Dodany: 30.11.2007 01:50|Autor: adas
Gorzki smak ziemi
To najmniej polska powieść autorstwa polskiego pisarza, jaką znam. Nie chodzi o to, że jej akcja nie ma nic wspólnego z naszym krajem, nie należy ona także do gatunku "neutralnego", nie jest np. prozą historyczną ani utworem fantastycznym.
"Sól ziemi" ukazała się w połowie lat 30. W zamierzeniu miała być pierwszą częścią trylogii, jednak kolejne tomy - częściowo z powodu II wojny światowej - nigdy się nie ukazały. Bohaterem książki jest Piotr Niewiadomski, podrzędny pracownik małej stacji kolejowej Topory-Czernielica we wschodniej Galicji. Jego matka była Hucułką, nazwisko ma po nigdy niewidzianym ojcu Polaku. Przekroczył już czterdziestkę, nie jest zbyt wykształcony ani bystry, mieszka samotnie w starej chałupie i sypia z dwa razy młodszą Magdą. To wszystko, co da się o nim powiedzieć. Prawie bym zapomniał - jego siostra jest prostytutką w którymś z pobliskich miast.
Od wielu lat pracuje na stacji jako człowiek do wszystkiego i czeka na awans, dzięki któremu dostanie kolejową czapkę. Marzenie ziści się latem 1914 - poprzedni dróżnik dostanie powołanie do wojska, a Piotr zajmie jego budkę. Nie na długo, kilka tygodni później i on trafi do cesarsko-królewskiej armii. Czeka go morderczy trening w węgierskich koszarach pod okiem sztabsfeldfebla Bachmatiuka, przerażającego uosobienia ck Subordynacji. Tu powieść się urywa...
Jak widać, fabuła "Soli ziemi" nie jest zbyt skomplikowana. To jednak nie tu leży jej siła, a w umiejętności przekonującego odmalowania świata, który już nie istnieje. Więcej, świata, który ledwie kilka lat po swym rozpadzie stał się niemożliwą do wyobrażenia abstrakcją. A istniał naprawdę i przez dobrych kilkadziesiąt lat miał się całkiem nieźle: Austro-Węgry. Kraina, w której przysięgę wojskową można było składać w kilku językach. Kraina, w której karierę robiło się tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, a poszczególne prowincje łączyły linie kolejowe oraz wszechobecny kult cesarza Franciszka Józefa. Wszystko inne różniło. Język, religia, wykształcenie, wychowanie.
Jedną z ciekawszych warstw powieści jest opis huculskiej społeczności. Kierującej się własnymi regułami, trochę zamkniętej, ale i barwnej. Obok mieszkają Polacy, liczni Żydzi, kilku urzędników rodem z Pragi czy Wiednia. Sielanka? Nie ma się wrażenia, że pisarz idealizuje Galicję, zbyt dobrze zna nękające ją problemy, choćby wszechobecną biedę. Raczej można wyczuć pretensję człowieka długo oszukiwanego, biedaka, któremu w końcu spadły klapki z oczu i musi zareagować.
Bo ten świat nie mógł przetrwać! Nie w konfrontacji w XX wiekiem, stuleciem, które na dobre zaczęło się w Sarajewie. Wittlinowi udało się uchwycić moment, w którym stare - jeszcze nieświadome skali tragedii - ustępuje miejsca nowemu. W prologu stary cesarz podpisuje decyzję o wybuchu wojny; wojny, która - już po jego śmierci - zniszczy wszystko, czego był symbolem. Jak mógł o tym wiedzieć?
---
Józef Wittlin, "Sól ziemi", PIW 1988, z posłowiem Zygmunta Kubiaka.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.