co najlepsze, ten entuzjazm udziela się też czytelnikowi. Po prostu nie da się nie uśmiechnąć w trakcie czytania zapisków człowieka, który z taką radością opowiada o tym, jak spełniły się jego marzenia.

"(...) Buenos jako aglomeracja liczy sobie ponad dziesięć milionów mieszkańców. To tak, jakbyśmy spróbowali sprowadzić do Warszawy jedną czwartą mieszkańców Polski. Przejazd z jednego końca miasta na drugi trwa tyle, ile podróż z Warszawy do Augustowa"[2]. Miasto nie ma zbyt wielu interesujących zabytków. Znajduje się tu Teatro Colón z największą widownią na świecie, mogącą pomieścić ok. 3,5 tysiąca miłośników sztuk czy oper. Jest jedna z najszerszych, a przy tym najbardziej ruchliwych ulic na świecie, Avenida 9 Julio. El Obelisco, monument powstały dla upamiętnienia rocznicy osiedlenia się pierwszych hiszpańskich osadników, to wizytówka miasta. I choć prezentuje się niezwykle okazale, świadczy też o tym, że architektura miasta nie rzuca na kolana. A jednak Buenos Aires nie jest pozbawione uroku. Tysiące turystów przechadzających się po Avenida Florida, głównej ulicy miasta, przyciągnął tam magnes atrakcji niekoniecznie związanych z architekturą.

W końcu to w Buenos podaje się najlepsze na świecie steki. To tam można zobaczyć pokazy tanga wprost na ulicy. I właśnie w stolicy Argentyny znajduje się robotnicza dzielnica La Boca, która zafascynowała naszego podróżnika. "Teraz, kiedy już wiem, co tam zobaczyłem, mogę śmiało to napisać. Mianowicie nic w Buenos nie zachwyciło mnie tak jak tam. (...) Bo to nie jest wyłącznie jakaś tam dzielnica. To także religia. Fanatyzm. Niezwykła mieszanka. Uliczni komedianci i kelnerzy pobliskich restauracji, tancerze tanga i przechadzający się zakochani. To wreszcie ubóstwiani piłkarze i ich tifosi. La Boca to cała filozofia życia"[3]. Gwar, ścisk, stragany ze starociami, niezliczone kawiarnie, wszechobecne tango i kolory, mnóstwo kolorów. Czytam opisy Czernieckiego i po prostu chcę tam być. Dać ponieść się muzyce, dać się zaczarować.

Buenos to energia. Widać to także na ulicach, gdzie ruch rządzi się swoimi prawami. Tu większy ma zawsze pierwszeństwo. Rowery uciekają przed rozpędzonymi osobówkami, te ustępują pierwszeństwa autobusom. Zarysowana karoseria nie jest problemem. Trudno, jedziemy dalej. A złość wyrazić można naciskając klakson. Podobnie jak zniecierpliwienie. I wszelkie inne odczucia, uczucia i emocje. Ulice toną w kakofonii dźwięków.

Wiele w tym hałaśliwym Buenos sytuacji, do których trudno przyzwyczaić się Europejczykowi. Wyobrażacie sobie, że wysiadacie z autobusu w towarzystwie grupy ludzi, po czym każdy kuca za potrzebą na przystanku? No właśnie... A jednak jest coś, co chętnie przeniosłabym na nasze polskie, biurokratyczne aż do bólu, podwórko. Pod koniec roku ulice nagle stają się białe. Jak to możliwe w kraju, w którym temperatury oscylują w okolicach plus trzydziestu stopni? Nie, nie mówię o śniegu. "Chodzi o zwyczaj, któremu wierni są wszyscy pracownicy biurowi Buenos. Wraz z ostatnim dniem roku oczyszczają oni biurka i szafy ze wszystkich zbędnych papierów. Wyrzucają zatem wszystkie zeszłoroczne sprawozdania, notatki, plany, grafiki i tak dalej. A gdzie? Na ulicę. Przez okna"[4]. Przyznajcie, że brzmi to kusząco.

Jak głosi tytuł, temat reportażu z podróży Stefana Czernieckiego to nie tylko argentyńska stolica. Jedziemy więc jeszcze "dalej od Buenos". Co nas czeka? Argentyna, ale także Chile i Boliwia. Miasta, ale i góry oraz selwa. Damy się pogryźć agresywnym leśnym owadom, odczujemy skutki choroby wysokościowej, będziemy wędrować po bezdrożach, czekać na autobus, który przyjedzie kiedyś, może, prawdopodobnie. Przy Wodospadzie Iguazú w uszach zadźwięczy nam przepiękny soundtrack Ennia Morricone do filmu "Misja" Rolanda Joffé. Przed nami jeszcze największe solnisko na świecie, Salar de Uyuni. I wizyta w boliwijskiej kopalni. I góry, a wśród nich Cerro Torre. "Jako malec przeglądałem stojące na półkach u mojego taty albumy z górami świata i zobaczyłem Ją. Jedyną na świecie. Piękną. Wyniosłą. Niedostępną. I kiedy mnie ktoś pyta, po co właściwie przyjechałem do Ameryki Południowej, bez wahania odpowiadam zawsze: dla tego widoku. Tak, zdecydowanie to właśnie Cerro Torre stanowiła bezpośredni powód, dla którego w mojej głowie zrodziła się myśl o wyprawie do Ameryki Południowej"[5]. Znacie to uczucie, kiedy po latach snucia planów, po wyśnieniu niezliczonej liczby snów, po gorączce przygotowań i oczekiwań, wreszcie udało wam się spełnić jedno z największych marzeń? Jeśli tak, zrozumiecie, co czuł autor, gdy jego oczom ukazał się jeden z najrzadziej widocznych szczytów świata, wiecznie tonący wśród chmur Cerro Torre.

"Dalej od Buenos" to wspaniały, pełen entuzjazmu i nieokiełznanej radości zapis podróży Stefana Czernieckiego i jego przyjaciółki Moniki po Ameryce Południowej. Podczas lektury miałam wrażenie, że z tego szczęścia autor nieustannie unosił się kilka centymetrów nad ziemią. Spełnienie marzeń o podróżach dodaje skrzydeł, wyzwala niesamowite emocje. Oto znane ze zdjęć czy filmów miejsca są na wyciągnięcie ręki. Podobne emocje towarzyszyły Kindze Choszcz podczas pierwszej wyprawy do Nepalu, Basi Meder, gdy samotnie wędrowała przez Afrykę, czy małżeństwu Opaskom podróżującemu na rowerach dookoła świata. Jednak żadne z nich nie opisywało swoich przygód z takim zapałem, jak Stefan Czerniecki.

Podobnie jak pozostałe książki wydane w serii Biblioteka "Poznaj Świat", i ta pełna jest wspaniałych fotografii. Mam tylko jeden mały zarzut: że zdjęcia nie są podpisane. W większości przypadków rozpoznanie tego, co przedstawiają nie nastręcza trudności, ale mimo to przydałyby się choć krótkie opisy.

Książka Czernieckiego wciąga, entuzjazm autora szybko się udziela, ciekawostki i anegdoty czyta się z zainteresowaniem. Podróżnik, zafascynowany przyrodą i atmosferą wiosek oraz miast, mniej skupia się na ludziach, więcej czasu poświęcając opisom tego, co widzi. Z lekkością i humorem prowadzi nas ze sobą, bawiąc, wzruszając, dzieląc się wiedzą. Warto w tę podroż wyruszyć. Warto zobaczyć jak spełniają się marzenia.



---
[1] Ze strony internetowej czerniecki.net
[2] Stefan Czerniecki, "Dalej od Buenos", wyd. Bernardinum, 2011, s. 27.
[3] Tamże, s. 32.
[4] Tamże, s. 40.
[5] Tamże, s. 74.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 748
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: