Dodany: 17.03.2013 16:26|Autor: Marioosh

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: W cieniu świętej księgi
Frazier Kevin, Halonen Arto

3 osoby polecają ten tekst.

Pieniądz gruby i brudny rządzi światem


Arto Halonen, fiński dokumentalista nagradzany na rozmaitych festiwalach filmów dokumentalnych, znany jest z produkcji mówiących o łamaniu praw człowieka – nakręcił między innymi filmy o Tybecie i o Kubie. W 2008 roku wraz z amerykańskim dziennikarzem Kevinem Frazierem zrealizował film o dyktaturze w Turkmenistanie, a następnie opisał w książce okoliczności jego powstania i wydarzenia, jakie miały miejsce po jego prezentacji.

Turkmenistan to była republika Związku Radzieckiego, która w 1991 roku stała się niepodległym państwem. Prezydentem tego kraju został Saparmurat Nijazow, który za czasów istnienia ZSRR był moskiewską marionetką, a od momentu zwycięstwa w ewidentnie sfałszowanych wyborach stał się żarliwym nacjonalistą i wrogiem sowieckiej Rosji. Powód tej wolty był prosty: Turkmenistan ma drugie co do wielkości złoża gazu ziemnego na świecie. I właśnie gaz stał się przekleństwem tego państwa: Nijazow błyskawicznie uczynił z niego prywatny folwark i doprowadził je niemalże do ruiny. Organizacje humanitarne podają, że do turkmeńskiego budżetu nie wpływał nawet ułamek pieniędzy ze sprzedaży gazu, wszystko szło do kieszeni dyktatora – suma środków na jego zagranicznych kontach przekraczała 3 miliardy dolarów. A tymczasem 58% mieszkańców żyło poniżej granicy nędzy, a bezrobocie sięgało 60%.

Nijazow posłużył się „Ruhnamą” – napisaną przez siebie książką, która jest czymś w rodzaju „Mein Kampf”, czyli zbiorem myśli objawionych, a w rzeczywistości jednym wielkim bełkotem. Kreował się w niej na proroka; mało tego – żądał, aby w świątyniach cytaty z „Ruhnamy” znajdowały się obok cytatów z Koranu. Księga doprowadziła do całkowitej degradacji systemu oświaty, ale taki był jej cel – po pierwsze, służyła do indoktrynacji społeczeństwa już od najmłodszego pokolenia, a po drugie, do skrajnego ograniczenia programu nauczania pozostałych przedmiotów, co zostało uznane za świadome mnożenie ludzi niewykształconych. Wolność słowa to w Turkmenistanie pojęcie abstrakcyjne – według raportów zajmuje on pod tym względem drugie miejsce od końca. Kraj ten jest jednym z głównych producentów bawełny, ale fabryki prosperowały dzięki bezlitosnemu wyzyskowi i skorumpowaniu administracji państwowej. Nijazow czerpał zyski ze wszystkiego – począwszy od handlu gazem, a skończywszy na dochodach z prostytucji, prania brudnych pieniędzy i handlu narkotykami; zresztą to, że jego kraj graniczy z Afganistanem, wykorzystał do stworzenia szlaku przerzutu opium. A żeby było jeszcze ciekawiej, otworzył nad Turkmenistanem, rzecz jasna nie za darmo, korytarze powietrzne dla amerykańskich samolotów bombardujących właśnie Afganistan – jak widać, pecunia non olet. I wszystko to odbywało się na oczach świata, który traktował to niemalże z pobłażaniem, a Nijazowa nazywał ekscentrycznym klaunem; ten budował w stolicy złote pałace, fontanny, a nawet swój gigantyczny pomnik obracający się tak, by twarz zawsze skierowana była w stronę słońca; szczytem jego narcyzmu jest pomnik „Ruhnamy”, który… otwiera się niczym prawdziwa książka. Dlaczego świat na to pozwala?

Odpowiedź jest równie prosta, jak przerażająca i chyba bardziej przykra od opisów represji, jakimi poddany jest turkmeński naród – brzmi ona: forsa. Bogate kraje wręcz bija się o możliwość handlu gazem, przoduje w tym Rosja, ale biorą w tym udział także USA czy Niemcy. Chodzą słuchy, że nasze PGNiG też walczy o dostęp do turkmeńskiego gazu i wcale by mnie to nie zdziwiło – 69% gazu importowanego do Polski pochodzi z Rosji. Dowodem na poddanie się tyranowi jest właśnie „Ruhnama” – kontrahenci wydają tę księgę we własnych krajach w śladowych ilościach, a następnie jadą do Turkmenistanu, pokazują dyktatorowi, że jego idee zostały zaszczepione w danym kraju, i w zamian otrzymują intratny kontrakcik. Swego czasu czytałem w „Wyborczej” reportaż o poszukiwaniu polskiego wydania „Ruhnamy” – przedstawiciele PGNiG kręcili, jak mogli, ale w końcu przyznali, że została ona po polsku wydana bodajże w 10 egzemplarzach. Jeszcze bardziej przerażające są fragmenty, z których dowiadujemy się, że turkmeński reżim wspiera cała galeria światowych firm, od Daimler Benza czy Boeinga zaczynając, na Nokii czy Siemensie kończąc – właśnie Siemens jest najbardziej krytykowany, gdyż stworzył bardzo skuteczny system inwigilacji poprzez monitoring, podsłuchiwanie rozmów czy kontrolowanie Internetu.

Z dużym smutkiem czyta się tę książkę, zwłaszcza gdy słyszy się rozmaitych politykierów mówiących, że w Polsce nie ma wolności. Co prawda Nijazow od ponad sześciu lat nie żyje, ale wszyscy, którzy liczyli, że wraz z jego śmiercią Turkmenistan stanie się państwem choć trochę demokratycznym, srodze się zawiedli – zresztą chyba nie leży w niczyim interesie, by ten kraj stał się demokratyczny. I to w książce Fraziera i Halonena jest najgorsze – państwa, w których jest duży szmal, nigdy nie będą naprawdę wolne: Rosjanie nigdy nie uznają Czeczenii, Ameryka jeszcze długo będzie wprowadzać demokrację w Afganistanie, a Chiny prędzej Tybet zniszczą niż zaakceptują. Siłą tej książki jest to, że autorzy piszą beznamiętnie, po prostu opisują, co widzieli – może to stwarzać pozory pewnej obojętności, ale z drugiej strony autorzy niczego nie sugerują; zresztą przypomnijmy sobie dokument Andrzeja Fidyka „Defilada”, niby nic tam nie tłumaczono, a wszystko było jasne. Wiadomo, że gdyby tę książkę napisał jakiś uciekinier z Turkmenistanu, byłaby ona niesamowicie emocjonalna, ale czy te emocje nie przesłoniłyby nam jej prawdziwego sensu? A prawdziwy sens jest prosty: pieniądz rządzi światem, zwłaszcza duży czy wręcz gigantyczny pieniądz. Prawda jest smutna: ludzie stanowią tylko dodatek do pieniądza, i najlepiej, żeby byli jak najtańsi, zysk będzie większy. Najgorsze jest to, że nie mamy na to najmniejszego wpływu: pewnie, że można by bojkotować firmy wspierające reżimy, ale na dobrą sprawę musielibyśmy zrezygnować ze wszystkiego.

Mocno ta książka daje po głowie, lecz chyba właśnie dlatego warto ją przeczytać; zakłóci czytelnikom spokój, może poruszy ich sumienie, ale na pewno zachęci do refleksji.

Polecam!


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2782
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: carmaniola 18.03.2013 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Arto Halonen, fiński doku... | Marioosh
Przygnębiające. Tym bardziej, że i własny kraj można znaleźć wśród tych, którzy przyczyniają się do umacniania reżimowej władzy. :(
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: